[Vlog] Pozdrowienia z Londynu!

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

Dzień dobry,

Nie, nie poprawiaj monitora, to zdjęcie jest zrobione przez szybę. Skąd? O tym zaraz.

Jeśli nie śledzisz Facebooka, zapewne nie wiesz gdzie się podziewam.

Otóż w pierwszym tygodniu września wybrałam sięna konferencję aromaterapeutyczną w Londynie, dopiero teraz udaje mi się zebrać wrażenia.

Sama konferencja zasługuje na osobny wpis i wiem, że będę nie raz korzystać ze zdobytych informacji. Szczególnie inspirujące były dla mnie wykłady z dr Robertem Tisserandem, światowej klasy specjalistą ds. bezpieczeństwa olejków eterycznych. W końcu wiem jak wyglądają te przeróżne reakcje uczuleniowe, o których czytałam. Niezwykle ciekawe było dla mnie także seminarium dotyczące receptorów bólowych oraz leczenia olejkami eterycznymi w warunkach katastrofy naturalnej. Rzeczywiście, działają!

Dziś jednak nie o tym, ponieważ wiele rzeczy muszę poukładać sobie w głowie i w osobistych notatkach.

Tym razem więc trochę wspominek. W sumie to kolejne urodziny mojego bloga i mojej firmy, więc mogę sobie powspominać, prawda?

To niesamowite, ale bloga prowadzę nieprzerwanie od 2009 roku i bardzo możliwe, że jeśli czytasz mnie od długiego czasu, będziesz nawet wiedzieć o której wyprawie mówię!

[Ahh, stare czasy… Londyn 2011]

 

Dziś kilka słów o Londynie

Nie jest tajemnicą, że uwielbiam to miasto.

Od dziecka ciągnęło mnie to wiktoriańskiej Anglii (nie wiadomo dlaczego, dzieci mają różne zainteresowania, prawda?), przepięknych botanicznych rycin oraz mrocznych historii rodem z XIX wiecznej literatury.

Myślę, z dużą dozą pewności, że nie chciałabym mieszkać w tym ruchliwym mieście, jednak kiedy już jestem na miejscu, z przyjemnością spaceruję całymi godzinami, a to podziwiając wyspiarską florę (bardzo ciekawą, ze względu na łagodny klimat), a to gubić się w wąskich uliczkach lub na targach.

Tak naprawdę może to wszystko bardzo romantycznie brzmi, jednak w praktyce to co robiłam, to szłam szarpkim krokiem (około 25 kilometrów dziennie spacerowałam, bo w sumie skoro większość czasu spędzam w murach uniwersytetu, to można się przynajmniej przejść;)) i starałam się czerpać jak najwięcej z miasta. Czy to o poranku, czy nocą.

Spotkania na szczycie

To co widzicie na pierwszym zdjęciu, to widok z 72 piętra biurowca Shard, najwyższego budynku w Londynie. Jasne, mogłam zaplanować sobie zwiedzanie z punktu A do punktu B, jednak właśnie w tym miejscu spędziłam ponad trzy godziny. Od późnego popołudnia, do zamknięcia.

Czasami nie chodzi o to, żeby „zaliczyć” konkretne miejsca (chyba, że jest to najlepsze jedzonko w okolicy, wtedy nie ma uproś;-)), ale chłonąć atmosferę.

To było naprawdę magiczne doświadczenie, patrzeć spokojnie kiedy słońce powoli zachodzi i miasto zaczyna rozbłyskać światłami..

Jeśli czas to pieniądz, to chyba nie ma większej definicji luksusu, jak luksus obserwowania niespiesznie zachodzącego słońca. Czy to ma sens? Pewnie nie, jednak jest bardzo, bardzo przyjemne.

Podobno pokój hotelowy z takim widokiem kosztuje kilka tysięcy funtów za dobę, zaś mieszkania idą w grube miliony. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek było mnie stać na taką ekstrawagancję. Na szczęście, zachód słońca jest dla każdego.

Jednym z elementów przemieszczania się są też przypadkowe spotkania. Niektóre bezsensowne, inne troszkę niebezpieczne, jeszcze inne bardzo inspirujące i zapadające w pamięć.

Ten drink nie jest mój.

Należał do chłopaka, który uparcie fotografował go przez kilka minut. Jak, jako osoba, która pracuje po części jako fotograf kulinarny, mogłam się nie wtrącić?:-)

-Nie chciałabyś spróbować kiedyś skoczyć z paralotni? – zapytał

-Chyba mam lęk wysokości więc raczej nie.

-Nie wyglądasz jakbyś czegokolwiek się bała. Paralotnia jest fantastyczna, nawet teraz, kiedy patrzę w dół, moje instynkty mówią mi, żeby skoczyć. Czujesz się obserwatorem świata i płyniesz w powietrzu.

-Ikar też płynął w powietrzu, za dobrze nie skończył. Zresztą, pływać też się boję. Dobrze, że mają barierki, co? Instynkty to straszna rzecz.

-Nie jestem pewien, przez nie rozmazują mi się zdjęcia.

-Przynajmniej ma je kto robić.

-Masz cięty język, co?

-Powstrzymuję się przy obcych.

Godzinę później:

-Zobacz, pracuję w tym budynku. To jeden z największych banków. Mam świetną pracę, ale chyba wrócę do mojego rodzinnego kraju. Czeka na mnie dziewczyna, chcę ją poślubić, ale jej rodzina za mną nie przepada, mimo, że mnie nigdy nie spotkali. Postanowiłem zarobić jak najwięcej, żeby im pokazać, że jestem poważny. Czekam na nią już kilka lat, z nikim się nie spotykam i nie zamierzam. Będzie głupio, jeśli się rozmyśli..

-Trochę głupio, natomiast wiesz, ludzie mają prawo zmieniać zdanie, na tym polega wolna wola.

-Mam nadzieję, że nawet jeśli tak się stanie, to będzie szczęśliwa. Ja sobie na pewno poradzę. Wiesz, dawno z nikim nie rozmawiałem przez dłuższy czas, zostaniesz może, żeby zobaczyć miasto nocą? Na pewno zrobisz kilka ciekawych zdjęć.

Zabawne, nie pamiętam nawet jak miał na imię, ale wiem, że po dwóch godzinach rozmawialiśmy już o kole życia i sensie lub bezsensie istnienia. W sumie zależy z jakiej perspektywy na to spojrzeć, prawda?

To są rzeczy i ułamki wspomnień, których nie da się kupić.

Pewnie nie będę pamiętać, ile dokładnie wydałam na tę podróż (a ze względu na nowy, duży projekt który właśnie realizuję była dość ryzykowna dla mnie finansowo). Natomiast pewno będę pamiętała*, że kiedyś, na 72 piętrze Sharda, patrząc z góry na jedno z moim ulubionych miast (Kraków górą!) siedziałam ramię w ramię z przypadkową osobą, rozmawiając o rzeczach smutnych, zabawnych, błahych i zupełnie poważnych.

*wykluczając fizyczne uszkodzenie mózgu czy chorobę Alzheimera.

Nie wiem co będzie za kilka lat, ale kto wie…?

Może któregoś września będzie mi dane napisać: „A pamiętasz, kiedy w 2017 roku …”.

Może nawet właśnie Ty to przeczytasz i mam nadzieję, że chociaż troszkę się uśmiechniesz.

Upływ czasu nie zawsze jest złą rzeczą.

Czasem to od nas zależy, czy pozwolimy sobie na znalezienie magicznych momentów.

Takich, których nie można kupić za pieniądze.

Są wszędzie: w wielkich miastach, wsiach, lasach, pociągach.

Czasem tylko wystarczy pozwolić się im wydarzyć.

A na zdjęciu.. zapowiedź kolejnego postu, czyli wizyty w motylarium!

Podobał Ci się ten wpis? Podaj dalej!