Czarny kurczak w miodowej glazurze.

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

 

Dzień dobry,

Dziś chciałam Was zaprosić na danie, którym raczyłam się ostatnio przez dwa dni. Czarnego kurczaka w miodowej glazurze. A może kurczaka glazurowanego na ciemno? Nie jest łatwo nazywać przepisy!

To danie proste do wykonania i efektowne, dla wielbicieli mięsa z odrobiną słodyczy. Nie nadaje się na pierwszą randkę ani elegancką wizytę u teściów, to mówię od razu. Dlaczego? Glazura lekko się karmelizuje, jest kleista, rozpływająca się w ustach, zaś „palce lizać” potraktujcie raczej dosłownie.  Wiecie, taki kurczak na bogato!

Przygotowuje się go bardzo łatwo i co najważniejsze, mięso jest smaczne nawet bez wcześniejszego długotrwałego marynowania.

Kiedy przyrządzałam tego kurczaka okazało się, że pod ręką mam granaty, resztki mieszanki sałatowej z radicchio oraz trochę ugotowanego przy innej okazji czarnego ryżu (jest pyszny, pomimo że tym razem musiałam go odgrzać po raz drugi!).  Efekt kolorystyczny: taki jak widzicie! Mimo, że zupełnie przypadkowy, w pełni mnie zadowolił.

Co do smaku: połączenie miodu, musztardy i octu balsamicznego nie może się nie udać!

Zapraszam!

Czarny kurczak w miodowej glazurze

Przepis pochodzi z jednej z najpiękniejszych książek kulinarnych jakie mam w swojej kolekcji: What Katie Ate, Kate Quinn (teraz dostępna jest też po polsku!)

Składniki:

  • 500-600g „pałeczek”i/lub skrzydełek z kurczaka (jak wolicie), im lepsze mięso tym lepsze:) Jak macie trochę więcej to też będzie.
  • łyżka masła klarowanego lub innego tłuszczu do smażenia (w oryginale była oliwa, ale nie lubię na niej smażyć)
  • mała czerwona cebula, posiekana
  • 3 ząbki czosnku, zmiażdżone
  • 1 kubek keczupu pomidorowego* (używam miarki na 200ml)
  • 1/2 kubka musztardy (użyłam takiej z całymi ziarenkami)
  • 1/3 kubka miodu
  • 2 łyżeczki brązowego cukru (pominęłam)
  • 1 łyżeczka wędzonej papryki (gorąco polecam, jeśli nie macie to zwykła papryka w proszku też się nada!)
  • 1 łyżeczka pieprzu kajeńskiego lub ostrej papryki lub szczypta chilli, jak Wam pasuje
  • 3 łyżki sosu Worcestershire (uwielbiam i gorąco polecam, kupicie w każdym większym markecie)
  • 3 łyżki octu balsamicznego
  • sól, pieprz

* z keczupem to może być trochę problem. Ja mam taki bardzo dobry, własnej roboty. Zużyłam na ten przepis ostatni cenny słoiczek:). Jeśli nie macie czegoś podobnego, poszukajcie jakiegoś super keczupu, który składa się głównie z pomidorów. Nie znam się za bardzo na keczupach, ale wiem, że dobry robi firma Krokus z Mazowsza (po prostu długo gotują pomidory, to musi być dobre!). Jamie Oliver lubi Heintza… Jakoś sobie poradzicie:)

Do podania:

  • jakiś ryż albo kasza
  • przez przypadek odkryłam, że bardzo dobrze do całości pasują ziarenka granatu  i jakaś lekka sałatka. Dacie sobie radę!:)

Przygotowanie:

Jeśli używacie „pałeczek” tak jak ja, dobrze jest ściągnąć z nich najpierw skórkę. Marynata dzięki temu dobrze się trzyma i całość ładnie karmelizuje.

Po prostu trzeba naciąć skórę i ostrym nożykiem ją podważyć w kilku miejscach „od środka”, następnie zsunąć rękami i odciąć. Część może zostać na kawałku kości, to nie przeszkadza. Wiem, że ciężko to wytłumaczyć, ale jak spróbujecie pierwszy raz to zrobić to Wam już dobrze pójdzie, bo nie jest to trudne!

Kiedy macie już „oskórowane” pałeczki, ułóżcie je sobie elegancko na jakimś naczyniu do pieczenia i nagrzejcie piekarnik na 170 – 180 C. Posólcie je i popieprzcie, mogą chwilkę poczekać (najlepiej włożyć je do lodówki na chwilę).

Teraz robicie najważniejszą rzecz, czyli marynato-glazurę. Na razie się zbytnio nie napracowaliśmy, marynatę też się robi szybko, w 15 minut.

Rozgrzewamy sobie olej w garnuszku z grubym dnem albo na patelni, dodajemy pokrojoną cebulkę i szklimy ją przez 3-4 minuty. Dodajemy czosnek i na malutkim ogniu jeszcze ze 4 minuty podsmażamy. Dodajemy teraz resztę składników: keczup, musztardę, miód, cukier (jeśli używacie), papryki, sos Worcestershire, ocet balsamiczny. Mieszamy to razem, zwiększamy ogień na średni i gotujemy przez 5-minut.

Wyciągamy kurczaka, polewamy go sosem (ja zrobiłam tak, że każdą część kurczaka zamoczyłam w rondelku, potem ułożyłam z powrotem w naczyniu i jeszcze polałam łyżką, ale pewnie można to zrobić bardziej elegancko:)). Zostawiłam sobie tak z 1/5 marynaty (i tak wychodzi troszkę za dużo) na potem.

Wkładamy kurczaka do piekarnika i pieczemy przez 40 – 45 minut. Tak naprawdę to zależy od Waszego piekarnika: termoobiegi mogą działać szybciej, po prostu sprawdzajcie.

Ja podczas pieczenia raz przewróciłam mięso i polałam je pozostałą marynatą tak z 10 minut przed końcem pieczenia, żeby było bardziej jędrne.

Najważniejsze jest po prostu do niego zajrzeć: jeśli się Wam wydaje że zaczyna się robić lekko suche (bo np. termoobieg) albo się przypalać, można przykryć je folią aluminiową.

Podajemy gorące, razem z ziarenkami granatów, ryżem, sałatką czy co Wam wyobraźnia podpowie.

Smacznego!

Podobał Ci się ten post? Podaj dalej!