Leśny surwiwal z dziećmi: przygoda, dendroterapia czy sposób na relacje?

Oceń ten post
Podziel się z innymi:

Spis treści

Czy surwiwal z dziećmi może być sposobem na budowanie relacji? Jak wpływa na zdrowie bliskość przyrody? Czego tak naprawdę uczy sztuka biwakowania? O leśnych wyprawach, mocy wspólnie spędzonego czasu, wspierającej roli przyrody oraz leśnych kompetencjach dzieci i dorosłych rozmawiamy z Bartkiem Guentzelem, edukatorem przyrodniczym, organizatorem leśnych wypraw i warsztatów, autorem książki „Schronienia. Biwaki i improwizowane noclegi”.

Droga do Lasu Justyna Musiał Photography
Fot. Justyna Musiał Photography 

„W środowisku miejskim, ale też w naszych domach, jesteśmy nieustannie wystawiani na tysiące silnych bodźców. (…) To wszystko się w nas kumuluje i jak nie zrzucisz tego raz na jakiś czas, to masz problem. Las przyjmie, rzeka wypłucze, ziemia wchłonie.”

– Bartek Guentzel

[Agnieszka Zawadzka]: Bartku, co Cię woła do lasu? Jako społeczeństwo coraz częściej wracamy do źródeł i szukamy tam wytchnienia: dendroterapia (drzewolecznictwo), sylwoterapia, kąpiele leśne (shinrin-yoku), terapia lasem czy natura przepisywana „na receptę” przez środowiska medyczne, są coraz częściej wykorzystywane w temacie poprawy ogólnego stanu zdrowia, obniżenia stresu, w celach „ułożenia się ze sobą”, swoimi myślami, uważnością i wewnętrznym ładem. Ale czym las jest dla Ciebie? Co się zadziewa w Tobie Bartku w czasie samotnych wypraw do lasu? Czemu wolisz las od np. gry na konsoli?

Leśne warsztaty Fot. Justyna Musiał Photography

Fot. Justyna Musiał Photography 

[Bartek Guentzel]: To wszystko o czym mówisz  może się wydawać czystą ezoteryką, rzeczywiście mamy prawdziwy wysyp form terapii i spotkań z przyrodą w intencji poprawy naszego dobrostanu. To nic nowego, wyszliśmy z lasu jakieś 150 lat temu a mieszkaliśmy w nim od początku naszego gatunku, a więc jakieś 100 tysięcy lat. Mówię o lesie, ale mam na myśli życie zależne i uwarunkowane zjawiskami przyrodniczymi i jej zasobami, takie blisko ziemi, gdzie nasze domy, żywność, ubrania, lekarstwa, wszystko pochodziło bezpośrednio od matki natury. Rozwój nauk tylko utwierdził nas w przekonaniu, że las jest naszym środowiskiem naturalnym i kontakt z nim jest warunkiem naszego dobrostanu psychicznego, ale też i fizycznego. Nie da się tego wymazać w tak krótkim okresie czasu. 

To trochę niesamowite, ale ja większość czasu spędzam w lesie, bo wymaga tego moja praca.

Wydawałoby się więc, że chwil ukojenia i wyciszenia mógłbym szukać na kanapie w wygodnym mieszkaniu, ale jest inaczej. Jeśli tylko poczuję przesyt i przebodźcowanie, od razu uciekam w przyrodę, która układa wszystko na miejscu. Kiedy kończę bardzo intensywny sezon spotkań, wyjazdów, codziennie nowych grup ludzi, wtedy wyjeżdżam na kilka dni na samotną wędrówkę w Bieszczady, gdzie nie dyndam w hamaku a daję sobie porządny wycisk. Nic tak nie resetuje mojego układu nerwowego jak te samotne wyprawy. Na konsoli grałem raz i nie rozumiem fascynacji tym zjawiskiem. Zwróć uwagę, jak wiele wynoszę z takich wypraw. Świat przyrody jest kosmosem różnorodności, codziennie mogę poznawać nowe gatunki, obserwować zjawiska, których jeszcze nie znam i nie rozumiem. Nie da się poznać lasu tak zupełnie. zawsze jest coś do odkrycia i do zachwycenia się.

[AZ]: Czy dostrzegasz wartość samotnych wypraw przyrodniczych w aspekcie psychicznego komfortu, zadbania o swoją głowę, ułożenia się ze sobą, poskładania myśli? Czy w leśnych spacerach obserwujesz element remedium na współczesny pośpiech, wewnętrzny niepokój, stany depresyjne i problemy natury mentalnej? Czy w lesie można medytować?

[BG]: Ja nie umiem medytować, ale umiem się wyciszać. Moi przyjaciele, leśni ludzie, potrafią to robić i las jest dla nich odpowiednim miejscem do tych praktyk. Chwile samotności, ale nie takiej z komputerem czy telefonem, tylko takiej z samym sobą, są w moim odczuciu niezbędne. Coraz częściej spotykam osoby z problemami, o które pytasz i oni wewnętrznie czują potrzebę bycia w przyrodzie, to jak zmywanie z siebie błota, które nas oblepiło w naszym chaotycznym życiu. Las, rzeka, polana działają jak deszcz, który to zmywa. Oczywiście nikt nie pozbędzie się depresji wyjściem na spacer, ale wydaje mi się, że takie praktyki poparte tym, co ma do zaoferowania współczesna nauka mogą sprzyjać wychodzeniu na prostą. W środowisku miejskim, ale też w naszych domach, jesteśmy nieustannie wystawiani na tysiące silnych bodźców. Dzieci, telefony, praca, stres,  docierający zewsząd szum i hałas. To wszystko się w nas kumuluje i jak nie zrzucisz tego raz na jakiś czas, to masz problem. Las przyjmie, rzeka wypłucze, ziemia wchłonie. Mam masę takich doświadczeń i bardzo wierzę w takie działanie przyrody.

Ognisko Fot. Justyna Musiał Photography

Fot. Justyna Musiał Photography

[AZ]: Mówi się, że drzewa leczą: wpływ sosny przeciwdziała depresji i zniechęceniu, towarzystwo jesionu uspokaja i obniża stres, lipa przywraca harmonię, modrzew wzmacnia, świerk uaktywnia optymizm. Czy masz swoje ulubione leśne ścieżki, typy lasów w których ładujesz baterie lepiej niż gdziekolwiek indziej?

[BG]:  Kocham lasy różnorodne. Często idąc przez bór sosnowy, gdzie sosny rosną nasadzone w równych rządkach, ludzie zachwycają się zielenią mchu, który pod nimi rośnie i pewnym ładem panującym w takim miejscu. To nie jest las, a uprawa. Taka sama, jak pole kukurydzy. Wielu z nas lubi porządek. Świat dzikiej przyrody jest bardzo uporządkowany i wszystko jest na swoim miejscu, ale nie wygląda to tak, jak my sobie wyobrażamy. Zdrowy, różnorodny las, to setki tysięcy organizmów połączonych zależnościami, grzyby, owady, bakterie, rośliny na wszystkich piętrach lasu. Mieszkańcy widoczni przez mikroskop i Ci, którzy wydeptują ścieżki idąc przez las. Uwielbiam puszczę i lasy mające znamiona lasów pierwotnych. Mam to szczęście, że w miejscu, w którym mieszkam są jeszcze małe skrawki takich lasów i tam czuję się najlepiej, choć nie są to lasy, po których da się spokojnie spacerować, bo podłoże zasłane jest powalonymi pniami drzew, które zakończyły swoje życie i stały się domem dla innych organizmów. Tak, to mój ulubiony typ lasu.

Drzewa to rzeczywiście zbiór różnorodnych cech i struktur, można by rzec – osobowości. Uwielbiam graby, najbardziej takie stare i poskręcane, które mogą utrzymać ciężar ważącej tonę zielonej korony na cieniutkiej warstewce kory i łyka, cała reszta może być wypróchniała i z naszego punktu widzenia to drzewo nie ma prawa żyć, a ono stoi tak latami i rodzi każdego roku owoce. Chyba nie ma drzewa, którego bym nie lubił, każde ma coś wspaniałego do zaoferowania światu i każde jest potrzebne.

W lesie Fot. Justyna Musiał Photography

Fot. Justyna Musiał Photography

[AZ]: A dźwięki lasu? Czego się bać a co nasłuchiwać z uważnością i zachwytem? Jakie dźwięki lasu lubisz najbardziej?

[BG]:  Jedyny dźwięk, który budzi mój niepokój w lesie, to dźwięk wystrzału w czasie polowań. Nie mam lęków dotyczących dźwięków przyrody, bo takie lęki są bezzasadne. Usłyszeć ryczącego byka, puszczyka czy wilka to wielkie szczęście i zaszczyt, który kojarzy mi się tylko i wyłącznie pozytywnie. Zdaję sobie jednak sprawę, że osoby, które nie spędzają nocy w lesie, mogą czuć się niekomfortowo choćby w obliczu szczekania kozła, czyli samca sarny. To pięknookie zwierzę ma dość nietypowy sposób komunikacji i jeśli nie wiemy kto jest autorem tego “szczekania”, to nasza wyobraźnia może płatać nam figle. Podobnie jest z przenikliwym głosem dzięcioła czarnego. Wiedza, którą gromadzimy, bardzo pomaga w racjonalizowaniu słyszanych dźwięków, a kultura w której wzrastamy często wykorzystuje te odgłosy, aby trochę nas nastraszyć. Lubię siedzieć z grupą przy ogniu i nasłuchiwać nocnego lasu. Tajemnicze i przerażające dźwięki przestają takie być, jeśli je sobie zracjonalizujemy. Pomagam moim gościom w takim nazywaniu dźwięków, ale można to dziś robić samemu dzięki aplikacjom w telefonie. Trzeba jednak pamiętać, że mamy w sobie mocno zakorzenione atawizmy, które odziedziczyliśmy po naszych praprzodkach. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy jesienią usłyszałem wyjącego w lesie wilka. Choć ogromnie się ucieszyłem i było to spełnienie moich marzeń to poczułem zimny pot na plecach i gęsią skórkę. Był to odruch na który nie miałem żadnego wpływu pochodzący z czasów, kiedy ludzie konfrontowali się z wilkami w walce o pożywienie. 

Myślę, że każdy leśny odgłos jest ciekawy i fascynujący. Uwielbiam tę orkiestrę szumu liści, trzeszczących pni, bębnień dzięciołów, cykania owadów i śpiewu ptaków. Myślę, że te dźwięki w dużej mierze składają się na dobroczynny wpływ przyrody dla naszych ciał i umysłów. Z tego powodu warto chodzić do lasu wiosną, kiedy tych dźwięków jest najwięcej.

[AZ]: Hipoteza biofilii zakłada, że ludzie odczuwają biologiczną potrzebę kontaktu z przyrodą. Jest im ona niezbędna dla dobrego samopoczucia i wewnętrznej homeostazy. Jak to się ma względem napiętego grafiku współczesnego homo sapiens, oscylującego w obszarze praca-dzieci-zakupy-dom, gdzie większość czasu spędzamy w dusznych biurowcach, następnie w korkach zawożąc i odwożąc dzieci z placówek, później parkujemy w podziemnych garażach centrów handlowych by uzupełnić zapasy w dyskontach sklepowych, zjeżdżając na wieczór do domu i szykując się do powtórki zdarzeń w dniu następnych. Czy w dzisiejszych czasach wyprawy do lasu mają w ogóle rację bytu? Do kogo są kierowane? Kto zgłasza się na Twoje leśne warsztaty i czego się po nich spodziewa?

[BG]: Wzrost tempa życia i tego wszystkiego o czym mówisz, powinien iść w parze ze wzrostem długości czasu spędzanego w przyrodzie. Im bardziej zamieniamy się w trybiki maszyny i małe roboty wykonujące swoją codzienną pracę w sztucznych warunkach, tym bardziej powinniśmy regenerować się w środowisku naturalnym. Większość ludzi kompletnie tego nie dostrzega lub ignoruje i ta równowaga między pędem, karierą, życiem w mieście a spokojem odczuwanym w przyrodzie, zostaje zachwiana, co budzi stres, przyczynia się do wielu chorób i naszych relacji ze światem. Wielu moich dorosłych klientów to ludzie na wysokich stanowiskach, pracujący w korporacjach, w warunkach kompletnie odciętych od świata przyrody. Ci ludzie mogliby pojechać w dowolne miejsce na świecie, bo ich na to stać, zapewniając sobie najwyższy poziom obsługi i oferowanych atrakcji, ale niektórzy z nich wybierają mój biwak w namiocie, lub spanie pod gołym niebem, gdzie aby wypić kubek kawy, trzeba nazbierać chrustu i trochę kory brzozowej, wykrzesać ogień, wstawić imbryk na ogień i poczekać, a potem jeszcze umyć oblepiony sadzą imbryk w zimnej rzece. Obsługa hotelowa mogłaby przynieść  im doskonałą kawę na srebrnej tacy do łóżka, a oni wybierają trud, niekiedy chłód i brak wygód.

To chyba wiąże się z tym, że będąc w lesie masz poczucie sprawczości. To, co zrobisz, czemu poświęcisz energię działa i funkcjonuje. Jeśli się nie zaangażujesz, nic nie osiągniesz.

We współczesnym miejskim życiu często jest odwrotnie, możesz tyrać jak wół i mieć z tego niewiele, czasem nic. Możesz też leżeć do góry brzuchem i nic nie robić a i tak będziesz mieć co jeść , będzie Ci ciepło i wygodnie. W lesie bierzesz całą odpowiedzialność za swój dobrostan. Do tego wysiłek fizyczny, który jest zbawienny dla naszego ciała i umysłu. Miałem kiedyś na warsztatach dziewczynę, która przeżywała rozstanie z chłopakiem. Była wkurzona, nabuzowana. Widziałem, że jest pełna gniewu i rozpaczy. Dałem jej siekierę i wskazałem powalone drzewo, przeznaczone na opał. Wróciła po dwóch godzinach spocona, z oczami opuchniętymi od łez. To drzewo i siekiera były dla niej najlepszą dostępną metodą na zrzucenie stresu. Zadziałało znakomicie. Przez resztę biwaku była cały czas z nami, uśmiechnięta i zrelaksowana. Zawsze na początku takiego biwaku robię krąg, gdzie pytam uczestników o ich potrzeby i oczekiwania. Najczęstszą potrzebą jest po prostu odpoczynek.

Leśne dzieci Fot. Justyna Musiał Photography

Fot. Justyna Musiał Photography

[AZ]: Propagatorzy dendroterapii (drzewolecznictwa) utrzymują, iż bliskie i częste towarzystwo natury pobudza ludzki organizm do samoleczenia, a przebywanie wśród przyrody poprawia nastrój i samopoczucie. Dziś mamy na to dowody naukowe – dzieje się tak za sprawą wdychania przez nas fitoncydów, wydzielanych przez olejki drzew i krzewów, które mają działanie bakteriobójcze, przeciwgrzybiczne, jonizują ujemnie powietrze wspierając nasz układ oddechowy, a nawet znacząco zwiększają liczbę aktywności komórek NK (natural killers) i białek przeciwnowotworowych.* To tak jakby las dzielił się z nami swoim własnym układem odpornościowym. Jakie są Twoje obserwacje? Czy zdarzyły Ci się przypadki, w których współbiwakowicze odkrywali w sobie nowe pokłady energii i chęci do życia po wspólnych wyprawach do lasu? Czy obserwujesz u ludzi wzmożoną chęć przebywania wśród przyrody po ostatnich lockdownach spowodowanych tematem COVID-19?

*Z badań profesora nadzwyczajnego tokijskiej uczelni Nippon Medical School, Qinga Li

[BG]:  Życie biwakowe jest dość intensywne, choć energia która płynie z takich pobytów wiąże się raczej z wyciszeniem i dobrym snem. Ludziom w lesie towarzyszy częsty zachwyt i radość ze spotkań np. z łosiem. Często pijemy napary z leśnych ziół, które smakują znakomicie i mogłyby spokojnie zastąpić kupowane w sklepie herbaty. Te pokłady energii o którą pytasz, pojawiają się zazwyczaj po powrocie do domu, kiedy jesteśmy dotlenienie, buzują w nas endorfiny a dobra dieta pozwoliła pozbyć się w jakimś stopniu licznych toksyn. Nie jestem więc świadkiem tych przypływów energii, bo efekt przychodzi z opóźnieniem, ale wiem o niej z relacji uczestników moich biwaków. Te same osoby wracają na warsztaty po kilka a nawet kilkanaście razy, więc coś musi w tym być. Jak tylko odblokowano lock-down mój telefon rozdzwonił się i masa ludzi poczuła ogromną potrzebę bycia w lesie. Nic dziwnego. Byliśmy skazani na siedzenie w czterech ścianach, dzieciaki rozpierała energia, której nie mogły wyzwolić, bo zachowania społeczne na to nie pozwalały. Pojawiła się więc potrzeba bycia w nieograniczonej przestrzeni z czystym powietrzem i kojącymi odgłosami. W ogóle mam wrażenie, że po tym, jak poczuliśmy czym jest świat bez spacerów po lesie, więcej ludzi spędza w nich czas. Zwiększony ruch na ścieżkach rekreacyjnych, polanach ogniskowych, polach biwakowych to też efekt sytuacji ekonomicznej. Wielu z nas zmuszonych było do wczasów takich jak dawniej, czyli pod namiotem lub w domku letniskowym gdzieś nad jeziorem, zamiast ciepłych południowych mórz. No i dobrze, dzieciaki na takich wakacjach będą miały więcej możliwości obcowania z rodzimą przyrodą. Mam wrażenie, że i nam i przyrodzie wyjdzie to na zdrowie. 

Leśne warsztaty Fot. Justyna Musiał Photography

Fot. Justyna Musiał Photography

[AZ]: Czy całonocne obozowanie w lesie nie stanowi zagrożenia zdrowia? Dzikie zwierzęta, krwiożercze komary, roznoszące choroby kleszcze… Jak chronisz siebie przed zagrożeniami z natury? W co zaopatrzyć powinni się uczestnicy leśnych warsztatów?

[BG:] Powinienem pewnie odpowiedzieć, że spanie w lesie to samo zdrowie, ale przyznam szczerze, że od jakiegoś czasu nocowanie przy minus 10 stopniach w lesie wiąże się z tym, że mnie wszystko boli i nie wysypiam się zbyt dobrze. Oczywiście jakość takiego zimowego obozowania zależy od naszego przygotowania i doświadczenia. Konieczny jest odpowiedni do warunków pogodowych sprzęt, który poradzi sobie z wilgocią i chłodem. Zupełnie inaczej jest w porze letniej, gdzie wystarczy położyć się na kocu i można przespać noc w hotelu z milionem gwiazdek. Uwielbiam takie nocowanie pod gołym niebem. Jedynym mankamentem takiego biwakowania są oczywiście komary i kleszcze. Śpiąc  w hamaku z moskitierą czy namiocie nie musimy się martwić o te małe krwiożercze stworzonka, ale noc pod gołym niebem z sielanki może się przeobrazić w udrękę. Właściwie na tych dwóch zwierzątkach, czyli na komarach i kleszczach, kończy się lista zwierząt, które mogą nam uprzykrzyć pobyt w lesie. Duże zwierzaki, nawet tak rozbudzające wyobraźnie jak wilki, trzymają się od nas z daleka i nie mają żadnego interesu w tym aby do nas podchodzić. 

Mieszanka Spacerowa PROMOCJA

[BG:]  Wybierając się na noc do lasu warto zadbać o odpowiedni ubiór, a więc długi rękaw i nogawki, najlepiej obcisłe getry i bluza termoaktywna, które świetnie przylegają do ciała i zabezpieczają przed wślizgiwaniem się kleszczy przez mankiety czy nogawki. Dobrze działa też naciągnięcie skarpety na nogawkę, aby nie odsłaniać najczęstszej ścieżki wykorzystywanej przez kleszcze. Oczywiście środki odstraszające owady i pajęczaki, ale warto pamiętać, że ich działanie trwa zazwyczaj 2-3 godziny, no i higiena, czyli staranne obejrzenie całego ciała przed snem i po przebudzeniu. Im szybciej pozbędziemy się kleszcza, tym mniejsze ryzyko, że nabawimy się jakiejś odkleszczowej choroby, a z tymi nie ma żartów.  W ekstremalnych sytuacjach i środowiskach, np. wybierając się na bagna warto zabrać kapelusz z moskitierą, który świetnie chroni i przed słońcem i przed krwiożerczymi komarami.

Jak zanocować w lesie Fot. Justyna Musiał Photography

Fot. Justyna Musiał Photography

[AZ]: Czy każdy może zanocować w lesie?  O czym trzeba pamiętać szykując się na leśną wyprawę?

[BG]: Teoretycznie każda pełnoletnie osoba może udać się na samotne nocowanie do lasu. Dzieci i młodzież powinny robić to pod opieką dorosłych i z moich obserwacji wynika, że nie ma tu limitu wiekowego. Od tego roku mamy możliwość legalnego nocowania w specjalnie wyznaczonych miejscach na terenie wszystkich krajowych nadleśnictw. W zależności od naszej determinacji, warunków pogodowych i doświadczenia, możemy spać w hamaku lub w namiocie, oczywiście potrzebny będzie śpiwór i jakiś materac lub karimata. Przyda się latarka, prowiant i termos z ciepłą herbatą lub kuchenka gazowa o ile możemy w danym miejscu palić ogień. Warto zabezpieczyć się przed deszczem mocując nad hamakiem tarp a także zabrać odporne na wilgoć buty i kurtkę. 

Surwiwal z dziećmi fot. Justyna Musiał Photography
Fot. Justyna Musiał Photography

[AZ]: Skoro biwakować może każdy, dorosły i dziecko, czego na leśnych wycieczkach dowiedzieć się może dorosły, a czego najmłodsi z uczestników (ile mają lat)? Czy kilkuletnie dzieci mają leśne kompetencje? Nie strach pokazać im sztuki rozpalania ogniska czy wręczyć scyzoryk do strugania patyków?

[BG]: Na biwaki przyjeżdżają do mnie mamy z kilkumiesięcznymi maleństwami, które kąpane są w wielkim kotle na zupę, usypiają w hamaku w cieniu drzew i przemierzają ze mną lasy i łąki zamotane w chustach. Może się wydawać, że takie maluszki nie wynoszą wiele z biwakowania z mamą, ale takie rodzicielstwo bliskie przyrodzie i uwzględniające pewne niedogodności z całą pewnością hartuje dzieci i zaowocuje w przyszłości ponadprzeciętnym radzeniem sobie z trudnościami i bliską więzią ze światem przyrody.

Kilkulatki chłoną wszystko jak gąbka i nie mam wątpliwości, aby dziecku z odpowiednio rozwijającą się motoryką, zdrowemu psychicznie dać nożyk i nauczyć go, w jaki sposób się nim posługiwać. Pytasz o leśne kompetencje u dzieci… w mojej ocenie, one się z nimi rodzą. Mają w sobie ciekawość, uważność, świetnie rozwinięte zmysły i motorykę, tak jak obmyśliła to sobie matka natura. Daj dziecku patyk, a znajdzie tysiąc sposobów na jego wykorzystanie. To my dorośli mamy ograniczenia i lęki, w które obrośliśmy z biegiem lat. Dorośli muszą włożyć więcej wysiłku, aby odnaleźć swoje miejsce i poczuć więź z przyrodą. U większości  dzieci działa to natychmiastowo.

Dziś wiele osób przyjeżdża po wiedzę, która może im się przydać w niepewnej przyszłości. Kiedyś była to forma zabawy lub samorozwoju a dziś część moich klientów inwestuje w kompetencje przydatne na wypadek głodu, czy kryzysu energetycznego i chcą się uczyć umiejętności radzenia sobie z takimi zagrożeniami. Na szczęście wiele osób przyjeżdża po odpoczynek wyciszenie i odbudowę więzi ze środowiskiem naturalnym.

Leśne kompetencje Fot. Justyna Musiał Photography

Fot. Justyna Musiał Photography

[AZ]: Czy wspólne budowanie szałasów, przygotowywanie ogniska, organizacja miejsca biwakowego wspiera relacje rodzica i dziecka? Jak to obserwujesz?

[BG]: Sporo miejsca w mojej książce poświęciłem na takie właśnie pojmowanie budowania szałasów. Przecież w większości przypadków te budowle nie będą służyły do mieszkania choćby przez jedną noc, mają one jednak wielki sens w budowie relacji, integracji i wspieraniu więzi w grupie rówieśniczej, rodzinnej i każdej innej.

Uwielbiam się przyglądać, jak rodzice budują schronienie wraz z dziećmi, gdzie każdy ma jakieś zadanie i końcowe dzieło powstaje przy nieocenionym udziale każdego z członków grupy rodzinnej. To bardzo fajnie spaja i przybliża.

Na współprowadzonym przeze mnie Kursie Edukacji i Animacji Przyrodniczej jednym z pierwszych zadań kursantów jest wspólne wykopanie latryny. Po dwóch godzinach kopania, budowania siedziska i maskowania a także przymiarek i pierwszych testów, grupa już jest w świetnych humorach i dobrze się ze sobą czuje. Wspólne tworzenie czegoś trwałego i potrzebnego znakomicie działa na członków każdej społeczności.

Relacja z dzieckiem Fot. Justyna Musiał Photography

Fot. Justyna Musiał Photography

[AZ]: Czym są Leśne Bandy i na czym polegają Wyprawy Robalowe?

[BG]: Wybrałaś nazwy, które mogą budzić ambiwalentne odczucia, ale za jednymi i drugimi kryje się podobna myśl, będąca zarazem moją misją, czyli budowanie relacji między człowiekiem a światem przyrody. Leśne Bandy to mój autorski  projekt dla klas szkół podstawowych, który realizowany jest już 13 miastach w całej Polsce  i rocznie biorą w nim udział tysiące dzieciaków. Polega on na 4 spotkaniach w przyrodzie, prowadzonych przez specjalnie wyszkolonego trenera, gdzie dzieciaki nabywają nowych umiejętności, poznają lokalnie występujące na swoim terenie rośliny i zwierzęta, budują szałasy, uczą się rozpalać ognisko i strugać nożem. Przede wszystkim jednak oswajają się i przybliżają do lasu, czy parku, w którym odbywają się spotkania, aby w przyszłości dbać i chronić skarb jakim jest przyroda. Wyprawa robalowa to jedna z części cyklu wypraw, które organizuję dla rodzin. W ciągu kilku godzin spotkania skupiamy się na jakimś temacie i odwiedzamy atrakcyjne i reprezentatywne dla tego tematu miejsce. W przypadku wyprawy robalowej chodzi oczywiście o różnorakie bezkręgowce, które chcę przybliżyć moim odbiorcom, pokazać jakie są piękne i fascynujące. To co cieszy, to momenty, w których ktoś z lękiem przed pająkami bierze takiego stworka delikatnie na dłoń i obserwuje z fascynacją i dumą z pokonanego lęku. Ależ ja mam fajną pracę. Projektów jest dużo więcej, ale ta moja misja przyświeca im wszystkim, bez względu na grupę docelową i formę.

Wyprawy Robalowe Fot. Justyna Musiał Photography

Fot. Justyna Musiał Photography

[AZ]: Edukacja i Animacja Przyrodnicza –  na czym powinna polegać według Ciebie? Czy widzisz potrzebę uaktywniania tego tematu w przedszkolach, szkołach, domach kultury? Dlaczego postanowiłeś edukować w tym zakresie?

[BG]: Z dzieciństwa pamiętam edukację przyrodniczą w parkach krajobrazowych i lasach państwowych w formie krótkiego spaceru ścieżką dydaktyczną i ogniskiem z kiełbachami. Coś mi wtedy nie pasowało. Czułem, że tak fascynujący świat zasługuje na lepszą prezentację, nie opartą na zakazach i restrykcjach.  Dziś często jest tak, że w powstałych za grube miliony ośrodkach edukacyjnych, wycieczka “do lasu” polega na oglądaniu filmu w klimatyzowanej sali i kolorowaniu wiewiórek. Miałem ostatnio ciekawą rozmowę na ten temat podczas szkolenia, które prowadziłem dla pracowników parków krajobrazowych, na szczęście są wśród nich pasjonaci, którzy widzą ogromny sens wyjść w teren i potrafią przekazywać swoją pasję w sposób najbliższy naturze, gdzie buduje się szacunek i miłość do przyrody, choćby poprzez zabawę, która świetnie przemyca wartości edukacyjne.

W wysokorozwiniętych krajach skandynawskich, czy Niemczech, od dawna istnieją programy edukacji przyrodniczej na wszystkich szczeblach edukacji.

U nas od kilku lat dynamicznie rozwija się sieć leśnych przedszkoli. W Kursie Edukacji i Animacji Przyrodniczej, który prowadzę z moją przyjaciółką –  Kasią Rosińską wzięło już udział ponad 100 edukatorów, którzy tworzą nowe projekty i niosą to dalej w Polskę. Fajnie się to rozwija i cieszy mnie ogromnie, że wszystkie te inicjatywy odbywają się w terenie. Jako społeczeństwo, a nawet gatunek dotarliśmy do ściany, którą sobie sami zbudowaliśmy. Niedawno podano, że jest nas już 8 miliardów, a zasoby naszej planety są na wyczerpaniu. Choć z moimi działaniami udaje mi się docierać do naprawdę dużej grupy odbiorców, to jest to wciąż kropla w morzu. Mając zasób w postaci wiedzy i skutecznego przekazu mam obowiązek robić, co w mojej mocy aby spowolnić proces wyniszczania planety.

Im więcej dzieciaków zacznie już teraz dbać o środowisko, tym więcej w przyszłości będzie prezesów firm, którzy wprowadzą u siebie zasady zrównoważonego rozwoju.

Spróbujmy robić małe kroki: jedzmy mniej mięsa, segregujmy odpady, używajmy mniej wody, a może będzie nam wszystkim, nie tylko ludziom, trochę lepiej. 

 

Bartek Guentzel

 

 

 

Gość rozmowy: Bartek Guentzel, edukator przyrodniczy, autor książki „Schronienia. Biwaki i improwizowane noclegi”, organizator warsztatów przyrodniczo-surwiwalowych oraz zajęć przyrodniczych dla rodzin, szkół i osób dorosłych. Prowadzi profil FB @drogadolasu