Pozdrowienia z Birmingham – [kurs aromaterapii dla kobiet w ciąży i najmłodszych]

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

Dzień dobry,

To był jeden z najbardziej spontanicznych, intuicyjnych i nieracjonalnych wyjazdów w moim życiu. Od jakiegoś czasu chciałam wyjechać na kurs aromaterapii dla mam w ciąży, karmiących oraz dla małych dzieci do UK, konkretnie do Akademii Aromaterapii Penny Prince (cenionej autorki książek aromaterapii klinicznej). To zagadnienie dość złożone i skomplikowane, dlatego jestem pewna, że będę do niego powracać wielokrotnie i „po kawałeczku”. Nie jestem w stanie przekazać go w poście czy nawet dwóch:-).

Dostaję bardzo dużo pytań dotyczących właśnie tego tematu i przyznam szczerze, że nie czułam się pewnie.  Posiadam szeroką literaturę, jednak wiem, że wiele rzeczy bardzo szybko się przedawnia. Sama świadomość przedawniania to dużo (wiele osób korzysta ze starych receptur zielarskich, nie tylko aromaterapeutycznych, nie zdająć sobie sprawy, że niektórych rzeczy już nie używam tak jak dawniej).  Na przykład dawniej polecano olejek pichtowy nawet najmłodszym dzieciom, dzisiaj raczej się go nie używa poniżej 3 rż. Aromaterapia jako dziedzina nauki rozwija się w zastraszającym tempie i nawet stosunkowo „świeża” literatura (powiedzmy po 2000 roku, jak na polskie warunki to „świeże” książki) jest nieaktualna.

Teoria to teoria, praktyka jest bezcenna

Chciałam być na bieżąco i wiedziałam, że teoria to jedno, ale praktyka to drugie. Tak naprawde jednak pojechałam po jedną, konktretną rzecz: recepturę mieszanki ułatwiającej poród, przyszpieszającej skurcze macicy i potem obkurczanie oraz po wiedzę, jakich olejków używać podczas porodu i połogu. Stwierdziłam, że jeśli dostanę tę jedną recepturę, będę zadowolona i będzie warto.

Teoretycznie byłam przygotowana, ale powiem jasno. Potrzebowałam wiedzy aromaterapeutki, która powie mi: „Tak, te konkretne proporcje tego i tego działają, dziewczyna lepiej zniosła poród” i wiedziałam, że to będzie dla mnie bezcenne.

Pojechałam po recepturę aromaterapeutyczną ułatwiającą poród

Dla tej jednej mieszanki byłam w stanie się spakować i pojechać.

W teorii brzmi sensownie, prawda?

Czasem intuicja i racjonalne przesłanki nie idą ze sobą w parze

W praktyce okazało się, że wszystko jak zwykle jest na wariackich papierach. Najpierw, że pomyliłam terminy. Potem okazało się, że kurs jest przed samiutką Wielkanocą.  W praktyce oznacza to nie tylko, że nie zrobiłam białej kiełbasy  i w Wielki Piątek siedziałam do późna w nocy, żeby upiec  mazurki (moja Mama pracuje zawodowo na zmiany i miała napięty grafik, a jak to tak bez mazurka), ale także dosłownie ostatnie miejsce w samolocie do Birmignham (naprawdę ostatnie) oraz zbójnickie (prawie 2000 złociszy) ceny lotów. Cóż, każdy chce wrócić do Polski na Wielkanoc widocznie :-).

Z racjonalnego i finansowego punktu widzenia było to dość nierozsądne. Zrozumie to zwłaszcza każdy przedsiębiorca który wie, że na kwiecień przypada podatek kwartalny oraz roczny. Żeby było zabawniej, na cle utknęły mi nebulizatory , które miałam rozesłać Klientom i do tej pory jestem wdzięczna mojej Mamie, że nadała te kilkadziesiąt paczek pod moją nieobecność.

Przed samym wyjściem z domu zorientowałam się, że mój dowód osobisty niedługo traci ważność i tak wogóle przez przypadek to spakowałam prawo jazdy, zamiast dowodu. Za daleko bym nie poleciała;-).

Niemniej, jako Królowa Chaosu, jakimś cudem i resztką energii dostałam się do Birmingham, udało mi się pojechać na kurs, nie zostać okradzioną, nie zagubić bagażu, nie zaspać, nie pomylić lotu i jeszcze znaleźć kilka godzin wieczorem na zwiedzanie miasta:-).

Co zabawne, podczas kursu moja przyjaciółka w Polsce była akurat w trakcie porodu (dosłownie, to było już na etapie, gdzie nie znasz dnia ani godziny). I wiesz co?

Na szczęście kieruję się w życiu wewnętrzną intuicją, która dla osób postronnych i mojej rodziny często wygląda jak „dziwne impulsy” i zazwyczaj ulegam jej nie bacząc na konsekwencje np. finansowe. Tym razem również intuicja mnie nie zawiodła.

Bardzo się cieszę, że pojechałam.  Nie tylko dowiedziałam się wielu rzeczy związanych z tematem, ale kolejny raz okazało się, że przypadki rzadzą światem

Teoretycznie pojechałam po receptury dla kobiet w ciąży i połogu, na których i tak nie będę mogła w praktyce zarobić (nie jestem doulą), natomiast przy okazji dowiedziałam się bardzo dużo o mieszankach aromaterapeutycznych balansujących hormony podczas menopauzy oraz.. (coś, czego nie przewidziałam) poprawiających kondycję skóry głowy i skalpu. Znałam hipotetyczne mieszanki ale nie spodziewałam się świadectw, że mają aż tak dobre efekty.

Kolejny raz okazało się, że kumulacja wiedzy robi swoje. Im więcej wiesz o tym więcej rzeczy możesz się dopytać i tym więcej niuansów dostrzegasz.

Wróciłam więc ze słoiczkiem balsamu wywołującego skurcze macicy i ułatwiającego poród, który natychmiast po wylądowaniu nadałam kurierem dla mojej przyjaciółki (niestety jej Synek nie raczył poczekać i przyszedł na świat kilka godzin przed wizytą kuriera, ale robiłam co mogłam!:)) oraz mocnym postanowieniem, że do sklepu wprowadzę olejowe mieszanki poprawiające kondycję skalpu i skóry głowy.  Drugą rzeczą, którą absolutnie chcę zrobić są mieszanki uspokajające (w sensie ułatwiające zasypianie, nie otumaniające) dla Mamy i dziecka. Tak będzie.

Aktualizacja – … i tak jest, zobaczcie serię DobraNocka :)

Podstawą mieszanki ułatwiającej poród i stosowanej w ostatniej fazie jest olejek (właściwie absolut) jaśminowy. Z doświadczenia prowadzącej, w 7o% przypadków mieszanka przyspiesza skurcze macicy, dlatego używa się jej dopiero kiedy pojawi się rozwarcie. 

 

Bardzo miłe było dla mnie, że prowadząca określiła moją wiedzę, jako zaawansowaną, jednak nadal dowiedziałam się bardzo wiele, także w kwestii zastosowań olejków.

Na przykład szałwię muszkatołową kojarzyłam głównie jako olejek uspokajający przy przewlekłym stresie oraz olejek balansujący kobiece hormony, tymczasem okazało się, że może być spokojnie używany w mieszankach (oczywiście odpowiednio przygotowanych i w odpowiednich proporcjach) dla dzieci. Jako ciekawostkę dodam, że na dobór olejków eterycznych wpływa nie tylko doświadczenie i wiedza, ale też osobiste preferencje aromaterapeuty oraz.. różnice kulturowe. Na przykład Polacy lubią mocno działające olejki (w Akademii byli zaskoczeni dużą popularnością oregano na przykład), natomiast w UK aromaterapeuci często zaczynają od najłagodniejszych.

Inna sprawa, że w Polsce taki zawód aromaterapeuty jako takiego nie istnieje (u nas aromaterapeuta do masażysta, nie doradca w sprawach zdrowia) i nawet, gdybym zrobiła sobie kurs aromaterapeuty klinicznego i przystąpiła do któregoś z międzynarodowych stowarzyszeń aromaterapeutycznych (co zresztą planuję zrobić), to co najwyżej mogę sobie powiesić dyplom na ścianie i pisać Wam na blogu co wiem:-).

Najważniejsza rzecz jakiej dowiedziałam się o olejkach eterycznych dla kobiet w ciąży

Najważniejszą, bardzo otwierającą oczy rzeczą było uświadomienie mi, że strach przed olejkami eterycznymi jest wyolbrzymiony.

Zgadzam się w całej rozciągłości. Jest lista olejków, które mogą być bezpiecznie używane w ciąży (napiszę o tym innym razem), oczywiście w odpowiedni sposób (czyli np. zewnętrznie czy przez dyfuzję, a nie że pijesz prosto z butelki bez opamiętania). Te olejki są bezpieczne i przy normalnym stosowaniu (np. na skórę), o ile nie masz uczulenia, nie zagrożą ciąży.

Nie ma w literaturze przypadku, żeby kobieta poroniła, bo używała olejku lawendowego w kosmetyku czy ogólnie używając olejku lawendowego (nie mówię o hipotetycznej sytuacji zatrucia, bo ktoś wypił), właściwie przy normalnym stężeniu nie ma takiej możliwości. Olejek lawendowy jest używany jako olejek przyspieszający miesiączkowanie, dlatego powiązano go ze skruczami macicy, natomiast przy normalnym użytkowaniu nie jest w stanie ich wywołać.

Ja np. mam krem Alchemia no1, który jest świetny jeśli chodzi o utrzymanie elastyczności rozciągającej się skóry (jest w nim min. masło kakaowe oraz olej z pestek róży). Wiele dziewczyn pytało mnie, czy w ciąży mogą używać wersji z olejkiem lawendowym. Nie wiedziałam na 100%, więc na wszelki wypadek przygotowałam wersję bez olejków eterycznych.

Tymczasem okazało się, że w ilości kosmetycznej (pamiętaj, że mam „legalne” kosmetyki, czyli wszystkie stężenia olejków eterycznych są zgodne ze standardami IFRA, to nie jest tak, że leję sobie ile mi się wydaje „na oko”), nie ma żadnego problemu.

Inna sprawa, że ja na kosmetyku prawnie nie mogę napisać, że jest przeznaczony dla kobiet w ciąży (nawet gdyby to była sama oliwa z oliwek albo smalec), bez serii dość kosztownej dokumentacji. Kiedyś może sobie zafunduję taką przyjemność dla moich kremów, ale to tak na marginesie, uroki życia zgodnie z prawem :-).

Wykonaj eksperyment myślowy

[ to tylko eksperyment, nie mówię, że każda kobieta tak robi]

Jesteś kobietą w ciąży.

Wstajesz rano i idziesz do łazienki. Myjesz zęby. Pasta prawdopodobnie zawiera olejek miętowy lub mentol (nota bene w ciąży olejek miętowy jest niezalecany – czy jednak ktokolwiek pyta producenta pasty do zębów czy może używać jej w ciąży? Nie! Ponieważ jest oczywiste, że jest to małe stężenie), potem jeszcze płyn do płukania ust, może płyn do higieny intymnej, też czasem z dodatkiem mentolu (to te odświeżające, które czasem szczypią). Następnie myjesz się mydłem, które pewnie też pachnie. Nakładasz na skórę krem, często z syntetyczną mieszanką zapachową. Może jakiś dezodorant. Jest duża szansa, że ktoś z Twoich domowników używał syntetycznego odświeżacza powietrza w toalecie (wiesz, takiego które sprawia, że pachnie łąką kwietną w łazience).

Wiele osób używa płynów do mycia podłóg pachnących lasem, świeżo ściętym sianem czy czym tam producent obiecuje. Zapewniam, że molekuły zapachowe unoszą się jak szalone. Jeśli lubisz, to być może masz dodatkowo w kontakcie odświeżacz zapachowy. Nie mam nic do odświeżaczy zapachowych, bo to dzięki nim zainteresowałam się aromaterapią: raz dostałam takiego ataku alergii, że po prostu zaczęłam czytać o naturalnych alternatywach. Do tej pory jestem wdzięczna producentom tych cudów, bo gdyby nie ta historia kilka lat temu, to nie pisałabym tego postu:-).

Ciekawostka: formy do czopków. Czopki są używane w aromaterapii w przypadku hemoroidów (mieszankę olejków eterycznych rozpuszcza się w maśle kakaowym oraz oleju kokosowym) lub wszędzie tam, gdzie potrzebujemy szybszego wchłaniania. Uczą tego dopiero, kiedy ma się oficjalne uprawnienia aromaterapeuty klinicznego. Co ciekawe, w Polsce kiedyś zostałam zmieszana z błotem za jedynie zasugerowanie, że w niektórych przypadkach możliwy jest taki sposób podania olejków eterycznych.

Może użyłaś perfumowanego papieru toaletowego. Malujesz paznokcie (nie znam lakieru, który nie śmierdzi), zmiękczasz ubrania i dajesz jakiś płyn o zapachu świeżej bawełny czy czegoś tam. Nakładasz błyszczyk, może też pachnący. Nie zapominajmy o odrobinie perfum.

Jak widzisz sam poranek może wiązać się z ekspozycją na masę zapachów i paradoksalnie, wiele z nich, nie budzi strachu. Osobiście znam wiele przyszłych Mam, które używają bardzo mocno pachnących detergentów do mycia podłóg, ale równocześnie obawiają się kropelki olejku lawendowego.

Żeby było jasne: ja stoję zawsze po stronie bezpieczeństwa, czasem wręcz przesadnie (tak na przykład jak pisałam w przypadku olejku z oregano), natomiast też warto sobie uświadomić, że często wystawiamy się bez kwestionowania na dużo bardziej „ryzykowne” rzeczy, niż olejki eteryczne, używane w sposób bezpieczny oraz rozważny.

Olejki eteryczne mogą być bezpiecznie używane podczas ciąży, porodu, połogu oraz karmienia piersią oraz u większych dzieci (uznaje się obecnie, że tak od 6 miesiąca życia, wcześniej dzieci są bardzo wrażliwe na zapachy).

Aromaterapeutki, które prowadziły szkolenie mówiły, że podczas wieloletniej praktyki widziały skuteczność aromaterapii w przypadku dzieci. To z pewnością fascynujący temat, wart eksploracji!

Plusem wyjazdu „osobistego” jest możliwość spotkania ciekawych ludzi. Na kursie była ze mną np. kobieta, która specjalizuje się w terapii dzieci z zaburzeniami poznawczymi (wybacz, jeśli nie używam dokładnej terminologii, mam problem z polskim słownictwem: chodzi głównie spektrum autyzmu ale też ogólnie problemy ze skupieniem). Tak się złożyło, że na miejscu dokonałam (kto by tam szedł na obiad;)) przeglądu literatury dostępnej na miejscu i okazało się, że też trafiłam na kilka artykułów wiązanych z tematem. Muszę sobie dużo rzeczy doczytać i uporządkować, jednego jednak jestem pewna: gdybym robiła na święta tą białą kiełbasę w domu, nie dowiedziałabym się tyle:)

Trochę nowej literatury aromaterapeutycznej nie zaszkodzi:-) #aromatherapycourse #klaudynahebda #aromaterapia

Post udostępniony przez Klaudyna (@klaudyna.hebda)

Wyjazd utwierdził mnie tylko w postanowieniu, że jeśli finanse oraz zdrowie mi pozwolą, chcę dokończyć kurs aromaterapeuty klinicznego i zrobić to stacjonarnie. Niestety, kurs korespondencyjny to nie jest to samo.

Nawet, jeśli teoretycznie w Polsce będzie to kwalifikacja formalnie bezużyteczna, jeśli będę mogła dzięki niemu poprawić chociaż jedną swoją recepturę, to warto.

Post scriptum czyli poznawanie nowych osób level Klaudyna.

Kupuję sobie owoce w Tesco, bo coś czuję, że ta angielska dieta mi nie służy (tak przynajmniej mówią mi skórki odstające od paznokci, fish and chips z groszkiem to nie do końca moja bajka:-)).

Przy półce z owocami stoi mężczyzna, który też nad czymś się zastanawia.

Potem przez przypadek spotykamy się drodze do China Town. Po angielsku jakoś to dostojniej brzmiało:

Widzę, że na siebie wpadamy.(ja ze swoim dość specyficznym poczuciem humoru) Widocznie uruchomiłeś koło karmy, uważaj.

 

-Co tutaj robisz?

 

-Przyjechałam na kurs aromaterapii.

 

-Co to jest?

 

-Technika zielarska polegająca na leczeniu za pomocą olejków eterycznych, takich ekstraktów, destylatów z różnych ziół.. Wiesz, bezalkohowych.

 

-Brzmi jak jakieś wiedźmiństwo („Wichcraft”). Możesz podać jakiś przykład?

 

-To jest potwierdzone naukowo. Tak, przyjechałam się konkretnie dowiedzieć jakich olejków używać, żeby przyspieszyć skurcze macicy u rodzącej kobiety oraz usuwanie łożyska. A Ty, czym się zajmujesz?

 

-Jestem analitykiem biznesowym, analizuję dane rynkowe. Może dasz się zaprosić na coś do picia?

 

-Raczej nie piję, chociaż widzę, że tu kobiety się onie ograniczają raczej.

 

-Może być sok albo może herbata?

Przyznam szczerze, że to zaproszenie na herbatę było przyczynkiem to jednej z najbardziej inspirujących rozmów w moim życiu (a ja nie mogę się oprzeć inspirującej rozmowie:-)).

Stwierdzam w każdym razie, że to chyba pierwszy podryw na skurcze mięśni macicy o jakim słyszałam ;-). Wiem, że dziewczyny często się zastanawiają jak tutaj zagadać poza internetem do drugiej osoby.. Cóż, już teraz wiecie ;-).

Moje ulubione zdjęcie z całego wyjazdu

„Curioser and curioser”, im jestem starsza tym bardziej :-)

Post udostępniony przez Klaudyna (@klaudyna.hebda)

Podobał Ci się ten post? Podaj dalej!

ps. jutro napiszę więcej o moim kremie Alchemiano1 i ogłoszę terminy warsztatów:)