Kto pyta nie błądzi czyli nie bój się lekarza!

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

Dzień dobry,

Dziś chciałam Wam napisać kolejny post z cyklu „Owoce jesieni”, ale moje serce podytkowało mi coś z goła innego.Tak się zdarzyło, że ostatni weekend spędziłam na studiach ziołoznawczych, między innymi mając wykłady z farmaceutą i prowadząc rozmowy z koleżankami-farmaceutkami. Byłam pod wrażeniem ich profesjonalnej wiedzy, także na temat substancji naturalnych.

I kiedy tak byłam sobie pod tym wrażeniem, zerknęłam na mojego smartfona (co jakiś czas moderuję komentarze) i przeczytałam bardzo ciekawy komentarz pod postem dotyczącym liści malin (za który bardzo, bardzo dziękuję!):

Co do porady lekarza, cóż, ja bym się nie odważyła tego tematu poruszać z moim lekarzem, gdyż od razu usłyszałabym komentarz, że albo leczę się u lekarza, albo „szarlatana”. Większość lekarzy ma wątłe pojęcie o zielarstwie (a do braku wiedzy nie przyzna się żaden lekarz) a do tego są przeciwni alternatywnym metodom leczenia.

Ten komentarz przypomniał mi, że co jakiś czas dostaję od Was maile w których skarżycie się, że lekarze nie traktują Was poważnie kiedy pytacie o zioła, że chcielibyście zapytać ale się krępujecie bo np. nie wiecie jaka będzie reakcja alergologa albo wręcz jesteście zbywani czy nawet ośmieszani z powodu tych pytań.  Za każdym razem kiedy czytam podobne słowa serce mi krwawi i dlatego dziś chciałabym Wam przekazać jedną myśl: nie bójcie się pytać!  Spotkanie ze specjalistą powinno być właśnie takim czasem na pytania (inna sprawa, że często nie wiemy o co pytać) i mam nadzieję, że w dalszej części postu Was do tego przekonam!


Nie bój się pytać!

Ogólnie ja jestem straszną osobą jeśli chodzi o pytania. Na wykładach ciągle pytam o to co mnie interesuje (chociaż staram się to robić w odpowiednim momencie), zamęczam pytaniami lekarzy: nie ważne czy ginekolog czy alergolog, skoro już udało mi się przyjechać albo dobić do drzwi w gigantycznej kolejce,  to nie ma litości. Pytam w aptekach i w sklepach ekologicznych. Co gorsza, czasami pytam o rzeczy, na które dokładnie znam odpowiedź, żeby wytestować, czy mój rozmówca mniej więcej wie o czym mówi, czy tak sobie mówi po prostu ;-). Wiem, że jestem strasznym pytaczem.

Także to co piszę, piszę z perspektywy osoby która ciągle pyta , zadaje nawet pytania głupie czy oczywiste, bo przecież nie muszę się wstydzić, że czegoś nie wiem. Pamiętam, że czasami w liceum nauczyciele mówili „Jak to Ty TEGO nie wiesz?”. Dawniej mnie to zawstydzało, teraz odpowiedziałabym „Nie wiem i co z tego? To nie przestępstwo. Pani też wszystkiego nie wie”. Zresztą teraz też mi się to zdarza („TY nie znasz TEGO zioła?”. Nie znam, pozwij mnie do sądu;)).

Bardzo chciałabym również Wasz zachęcić do pytania.  Najlepiej ekspertów, czyli lekarzy i farmaceutów. To naprawdę nie jest straszne, macie 50% szansy, że się czegoś dowiecie: to bardzo dużo! Najwyżej będziecie wiedzieć, że pytaliście!

Słowo klucz: Farmakopea

Ustalmy sobie jedną rzecz. To nie jest tak, że wszystkie zioła są „alternatywne”, „szarlatańskie”, „niekonwencjonalne”, przeciwstawne do „prawdziwej/komercyjnej” farmacji. Wiele ziół (dawniej to się nazywało „Surowców zielarskich” teraz mówi się „substancji ziołowych”) jest jak najbardziej, do szpiku kości konwencjonalna. U podstaw współczesnej farmacji leżą substancje naturalne i Europa ma naprawdę przebogatą tradycję ich używania.

Oficjalnie potwierdza to wielotomowe tomiszcze zwane Farmakopeą. To z niej lekarze i farmaceuci dowiadują się na bieżąco jakie surowce – także pochodzenia naturalnego – są obecnie oficjalnie przebadane i mogą być używane w lecznictwie. Mnóstwo ziół to właśnie substancje farmakopealne, które mają w Farmakopei swoje dokładne monografie. Oznacza to w praktyce, że są stosowane w medycynie konwencjonalnej w jakiś sposób i jeśli traficie na lekarza, który Was wyśmieje za to, że wspominacie o pokrzywie, głogu czy żywokoście, to macie prawo rzucić mu prosto w twarz zdaniem: „Przecież to surowiec ujęty w Farmakopei”. Powinno to zdjąć uśmiech politowania z twarzy.

Osobiście nie spotkałam się z lekarzem, który wyśmiałby stosowanie ziół (co najwyżej mówił o interakcjach albo o tym, że to już za słabe albo że tego się już nie stosuje, bo są lepsze preparaty np. z aktywnymi wyciągami), ale czytelnicy co jakiś czas piszą mi, że spotyka ich niemiła odpowiedź ze strony lekarzy.

Niesłusznie, macie prawo pytać i nie miejcie wyrzutów, że pytacie o rzeczy, które są spoza „oficjalnej farmacji”. Duża, duża część roślin jest właśnie u samych podstaw farmacji i lecznictwa (także olejki aromaterapeutyczne są substancją ziołową ujętą w Farmakopei!) i absolutnie nie dajcie się zbić z tropu!

Lekarz nie jest cyborgiem i ma prawo nie pamiętać (kto by spamiętał te potężne tomy?) albo nie wiedzieć (i byłoby idealnie, gdyby się do tego przyznał), ma prawo Wam powiedzieć, że Wasz pomysł użycia konkretnego zioła jest bezsensowny albo wręcz niebezpieczny, ma prawo powiedzieć, że tego zioła nie ma w europejskiej farmakopei, że nie jest stosowane, że nigdy o nim nie słyszał, że nie ma badań potwierdzających skuteczność. Nie ma natomiast prawa Was wyśmiewać, zawstydzać czy wprowadzać atmosfery że jesteście zacofani, stuknięci, pseudonowocześni czy cokolwiek innego, tylko dlatego, że chcecie stosować zioła.

Pamiętajcie, tomy Farmakopei stoją za Wami murem i oficjalna medycyna naprawdę może być przyjacielem miłośnika ziół.

suplementy-diety-0405

 

Farmaceuta to nie tylko pan, który podaje tabletki.

Może się jednak zdarzyć, że lekarz nie jest najlepszą osobą do tego, aby pytać o zioła, zwłaszcza te na codzienne dolegliwości. Chirurg może akurat nie mieć takiej wiedzy, może być zbyt zajęty, są różne powody. Często lepszą osobą do pytania o zioła może być farmaceuta. Tak, farmaceuta, ponieważ to nie tylko osoba, która podaje z półki gotowe tabletki. Przed wojną po angielsku apteki nazywały się „chemist shop” („sklep chemiczny”) ponieważ farmaceuci posiadali tak złożoną wiedzę , potrafili robić rzeczy, które obecnie robimy np. za wspomaganiem komputerowym: farmacja była naprawdę złożoną i trudną sztuką.

Pamiętajcie, że farmaceuta to nie tylko osoba, która sprawdza recepty, podaje tabletki, ewentualnie proponuje zamienniki i wręcza Wam paragon.

Co trzeba obecnie zrobić, żeby móc pracować w aptece?

a) zostać technikiem farmacji (ten zawód ma wygasnąć w 2018 roku bodajże). Są świetni technicy farmacji ale są też ekhem, mniej świetni, którzy nie do końca ogarniają temat (niestety, prawdziwe historie z pierwszej ręki), nie uogólniam, ale obecnie poziom kształcenia i absolwentów techników jest różny.

b) ukończyć wieloletnie, wyczerpujące psychicznie i fizycznie studia farmacji (tutaj większa szansa, że farmaceuta będzie bardziej poinformowany)

Są jeszcze aptekarze „starej daty” (oczywiście tez odpowiednio wykształceni), którzy często posiadają potężną, potężną wiedzę, zwłaszcza na temat naturalnych środków leczniczych: dawniej przecież trzeba było przygotować w aptece o wiele więcej receptur niż obecnie, bardzo często z udziałem surowców naturalnych (nawet takich, które obecnie są wycofane). Na studiach na które obecnie chodzę, wykłada kilku farmaceutów (równocześnie o stopniu naukowym doktora) i mają olbrzymią wiedzę na temat surowców roślinnych. Na takich aptekarzy możecie trafić zarówno w dużych miastach jak i w mniejszych miasteczkach.

Farmaceuta to teoretycznie (i bardzo często praktycznie) osoba o olbrzymiej wiedzy. Nawet współcześnie mnóstwo leków jest robionych z udziałem wyciągów z ziół i farmaceuta może (ale nie musi) mieć na ich temat nawet większą wiedzę, niż lekarz.

Farmaceuci są także na bieżąco ze zmianami w Farmakopei i jeśli w reklamie słyszycie „skonsultuj się z lekarzem lub  farmaceutą” to naprawdę możecie to zrobić.  Nie każdy ma czas, ochotę i chęć iść do lekarza (sama chodzę kiedy naprawdę już muszę), czasami rzeczywiście lekarza możemy się wstydzić pytać o niektóre rzeczy, żeby nie wyjść na „stukniętych ziołowo”, ale z farmaceutą to jest zawsze bardziej neutralne.

Apteki są na każdym rogu, można pójść i się zapytać, aczkolwiek gorąco radziłabym Wam znaleźć zaufaną aptekę, taką, która jest interesem rodzinnym albo taką, którą prowadzi osoba, której ufacie i tam pytać i ewentualnie kupować.

Często w marketowych aptekach nie ma czasu na rozmowę, czasem służą w dużej mierze jako punkt sprzedaży dermokosmetyków, różnie bywa (chociaż np. w aptece w Galerii Krakowskiej na poziomie -1, najbardziej ruchliwej galerii handlowej w całym Krakowie zawsze zostałam miło i dobrze poinformowana na temat suplementów diety). Możecie być naprawdę pozytywnie zaskoczeni tym jaką wiedzę ma farmaceuta!

Pamiętajcie też, że zioła to również preparaty i leki ziołowe. Często może się zdarzyć (ale nie musi), że te przetworzone przez nowoczesne technologie (np. liofilizację, mikronizację) będą lepsze jakościowo i skuteczniejsze, niż takie zebrane i wypite samodzielnie, więc też nie ma się co obruszać, jeśli lekarz albo farmaceuta poleci Wam preparat z wyciągiem z danej rośliny, zamiast picia herbatki ziołowej;)

Życzę Wam, żebyście nie musieli zbyt często sięgać po zioła (i po prostu byli zdrowi!), ale życzę Wam też, żebyście nie wstydzili się pytać. Im więcej osób będzie pytać danego lekarza o substancje naturalne tym większa szansa, że się nimi zainteresuje i kto wie, może nawet zacznie śledzić najnowsze badania?

Pamiętajcie:

a) kto pyta nie błądzi

b) nie ma głupich pytań, są głupie odpowiedzi

c) nikt nie jest nieomylny i lekarz i farmaceuta to też człowiek: dobrze, żeby Was traktował także jak drugiego człowieka

d) lepiej zapytać niż nie pytać i żałować

Dlatego, nie bójcie się pytać o zioła! To nic wstydliwego :-)

Osobiście mam nadzieję, że w ciągu kilku najbliższych lat przybędzie nam wykwalifikowanych zielarzy czy lekarzy naturopatów i powoli będzie coraz lepiej.