Spis treści
Dzień dobry,
Długo zastanawiałam się, co powinno być tematem grudniowej Fotografii Kulinarnej z Ziołowym Zakątkiem.
Wiadomo – grudzień, każdy zaaferowany świętami, nie ma czasu wiele rzeczy.
W między czasie dostałam jednak kilka pytań dotyczących tego, jak fotografować w słabym świetle.
Niektórzy piszą, że jest to praktycznie niemożliwe – słońca jak na lekarstwo, światło prześwitując przez stalowo-szare niebo obrzylidwe, generalnie nic, tylko się zahibernować do wiosny:-)
W tym poście pokażę Wam parę moich sposobów na radzenie sobie ze słabym oświetleniem. Przygotowałam również dwa filmiki. W pierwszym opowiadam o technikach fotografowania przy stałym świetle, w drugim – bonusowym – pokazuję energooszczędne świetlówki „studyjne” – taki zestaw z Allegro do oświetlania i opowiadam, jak się spisuje!
Zapraszam!
ps. wpisy tego typu przygotowuję głównie dla osób początkujących. Uważam, że nie ma nic zdrożnego w tłumaczeniu podstaw – robią to nawet uznani fotografowie. Piszę pod kątem pytań, które zadają mi czytelnicy mailowo albo na Facebooku, czasem gdzieś zobaczę pytania na innych blogach czy forach.. Dlatego, jeśli jesteście zaawansowanymi użytkownikami sprzętu, przyjmijcie proszę, że są osoby które np. pierwszy raz słyszały o formacie RAW :-)
Fotografia przy słabym świetle: jak sobie radzić?
1. Używanie różnego rodzaju narzędzi:
Statyw: pewnie słyszeliście to wiele razy. Pewnie dlatego, że statyw jest po prostu koniecznością. Wiem,że są zagorzali przeciwnicy statywu i osoby, które uważają, że statyw ogranicza. To narzędzie jak każde inne: pewnie na początku będziecie chcieli go wyrzucić przez okno, natomiast kiedy się już przyzwyczaicie – nie będziecie mogli się nadziwić jak można było fotografować bez statywu:-)
Dzięki statywowi możecie fotografować nawet w ostatnich promieniach słońca, używać niskiej czułości i dowolnej przysłony – efektywny czas fotografowania znacznie się wydłuży. Jeśli nie macie jeszcze pomysłu na prezent dla siebie – warto zainwestować w statyw.
Uwaga numer 1: robiąc zdjęcia statywem, przy dłuższych czasach naświetlania, warto robić zdjęcia za pomocą samowyzwalacza (lub wężyka spustowego, jeśli ktoś ma) – nie będą wtedy poruszone.
Uwaga numer 2: statyw unosi dużo bardziej wartościowy sprzęt. Wybierając statyw, warto wybrać taki, który jest solidny. Pisałam kiedyś o swoim sprzęcie: używam statywu Silk Pro 360. Do tej pory byłam z niego zadowolona, natomiast kiedy podłączę ciężki obiektyw makro z pierścieniami pośrednimi robi się chybotliwy i muszę uważać, żeby się nie przewrócił. Jest fajny, bo łatwo mogę go wziąć ze sobą w podróż np. pociągiem (na wieś jadę zawsze ze statywem), ale przydałoby mi się też coś masywniejszego:)
Używanie blend.
Co tu dużo pisać – liczy się każdy promień złapanego światła:) Więcej przeczytasz w materiale o blendach i odbłyśnikach.
Tak wygląda moja przestrzeń robocza: tak, patyczek do uszu jest tam celowo:)
2. Manipulacja ustawieniami aparatu
Za wszelką cenę unikam używania wbudowanej lampy błyskowej: co prawda na warsztatach fotografii kulinarnej stosowaliśmy różne techniki używania tej małej lampy, ale nie jestem przekonana nadal:-)
Dlatego staram się robić inne rzeczy:
Zwiększenie czułości ISO:
Dzięki temu skraca się czas potrzebny do prawidłowego naświetlenia zdjęcia (prawidłowej ekspozycji). Generalnie -im wyższa wartość ISO tym szybciej to aparatu dociera światło, tym szybciej robi się zdjęcie ale – uwaga! – coś za coś.
Ze zdjęciem jest jak z obrazem. Jeśli malarz ma go namalować szybko, może zrobić to niechlujnie i niedokładnie. Im większe ISO tym większa możliwość „niedokładności” – przejawia się to w cyfrowych szumach tzw. ziarnie.
Przykład zdjęcia robionego przy wyższym ISO – restauracja Sicilia w Krakowie. Widać mały szum w tle.
To, jakie ziarno akceptujecie i ile szczegółów jesteście w stanie poświęcić zależy od Waszej wizji i Waszego aparatu. Dla mnie akceptowalne są zdjęcia na poziomie ISO 800 – ISO 1200. Wielu osobom podobają się takie zaszumione zdjęcia, czasem specjalnie dodają szum. Sami musicie popróbować:)
Użycie jak najniższej wartości przysłony.
Wiadomo, im jaśniejszy obiektyw, tym więcej światła da się „złapać”. Ja używam zazwyczaj przysłony 2.8 – 3.5, w słabym świetle schodzę do przysłony 2.0 – 2.2.
3. Fotografowanie za pomocą RAW (RAWów).
Każdy kto ma lustrzankę, może sobie ustawić, czy chce żeby jego zdjęcia zapisywały się w formacie RAW i/lub w formacie JPG. RAW to nic innego jak surowy zapis pliku na matrycy aparatu: dostajesz dokładnie to co „widzi” aparat. Bez podkręconych kolorów, kontrastu etc., za to z dużą liczbą zapisanych informacji. JPG to dużo mniejszy, wstępnie przetworzony już przez aparat plik (tak, tak, aparat „obrabia” wasze zdjęcia!) – ładnie wygląda, ale można z niego „wycisnąć” wiele mniej.
RAWy mają generalnie dwie wady:
- są bardzo duże w porównaniu do jpg(u mnie 16mb jedno zdjęcie), wymagają miejsca do przechowywania, dość szybkiego komputera i genieralnie wiecie: są duże:)
- wymagają specjalnego programu do obróbki, przeznaczonego do RAW. RAW musicie obrobić: to surowy obraz na matrycy i musicie wywołać go tak jak kliszę w „cyfrowej ciemni’. Ja używam programu Lightroom 4.1. Z tego co wiem, darmowy GIMP ma wtyczkę umożliwiającą pracowanie z plikami RAW. Nic mi nie wiadomo o Picassie.
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że fotografując w RAWach możesz sobie pozwolić na przyciemnienie obrazu podczas fotografowania. Możesz wtedy robić zdjęcia w krótszym czasie naświetlania, czasem bez statywu (z ręki). W programie do obróbki bardzo łatwo można poprawić potem ekspozycję. Ma to swój koszt: pojawia się tzw. „ziarno” (taki szum), ale wiem, że wiele osób lubi je na zdjęciach i uważa to za retro :)
To, na ile możecie sobie przyciemnić zdjęcie zależy od matrycy Waszego aparatu. Stracicie trochę danych, ale zdjęcie będzie nieporuszone i oczywiście, bez flesha. Ja w swoim aparacie spokojnie obniżam ekspozycję o jeden, dwa stopnie Evola (w wizjerze macie takie kreseczki: kreseczki pokazują właśnie ile stopni Evola zdjęcie jest prześwietlone lub niedoświetlone: w instrukcji aparatu przeczytacie więcej:))
4. Stosowanie zewnętrznych źródeł oświetlenia.
Przyznam, że nie mam tutaj dużego doświadczenia. Przygotowałam film, gdzie pokazuję jak sprawdza się zestaw energooszczędnych lamp oświetleniowych (sprzedawanych jako lampy studyjne).
Taki zestaw można tanio kupić na Allegro. Tutaj ważna uwaga! Jeśli zdecydujecie się na kupno, ważne jest, aby lampa miała temperaturę barwową światła dziennego tj. 5400-5600 stopni Kelvina (niektórzy podają, że 5200-5800). Temperatura światła zawsze jest podana na świetlówce.
Przykład fotografii z użyciem lamp jak powyżej: śledzie po skandynawsku.
Można także doświetlać za pomocą zewnętrznych lamp błyskowych (do tego się przymierzam:)), lamp halogenowych (bardzo fajne o fotografii jedzenia, ale strasznie ciągną prąd i szybko nagrzewają siebie i pomieszczenie. Nie próbowałam!
Podsumowując.
Zimowe światło nie jest najlepsze, ale nie jest też takie złe :-)
Da się z niego sporo wycisnąć, zwłaszcza, jeśli fotografuje się ze statywem i umiejętnie porusza w ustawieniach aparatu.
Oczywiście z pustego nawet Salomon nie naleje, i po zmroku zostają nam sztuczne źródła światła (tylko nie zwykła żarówka!) – ale to już temat na inny post :-)
Jak sobie radzicie z brakiem światła? Może dorzucicie jakieś swoje patenty?