Dzień dobry,
Wiele razy pisałam o tym, jak lubimy curry. Myślę, że w mojej kuchni można je przyrównać do schabowego (a może bardziej do niedzielnego rosołu?): może niekoniecznie pojawia się co niedzielę, jednak z pewnością jest to potrawa, która podnosi na duchu, rozwesela, pomaga nawet pogodzić się po kłótni;-)
Dziś, w środku zimy, wyciągnęłam z zamrażarki czosnek niedźwiedzi (może ktoś pamięta, że kupiłam go około 4 kilogramy i trochę mi jeszcze zostało:-)) i przygotowałam rozgrzewające curry w dwóch odsłonach. Pierwszego dnia miało konsystencję zupy, dzięki dodatkowi mleczka kokosowego. Drugiego, po ponownym podgrzaniu, zredukowało się do pożywnego, rozgrzewającego sosu. Wiecie, takie z cyklu – dobre, ale brzydkie :-)
Temu curry bliżej jest do Tajlandii niż Indii, ze względu na dodatek mleczka kokosowego i świeżych liści limonki kaffir. Jeśli chcecie, można wykorzystać też trawę cytrynową, zależy od Was!
W przygotowaniu tego curry wykorzystałam technikę brązowienia składników, której nauczyłam się korzystając z książki pod uroczym tytułem: I love Curry. Nie musicie mieć czosnku niedźwiedziego, jednak gorąco zachęcam do wypróbowania tej techniki (niekoniecznie przy tym curry), ponieważ znacząco podnosi smak.
Zapraszam!
ps. jeśli szukacie podobnych przepisów, bardzo fajnym, rozgrzewającym daniem jest tajska zupa rybna, a dla wegetarian może lankijskie curry z buraczkami? Oczywiście można też sięgnąć po klasykę, jedno z naszych ulubionych curry: chicken palak. Mówiłam już, że lubimy curry?:-)
Uwagi techniczne:
Curry przygotowane wedle przepisu (według mnie) nie jest ostre: dopiero po pierwszym czy drugim skosztowaniu ujawnia się mieszanka smaków i lekkie drapanie w gardle. Oczywiście, można doprawić wedle własnych preferencji, zwłaszcza, że papryczka chilli papryczce chilli nie równa.
Do przygotowania tego curry można wykorzystać dowolną mieszankę przypraw (możecie zrobić własną mieszankę curry, albo dać taką, jaką macie pod ręką). Ja zawsze mam w kuchni kmin rzymski (kumin) i polecam jego dodatek.
Liście limonki kaffir można kupić w marketach w postaci suszonej. Mi udało kupić się w Kuchniach Świata pudełeczko mrożonych liści i przechowuję je sobie w zamrażarce.
Zamiast czosnku niedźwiedziego można użyć kilku ząbków czosnku zwykłego, zmiażdżonych: będą miały nieco bardziej intensywny smak.
Do pierwszego curry (o konsystencji zupy) dodałam szybko gotującego się makaronu japońskiego. Drugie podałam z ryżem.
Jeśli szukacie pomysłu na ryż, polecam ryż z Bali albo Jeera Rice.
To chyba tyle, zapraszam!:-)
Rozgrzewające curry z czosnkiem niedźwiedzim
Składniki:
- 500 g mięsa z kurczaka, pokrojonego na kawałki
- 2 – 3 cebule, pokrojone w piórka
- kawałek imbiru, starty na tarce
- garść czosnku niedźwiedziego (lub kilka ząbków czosnku zwykłego)
- papryczka chilli, pokrojona na kawałki (lub szczypta chilli w płatkach)
- puszka pomidorów (około 500g, podzielone na dwie części)
- 5- 6 liści limonki kaffir lub 2-3 laski trawy cytrynowej, lekko ubite
- 250 g szpinaku (miałam po prostu opakowanie szpinaku w lodówce, można pominąć)
- łyżka sosu rybnego (opcjonalny lecz polecany)
- przyprawy: u mnie – łyżeczka proszku curry, 1/2 łyżeczki kuminu, łyżeczka zmielonej kolendry, różowy pieprz
- puszka mleka kokosowego
- sól, pieprz do smaku
+ olej do smażenia (u mnie – klarowane masło)
+ kubek wody (patrz: instrukcje w przepisie).
Opcjonalnie: sok z limonki, szczypta cukru
Przygotowanie:
W garnku z grubym dnem rozgrzewamy olej lub masło.
Kiedy tłuszcz się nagrzeje, dodajemy cebulę, smażymy na średnim ogniu przez około 8 minut, aż zmięknie i nieco zbrązowieje (ale się nie spali!). Do cebuli dodajemy imbir, chilli czosnek niedźwiedzi (lub zwykły), przyprawy i smażymy jeszcze przez minut, dwie – zwiększając ogień i ciągle mieszając.
Teraz dodajemy połowę pomidorów. Zwiększamy ogień i ciągle mieszamy (żeby się nie przypaliło). Pomidory powinny dość gwałtownie odparować – kiedy zmniejszą objętość, dodajemy 1/3 kubka wody. Odparowujemy jeszcze raz – powinno dość mocno bulgotać i zacznie wydzielać się aromat przypraw. Dodajemy parę łyżek wody (lub 1/3 kubka) i nadal redukujemy. Pasta jest gotowa, kiedy na jej powierzchni zacznie wydzielać się taki olej – będzie też ciemna i intensywnie pachnąca.
Skoncentrowaliśmy aromaty i możemy dodać pozostałe składniki: dodajemy resztę pomidorów, liście limonki kaffir, szpinak, mięso kurczaka. Gotujemy na średnim ogniu, aż mięso zmięknie (przez około 15 minut). Teraz możemy dodać mleko kokosowe, sos rybny (jeśli używamy), doprawić do smaku solą(u mnie weszła łyżeczka soli morskiej), pieprzem. Gotujemy jeszcze przez około 10 minut (oczywiście, jeśli chcecie, można dłużej).
Powinno być zrównoważone w smaku: jeśli wg. Was jest za mdłe, dodajemy soku z limonki (pomidory mogą się różnić słodkością), jeśli za kwaśne (co nie powinno się zdarzyć) – pół łyżeczki cukru.
Serwujemy gorące, z ryżem lub makaronem.
Drugiego dnia jest jeszcze smaczniejsze – przy ponownym odgrzaniu płyn odparowuje i konsystencja staje się bardziej zwarta.
Smacznego!