Dzień dobry,
Niedawno pokazywałam Wam sposób na ostatnie pomidory – pyszny domowy keczup, dzisiaj chciałam wziąć na ruszt śliwki węgierki. Jeśli śledzicie Ziołowy Zakątek wiecie, jak bliskie są mi tematy naturalnej fermentacji – prostego procesu przetwarzania żywności, który zmienia jej walory smakowe i podnosi walory zdrowotne (zdrowa i zróżnicowana flora bakteryjna to podstawa odporności!).
Ponieważ eksperyment to moje drugie imię, kiedy tylko zobaczyłam przepis na ocet śliwkowy wiedziałam, że muszę go wykonać! Bardzo dużo korzystam z octu herbacianego (to mój podstawowy ocet), czasem używam też octu jabłkowego. Jednak sami powiedzcie: ocet śliwkowy, to brzmi dobrze!
Zapraszam Was także do wspólnej zabawy!
Korzystam z pięknej, polskiej jesieni robiąc zdjęcia: ślicznie jest nie tylko na wsi! Na zdjęciu: fragment mojego osiedla:)
Fermentacja to trochę zdradliwa sztuka. W zasadzie prosta: potrzebujemy czegoś do sfermentowania (mleka, soku, owoców), odrobiny bakterii i czasu. Niestety trudno jest opisać dokładnie, co do joty, jak przygotować przepis, aby fermentacja udała się każdemu: mamy w domach różne temperatury, różną florę bakteryjną, używamy różnych naczyń.. I właśnie w tym, moim zdaniem, tkwi siła fermentacji: uczy ufać sobie, swoim zmysłom („pachnie ładnie i smakuje dobrze: jest gotowe!”, „nie pachnie mi to dobrze – coś poszło nie tak!”) i budować doświadczenie. Nie w oparciu o przepisy, ale właśnie obserwację, smakowanie, próbowanie, testowanie i to, co najfajniejsze: eksperymentowanie!
Dzisiejszą przygodę zawdzięczamy Mary Carlin, jednej z moich ulubionych autorek, której książkę Mastering Fermentation („Ogarniając fermentację”) kupiłam w ciemno, gdy była jeszcze w przedsprzedaży. Kiedy zobaczyłam przepis na ocet śliwkowy, wiedziałam, że muszę go przygotować!
Dodatkowy plus: na bazie pulpy pozostałej z wyciskania śliwek, można przyrządzić fermentowaną musztardę śliwkową. Czy nie brzmi super?
Jeśli tak jak ja, czujecie się podekscytowani kulinarnymi wyzwaniami, zapraszam do eksperymentowania!:)
Nakład pracy – niewielki/minimalny.
Nakład kosztów – również.
Ocet naturalnie fermentowany jest pełen pozytywnych bakterii, które regulują przemianę materii
Mój ocet śliwkowy jest aktualnie w połowie swojej drogi do „octowatości” – potrzebuje jeszcze około tygodnia, aby dojrzeć. Myślę, że za tydzień, dwa będę mogła powiedzieć jak smakuje!
Naturalny ocet śliwkowy:
Składniki:
- 2-4 kubki słodkich śliwek, bez pestek
- 1 łyżeczka cukru (najlepiej brązowy, nierafinowany) + 1 łyżeczka cukru potem
- 2 łyżki surowego, niefiltrowanego octu winnego lub jabłkowego* – użyłam octu herbacianego
* surowy ocet służy tutaj jako starter bakteryjny – jeśli go nie macie, możecie spróbować dodać wody z kiszonych ogórków czy nawet kefiru – tej opcji nie próbowałam, ale powinno działać (najlepiej serwatki z kefiru):). Jeśli chcecie kupić ocet, to mogę polecić ocet z serii „ocet z naturalnej fermentacji” firmy Develey, ponieważ zauważyłam, że ten ocet rzeczywiście „pracuje”. Wyrosła mi na nim mała „matka octu winnego” (taka miniaturkowa kombucza:))
Przygotowanie octu śliwkowego:
Śliwki miksujemy blenderem (ważne,żeby zrobić to blenderem, nie sokowirówką – lepiej fermentuje), aż będzie miało konsystencję pulpy.
Przecedzamy pulpę przez grube sito, a najlepiej przez gazę – powinniśmy otrzymać około kubka soku. Dojrzałe śliwki mają zadziwiająco dużo soku!
Dokładnie wyciskamy śliwki – pulpę możemy zjeść albo zachować i zrobić z nią musztardę (o tym następnym razem).
Do soku dodajemy łyżeczkę cukru, ocet i wkładamy do wcześniej wyparzonego słoika – najlepiej takiego z szerokim, płaskim dnem (fermentuje wtedy szybciej). Przykrywamy kawałkiem gazy i obwiązujemy.
Zostawiamy w ciemnym, chłodnym miejscu, żeby sok sfermentował. Jestem niecierpliwa i zamiast do lodówki, położyłam słoik w kuchni, w temperaturze pokojowej – fermentuje szybciej ,ale zbierają się muszki owocówki, które chętnie by się pożywiły naszym octem:)
Po dwóch tygodniach dodajemy jeszcze łyżeczkę cukru i odstawiamy w chłodne miejsce czekając, aż sfermentuje całkowicie i będzie nam smakować. Może to potrwać od 2 do 6 tygodni. Po tym czasie przecedzamy nasz ocet do buteleczek i używamy wedle uznania:)
ps. Jeśli na wierzchu zbierze się taka „maź” wystarczy ją zebrać. Jeśli zauważymy małą, galaretowatą błonkę na powierzchni: bardzo się z tego cieszymy, bo właśnie wytworzyła się nam tzw. „matka octu winnego”. Możemy dodać ją potem do jakiegokolwiek innego octu, to przyspieszy fermentację.
To tyle,
Kto próbuje ze mną?