Spis treści
Dzień dobry,
Dziś chciałam napisać Wam kilka słów o restauracji/bistro Yellow Dog, do którego zaglądałam już kilkakrotnie w przerwach pomiędzy zajęciami. Yellow Dog proponuje kuchnię dalekowschodnią. Większość dań jest mięsna, jednak wegetarianie również znajdą coś dla siebie.
Przyznam, że kuchnia Dalekiego Wschodu nie jest moją ulubioną kuchnią i nie wiem zbyt wiele na jej temat. Tym chętniej wybrałam się do Yellow Doga.
Mam nadzieję, że recenzja przypadnie Wam do gustu a kiedyś, kto wie, może sami zajrzycie i wyrobicie sobie własne zdanie na ten temat?
Zapraszam!
ps. tym razem, podobnie jak w przypadku recenzji cukierni Bracia Gessler kręcimy lody, przemogłam się i zapytałam obsługę, czy mogę robić zdjęcia. Jestem z siebie dumna, przed dwie minuty pstrykałam bez wyrzutów sumienia! (ale nadal bardzo szybko).
Ulica Krupnicza.
Ulica Krupnicza, to ulica zaczynająca się pod jednym z krakowskich punktów orientacyjnych (i punktów spotkań) – teatrem Bagatela. Zazwyczaj jest bardzo mocno zatłoczona – ciągnie nią zwłaszcza wielu studentów, którzy tędy przedostają się na zajęcia do Auditorium Maximum UJ, kolegium językowego (Paderevianum) oraz do Biblioteki Jagiellońskiej.
[pullquote]Na ulicy Krupniczej jest pełno ciekawych kulinarnie miejsc.[/pullquote]
Krupnicza jest też pełna ciekawych restauracji o dość umiarkowanych (jak na Kraków) cenach. Mamy więc obleganą Karmę,serwującą kawę fair-trade, wegetariańska Vegę z jedzeniem bez smaku, nową włoską i bardzo przytulną restaurację Mięta, która zagościła we wcześniej zrujnowanym pałacyku oraz tytułowego Yellow Doga.
Idąc Krupniczą często miałam wielką, oszkloną witrynę tej restauracji, jednak do wejścia z reguły zniechęcały mnie pustki, jakimi świeciła. Do czasu, aż w Karmie (którą, swoją drogą, bardzo lubię) skończyło się wolne miejsce i świeże powietrze, więc musiałam poszukać alternatywy. Yellow dog był strzałem w dziesiątkę.
Czym jest Yellow Dog? To restauracja, która ma za zadanie przybliżać nam smaki Dalekiego Wschodu. Nie znajdziecie tutaj jednak stłoczonych stolików i podejrzanego jedzenia z chińskich knajpek, ale przestronne, eleganckie i miłe wnętrze, krótką kartę dań z ciekawie skomponowanymi potrawami i dobre jedzenie za rozsądną cenę! W Yellow Dogu znajdziecie więc zupę miso za 9złotych, indyjskie curry z dodatkami za złotych 19, czy pyszne pierożki Won Ton. Ale może od początku.
Słowo o wystroju i obsłudze.
Jak możecie zobaczyć na zdjęciach. Prosto, elegancko i z klasą.
Wystrój jest bardzo prosty:
Ładnie?
Dodatkowo w sali znajdują się krzesełka dla dzieci, kącik zabaw (jakieś malowanki, małe stoliki). Miejsca jest dużo, jest gdzie postawić wózek z dzieckiem. W toalecie nie zauważyłam przewijaka, ale jest dość duża, można spokojnie wejść z małym dzieckiem. Bardzo miła obsługa – pani kelnerka sama zaproponowała, że zapakuje mi resztę dania na wynos. Chętnie udziela informacji co do dań i zna się na składnikach.
Jakie jest jedzenie?
Z tego co jadłam: szybko i prosto podane i smaczne (lub bardzo smaczne). Konkrety?
Jadłam indyjskie curry z kurczakiem w cenie 19 zł (w tym wliczony ryż, chleb naan i jakiś indyjski chrupak – to chyba najtańsze curry w Krakowie!). Sos był bardzo poprawnie przygotowany, aromatyczny, duże kawałki kurczaka. Szkoda tylko , że jak na moje oko, mięso nie było wcześniej marynowane. Sos smakował dobrze, jednak mięso było jakby „oddzielne” i nie przesiąknęło aromatem przypraw.
Innym razem zamówiłam rosół z pierożkami wonton (drobiowo-krewetkowymi). Ta zupa to prawdziwy pocieszacz!
Prosta, aromatyczna, ciepła i sycąca.
Ramen z won ton.
Przychylam się do twierdzenia, że dobrze przyrządzony rosół to najlepsza potrawa na świecie! Za rekomendację niech wystarczy, że moja kuzynka, tradycjonalistka, jeśli chodzi o jedzenie, z przyjemnością pochłonęła całą miskę!
Jadłam również zupę miso, ale nie przypadła mi do gustu (może po prostu nie lubię kuchni japońskiej? kto wie?). Dodam, że porcje wydawane są dość szybko, są duże i bardzo ciepłe. :-)
A za oknem szaruga..
Z kuzynką pochłonęłyśmy też dwa czajniczki herbatki jaśminowej. Pyszna, delikatna, pachnąca kwiatami. Czajniczek za 5 złotych.
Smakował mi również sok z mango z dodatkiem kokosu (fajne, wyczuwalne kawałki)
Moim zdaniem słaby punkt programu to desery. Jadłam pannacottę z dodatkiem pandamu i się rozczarowałam. Na mój gust była po prostu niedobra (kuleczki były fajne, reszta bez smaku). Deser powinien być czymś, co uwieńczy nasz posiłek, tym razem jednak tak nie było. Przyznam, że liczyłam na większą ofertę deserową niż smażone lody i bananowe tiramisu. Miałam nadzieję chociażby na jakiś akcent indyjski. Kto wie, może w przyszłości?
Co mnie zastanawia, to bardzo mały ruch w restauracji. Podczas jednego z pobytów (przesiedziałam trzy godziny, odrabiałam zadanie między zajęciami i czekałam na kuzynkę), przewinęło się zaledwie kilku klientów. W tym czasie w Karmie na przeciwko nie można było wcisnąć szpilki ani usłyszeć własnych myśli. Nie wiem z czego to wynika: lokal jest zdecydowanie wart odwiedzenia.
A tak wygląda ulica Krupnicza zza okna restauracji:
Autentyczność potraw.
Czy potrawy są autentyczne? Nie wiem. Jeśli chodzi o kuchnię Dalekiego Wschodu, mogę podróżować palcem po mapie. Pewnie znajdą się osoby, które wiedzą jak smakuje ryba w Singapurze. Ja nie mam pojęcia, ale cieszę się, że jest miejsce, w którym mogę spróbować nieznanych mi smaków i mam nadzieję, że mają w sobie chociażby namiastkę prawdziwości. Moją nadzieję podsyca to , że kucharzem jest Singapurczyk;)
Myślę że to dobrze, że w Krakowie jest takie miejsce, gdzie w bezpretensjonalny sposób można zjeść ciekawe potrawy. Dobrze, że komuś chce się zaryzykować i otworzyć coś ciekawszego, niż kolejną pizzerię. Do Yellow Doga zajrzę z pewnością nie raz i mocno kibicuję tej restauracji!
I co myślicie o takiej koncepcji?
Podoba się Wam? A może byliście i próbowaliście?
Jeśli możecie mi polecić jakieś fajne miejsce w Krakowie również będę wdzięczna!