Spis treści
Dzień dobry,
Kiedy mój Tato powiedział przy obiedzie: „Wiesz, to co trzymasz w garażu jest nieco przerażające!” bardzo się ucieszyłam. Kilkanaście dni wcześniej zamówiłam grzybnię grzybów azjatyckich i moje wschodnie grzybki zaczynały właśnie wyrastać z substratu. Teraz wiedziałam, że to nie tylko moja wyobraźnia: inni też już je zauważali.
Kilka dni później wyjechałam do Krakowa – musiałam zostawić grzybnię prawie gotową do zbioru. Zadzwonili do mnie Rodzice mówiąc: „Te grzyby w garażu wyglądają przepięknie! Byłyby fantastyczne zdjęcia! Co mamy z nimi zrobić?”. Odpowiedź była prosta – oczywiście zebrać i przekazać mi magiczne pudełko!
Grzyby, które Wam pokażę, wyrosły w garażu małej, małopolskiej wsi. Jestem z nich strasznie dumna, pomimo, że plon nie był zbyt wysoki. Ich uprawa jest nieco bardziej wymagająca niż uprawa boczniaka , ale z marszu zakochałam się w pięknych kształtach soplówki, bokownika i twardziaka jadalnego (lub bardziej bajerancko i po światowemu: yamabushi, bunashimeji i shiitake).
Te grzyby nie tylko wyglądają jakby żywcem wyjęte z „Alicji w Kranie Czarów” ale także mają właściwości zdrowotne. To niesamowite ile rzeczy w dzisiejszych czasach jest możliwe. W garażu. Na wsi. Bez biletu do Japonii.
Zapraszam!
Grzyby wschodnie: pomiędzy kuchnią a medycyną.
„Grzyby niczego w sobie nie mają, tylko smakuj” – często można usłyszeć takie stwierdzenie. W przypadku pieczarki może być całkiem prawdziwe, jednak istnieje cała grupa tzw. grzybów medycznych, których używa się szeroko jako dodatku kulinarnego oraz suplementu diety.
Celuje w tym oczywiście kuchnia Wschodu: wedle Tradycyjnej Medycyny Chińskiej jedzenie jest jednym z podstawowych elementów dla utrzymania odpowiedniego przepływu energii życiowej oraz równowagi organizmu (czyli zdrowia). Jeśli jakiś zachodni kucharz chciałby podbić rynek chiński pisząc książkę, z dużą dozą prawdopodobieństwa musiałby pokazać w niej, jak jego kuchnia wpłynie na zdrowie czytelnika. Jedzenie ma służyć nie tylko zaspokajaniu głodu ale właśnie jest podstawą dla utrzymania zdrowia.
Po co o tym piszę? Miało być o grzybach!
Nadal jest o grzybach:) Wiele grzybów, których u nas się nie jada, jest stosowanych z powodzeniem w kuchni azjatyckiej – spożywa się je ze względu na walory smakowe oraz wartość leczniczą. Te dwa elementy są tak ze sobą splecione, że czasem trudno powiedzieć gdzie kończy się jedno i zaczyna drugie:)
Dla mnie takie podejście do grzybów jest absolutnie fascynujące i nie muszę dodawać, że przyczyniło się do tego, co zapragnęłam mieć w swoim garażu. Na pierwszy rzut wybrałam trzy rodzaje grzybów, które wydały być mi się ciekawe, piękne, wartościowe i w miarę proste w uprawie.
Wszystkie grzyby, które Wam przedstawiam tworzą tzw. grupę grzybów medycznych, właśnie ze względu na ich szerokie zastosowanie.
Oto moja lista!
1. Yamabushi czyli soplówka jeżowata.
Soplówka wygląda niesamowicie! Kiedy tylko zobaczyłam, że można zakupić ją w formie grzybni wiedziałam, że chcę ją mieć! Nazwa pochodzi oczywiście od wyglądu grzyba: jeśli się przyjrzycie, zobaczycie malutkie sopelki. Bywa także nazywana „lwią grzywą” – mój egzemplarz jest malutki, ale większe soplówki są bardzo okazałe: przypominają właśnie grzywę albo siwą brodę.
Soplówka to grzyb bardzo popularny w Chinach i Japonii, gdzie jest uprawiany do zastosowań kulinarno-leczniczych. Soplówka rośnie także w Polsce, jednak występuje bardzo rzadko i jest objęta całkowitą ochroną. Uważa się, że pozytywnie wpływa na pamięć i zwiększa koncentrację. W Polsce można podobno kupić gdzieś suszoną soplówkę jako suplement diety, jednak osobiście się z nią nie spotkałam.
Soplówki rosną relatywnie szybko – generalnie powinny być troszkę większe do konsumpcji, jednak nie za duże. Duża soplówka jest gorzkawa. Tak jak pisałam, miałam problem z dostawą grzybni – w zamkniętym balocie wyrosła mi i zagniła jedna soplówka (była już całkiem duża, przypominała mi półkulę mózgu ludzkiego wielkością): ta moja to maleństwo, które wyrosło gdzieś z boku. Mam nadzieję, że w drugim rzucie uda mi się uzyskać ładniejszy okaz:)
2. Bunashimeji czyli bukownik wiązkowy.
Chciałabym więcej napisać Wam o tym grzybie, ale nie bardzo wiem co:) Grzyb rośnie bardzo ładnie, w grupach. Stosuje się go głównie w kuchni japońskiej (albo przynajmniej tak mi się wydaje;)). Wybrałam go, ponieważ podobały mi się śnieżno białe kapelusze, zaś uprawa nie była jakaś skomplikowana.
Czyż nie wygląda ślicznie? Tutaj jeszcze jedno zdjęcie tego, jak wyglądały małe bokowniki:
3. Shiitake czyli twardziak jadalny.
Niekwestionowany król grzybów, którego zostawiłam sobie na sam koniec. Najczęściej uprawiany i spożywany grzyb świata (przyczyniają się do tego głównie Chińczycy) o świetnych i uznanych właściwościach zdrowotnych: wspomaga układ immunologiczny, działa przeciwirusowo i przeciwbakteryjnie.. Prowadzi się badania nad wykorzystaniem shiitake w terapii nowotworowej – generalnie jest to najpopularniejszy na świecie grzyb leczniczy.
O shiitake pisałam Wam już kilka razy: tutaj możecie zobaczyć uprawę grzybni na kołeczkach (niestety kwietniowe przymrozki przemroziły kłodę i nic z tego nie były).
Z mojej niezbyt szczęśliwej grzybni wyrósł jeden (dosłownie jeden) shiitake – niestety reszta się podsuszyła pod moją nieobecność, będę musiała czekać na drugi rzut. Ten shiitake to zdecydowanie największy shiitake jakiego widziałam w życiu: zbiera się osobniki młode.
To chyba wszystko co chciałam Wam pokazać: na filmie zobaczycie te grzyby z bliska oraz z różnych stron. Mam nadzieję wykorzystać je jutro do stir-fry, część być może zamrożę.
Grzyby w garażu – post scriptum.
Bardzo chciałam Wam pokazać, w jaki sposób grzybnie wyglądają w garażu. Niestety, nie były to szczęśliwe grzybnie – najpierw sprzedawca wysłał mi paczkę kilka dni po umówionym terminie i Pocztą Polską – w efekcie przeleżała na poczcie przez cały weekend.
W kolejnym tygodniu musiałam wyjechać z domu na tydzień – grzyby zostały nieotworzone, bez opieki, po prostu część zaczęła wyrastać w zamkniętych workach i się popsuła: duża soplówka całkowicie zagniła, grzyby shiitake przyschły do substratu. Trochę byłam zła, ponieważ umawiałam się drobiazgowo właśnie po to,żeby uniknąć tego typu sytuacji i zaopiekować się grzybnią tydzień wcześniej. Trudno.
Magiczne pudełko z grzybami:)
Druga sprawa: te grzyby są trudniejsze w uprawie niż boczniaki. Trzeba im zapewnić odpowiednią wilgotność i codziennie spryskiwać je około trzy razy dziennie wodą oraz przykrywać foliową torbą. Nie jest to trudne, ale patrząc akapit powyżej: moje zbiory nie były tym razem imponujące:)
Trzecia sprawa: musiałam wyjechać do Krakowa ze względów osobistych (moja Babcia leży tutaj w szpitalu), nie mogłam już doglądać znów grzybków przy zbiorze – stąd też nie wszystkie są w optymalnym stanie. Shiitake powinien być mniejszy, soplówka większa. Mama przywiozła mi te grzyby do Krakowa w takim oto pudełeczku:
Generalnie, jestem zadowolona, że wyrosły mi wszystkie grzyby, jednak wiem, że powinno ich być więcej. Kiedy tylko będę w domu, przygotuję kostki grzybni do następnego owocowania: zeskrobię stare części grzybni, zanurzę kostki w wodzie.. Mam nadzieję, że będę mogła wtedy pokazać Wam jak rosną w pełnej krasie!
To tyle! Mam nadzieję, że post był dla Was ciekawy!
Co sądzicie o tego typu grzybach: chcielibyście któregoś spróbować? Jaki wybralibyście do własnej uprawy?:)