Dzień dobry,
Jak pewnie wiesz, uwielbiam targi. Jeśli jeszcze nie wiesz, z pewnością bardzo szybko się przekonasz:-). Targ, market, rynek, targowisko to zazwyczaj jedno z pierwszych miejsc, które odwiedzam w podróży i zawsze staram się potem zabrać tam i moich czytelników!
Dokładnie rok temu byliśmy razem na gruzińskim targu, pół roku temu odwiedziliśmy targowe ulice Neapolu , na pewno wybierzemy się jeszcze na rybny targ Sycylii (do tej pory pokazałam Wam cytrusowy gaj , natomiast nadal nie pokazałam Wam wszystkich sycylijskich cudów, więc cierpliwości!).
Wczoraj zabrałam Cię nad ocean oraz podzieliłam się kilkoma myślami dotyczącymi przypadków w naszym życiu, natomiast dzisiaj zapraszam Cię do towarzyszenia mi w dalszym odkrywaniu Portugalii!
Moje pierwsze kroki, dosłownie pierwsze (pominąwszy oczywiście znalezienie mieszkania), było wybranie się na targ Mercado do Bolhão, znajdujący się praktycznie w centrum Porto. Kiedy powiedziałam o tym mojej przyjaciółce, zażartowała:
Pozwiedzaj trochę to miasto, a nie tylko jedzenie i jedzenie!
Wzięłam sobie tę radę do serca i zabiorę Was też do kilku ciekawych miejsc, jednak będę szczera: jedzenie, owoce i zioła to coś, co mnie napędza i większość mojego doświadczenia buduje się właśnie wokół jedzenia:-)
Mój pierwszy posiłek w Portugalii. Pomidory, oliwa, zioła, świeża bułeczka i kawa, jedzona na rynku. Proste i smaczne!
Targ jest odwiedzany zarówno przez lokalnych mieszkańców jak i turystów i zdecydowanie wart zobaczenia! Może nie znajdziemy na nim aż tylu owoców morza co na targu rybnym Sycylii, ale atmosfera jest niezapomniana!
Na targu jak to na targu, znajdziemy wszystko. Warzywa, ryby, przyprawy, pamiątki i wiele, wiele więcej.. Pomidory, które jadłam najprawdopodobniej pochodzą z jednego z tych stoisk.. Kurczę, taki prosty pomysł, że aż czasem żałuję, że u nas w Polsce wokół wielu targowisk są bary z badziewnym jedzeniem, zamiast kilku prostych rzeczy przyrządzanych z lokalnych produktów, kupionych kilka metrów dalej.. może kiedyś..:)
Więcej pomidorków, kocham pomidorki:)
Ale jeszcze bardziej czosnek.
Czosnek z pomidorkami, to jest to!:)
Oczywiście są też owoce, skusiłam się na zakup kilku marakui..
Oraz czegoś co do tej pory nie wiem czym było, ale miało ciekawy, orzeźwiający smak. Może potrafisz mi podpowiedzieć co to za owoce?
Większość owoców i warzyw jest odważana na staroświeckich wagach, nie żadne tam elektroniczne cuda.
Skusiły mnie stoiska z fasolkami i grochami..
Postanowiłam przywieźć trochę do Polski! Plan jest taki, że je sobie wysieję i a nuż mi wyrośnie portugalski groch w ogródku pod Krakowem! Jak brać pamiątki, to brać pamiątki, prawda?:)
Fasoli jest naprawdę dużo! W ramach cyklu Powrót do korzeni będziemy się uczyć przygotowywać grochy i fasole tak, aby były jak najbardziej zdrowe i odżywcze. Martwiłam się skąd wezmę ładne zdjęcia do zilustrowania cyklu (wiesz, czasem jest tak, że ociągam się z tematem, dopóki nie znajdę materiałów wizualnych:)), no to już mam!:)
Pani była nieco zdziwiona, że biorę małe garści grochów, ale co tam!
Owoce morza nie przestaną mnie zadziwiać! Chyba nigdy..(nie, tych nie próbowałam!)
Podobno jest to wielki delikates (dowiedziałam się po czasie:)).
Ogólnie miałam taki sprytny plan, żeby kupować sobie rzeczy na targu i gotować samodzielnie, ale jedzenie tutaj jest tak pyszne i tak świetnie przyrządzone (zazwyczaj ze świetnym stosunkiem jakości do ceny), że bardzo szybko porzuciłam ten pomysł na rzecz stołowania się w bistro i restauracjach.
Ryby obierane są na miejscu:
Można również zakupić sadzonki warzyw, zupełnie tak jak i nas!
Jeśli chcesz przysiąść, masz kilka miejsc do wyboru:
Tak jak już wiesz (ah, ten blogerski ekshibicjonizm!) jadłam pomidorki, ale za kilka euro sąsiad obok zamówił sobie małże. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zrobić im zdjęcia. Przy czym przyznaję, że byłam tak podekscytowana, że zostawiłam telefon na stoliku: naprawdę miałam sporo szczęścia, że telefon jeszcze mam i nikt go nie zabrał! No dobrze, nie wygląda zachęcająco, ponieważ wiele przeżył, ale wiesz jak to bywa.. Czasem myślę, że mam więcej szczęścia niż rozumu, jak to mówią:-)
Na miejscu można też napić się lokalnej kawy. W Porto nie ma aż tak wielu okazji do wypicia czarnego trunku jak w Neapolu, jednak nadal bez problemu dostaniemy espresso.
Ciekawostka: kiedy proszę o „cappuchino”, w wielu miejscach sprzedawcy oferują mi kawę w proszku, wiecie, to „cappuchino z mnichem” z Mocate, które z 15 lat temu piło się chyba w każdym polskim domu.
Dlatego lepiej prosić po prostu o espresso z mlekiem:)
Wiele osób pytało mnie jak wygląda sprawa z językiem.
Powiem wprost: nie ważne w jakie miejsce świata jedziesz, na targowiskach obowiązuje uniwersalny język uśmiechu, gestu i pieniądza.
Nie ważne czy powiesz „proszę” i „dziękuję” po arabsku, polsku, nowersku: jeśli troszkę pogestykulujesz i wyciągniesz monety, osiągniesz co chcesz !
Myślę, że w taki sam sposób porozumiewali się starożytni Fenicjanie, kiedy podróżowali sprzedając swoje towary wzdłuż Morza Śródziemnego, tak samo porozumiewano się na Jedwabnym i Bursztynowym szlaku, tak samo jest teraz i pewnie będzie tak samo za kilkaset lat..
Może dlatego tak ciągnie mnie do targów?
Wydaje mi się, że to są miejsca, które w swojej istocie bardzo mało zmieniają się wraz z upływem stuleci..
To trochę tak, jakbyśmy uczestniczyli w wyjątkowo ludzkim doświadczeniu. Codziennym, ale niezmiennym od setek pokoleń…
Jest w tym coś budującego, codziennego, magicznego i pociągającego.
Myślę, że między innymi dlatego kocham targi!
Pozdrawiam Cię serdecznie i do zobaczenia jutro – zapraszam na dalszą część portugalskiej wyprawy!