Dzień dobry,
Ostatnio pokazywałam mojej przyjaciółce ze wsi nowe nabytki książkowo-zielarskie. Otworzyłam na stronie, gdzie przedstawiony był kwiat ogórecznika. Ku mojemu zdziwieniu, moja przyjaciółka, która nie pasjonuje się gotowaniem, nie mówiąc już o ziołach, powiedziała:
– Nie wiem jak to się nazywa, ale wiesz, podobno ta zielona część jest trująca.
Zatrzymałam się, będąc w lekkim szoku.
Nie dlatego, że zjadłam trochę tych kwiatów z zielonymi częściami i żyję (rozchodzi się o to, że niedawno odkryto w liściach rodzaj alkaloidów, które w dużej ilości uszkadzają wątrobę, podobnie jak alkohol zresztą: trzeba by jeść miskami).
Byłam w lekkim szoku ponieważ DOKŁADNIE wiedziałam dlaczego to powiedziała. Powtórzyła to za szefem Modestem Amaro (o którym usłyszała pewnie dopiero z programu Top Chef). I wiecie co jest najlepsze? Że ja nawet nie oglądałam tego odcinka, ale mimo to wiedziałam, skąd pochodzi ta historia o zabójczym ogóreczniku. Potem obejrzałam fragment, gdzie jurorzy ze zgrozą patrzą na mały kwiatuszek, jakby miał nieomal moc powalenia zdrowego człowieka na kolana – miałam aż wrażenie, że producenci programu byliby w siódmym niebie, gdyby któryś jurorów zaczął się na miejscu dusić i błagać o pomoc medyczną.
Wieść, jak zabójczy jest ogórecznik obiegła całą Polskę. Od wielkich miast, po malutkie wioski, takie jak moja.
I wiecie co? To jest FAJNE.
ps. wpis postanowiłam Wam okrasić zdjęciami złotej jesieni: trochę bez sensu, ale przynajmniej będzie ładnie:)
Fajne, ponieważ założę się, że do tej pory o ogóreczniku słyszała garstka zapaleńców. Ogólnie, o tym, że można zjeść jakiś kwiatek, nie będąc królikiem. Tak samo, jak cała Polska zobaczyła, że można gotować z ciekłym azotem, dowiedziała się, że mamy produkty regionalne (np. karpia zatorskiego), że można jeść podroby i nie jest to żaden wstyd, ale całkiem wykwintne rzeczy można z tego robić. Kucharze stali się celebrytami budzącymi emocje („O ten jest super, podał takie świetne danie, tamten to nadęty bufon”), zaś jedzenie podniesione do rangi sztuki.
Może mniej fajne jest to, że ludzie będą myśleć, że ogórecznik zabija. Już widzę te maile na mojej skrzynce z oskarżeniami, że stosuję ogórecznik (posadzę w ogrodzie tego roku). Wiecie co z nimi zrobię? Wrzucę je do tego samego folderu do którego wrzucam pełne grozy maile o tym, jak głupia i nieodpowiedzialna jestem, bo śmiem pokazywać przetwory z bzu czarnego, pomimo, że zawierają zabójcze pestki z zabójczym cyjankiem (?). Chyba kiedyś napisze post o pestkach, bo już nie mam siły odpisywać po raz kolejny, że owszem, pestki zawierają lekko toksyczne glikozydy w niewielkich ilościach, jednak większość z nich rozkłada się pod wpływem ciepła (tak, dżem z bzu się gotuje: jeśli nie ugotujemy, to dostaniemy miksturę przeczyszczającą i gwarantuję, że dużo tego nie zjecie), zaś to co zostaje jest właśnie substancją czynną, działającą lekko napotnie. Jak to mawiali starożytni Grecy? Lek od trucizny dzieli dawka.
Show kulinarne są fajne, ponieważ pokazują, że bogactwo jedzenia jest takie, jak bogactwo kultur. To nic, że ludzie będą teraz myśleć, że prawdziwy tagine robi się w 1.5 godziny i nie może być papkowaty, bo jeśli będzie: trzeba będzie się skrzywić jak Magda Gessler. Ważniejsze, że zobaczyli, ile jest bogactwa smaków i technik. Że prawdziwe gotowanie to nie jest poziom kucharzy z „Kuchennych Rewolucji”, którzy będąc po szkole gastronomicznej nie wiedzą nawet co to jest stek i jak zrobić rosół Chyba, że to ustawka – chciałabym w to wierzyć, ale niestety mam znajomego po szkole gastronomicznej i potwierdził mi smutną prawdę, że „na stejka” to szkoły gastronomicznej nie stać. Stać ją za to na zrobienie pomidorowej, którą można potem sprzedać w przyszkolnej stołówce. Aha, a jak chcesz mieć dobry nóż, to sobie musisz kupić. W sumie nic strasznego, ja też sobie muszę kupić sama nóż. Tyle, że mój znajomy o mało nie został posądzony o wynoszenie szkolnego sprzętu. Na szczęście miał paragon, który udowodnił, że osiągnięcie cywilizacji pod tytułem „nóż-który-jest-ostry” należy do niego.
Show są fajne, bo pokazują, jak wiele ludzie potrafi osiągnąć, jeśli się czymś pasjonują: kiedy widzę chłopaka w moim wieku, który dostaje pracę w Alterier Amaro to budzi się we mnie autentyczny szacunek.
Owoce tarniny. Prawie nie zabójcze (oprócz pestek – trzeba je wydrylować)
Jedyne czego sobie życzyłabym, to kilku lepszych jurorów. Pamiętacie kiedy do Master Chefa przyjechał Marco Pierre White? O rany, to była klasa sama w sobie! Nie tylko kultura, ale był w stanie powiedzieć każdemu uczestnikowi coś więcej niż „To jest do dupy, tak się nie podaje sałatki” albo „Oh, to było wyśmienite”. Był w stanie kulturalnie skomentować i dać konstruktywną uwagę. Od razu widać, że to jest człowiek, który wie o czym mówi. Okey, Ramsay przeklina jak szewc, ale dokładnie wie, co w potrawie było źle i potrafi dać konstruktywną uwagę.
Kulinarne show są w porządku.
Nawet jeśli oberwało się przez to nikomu nie wadzącym ogórecznikowym kwiatkom.
ps. pierwsze zdjęcie pochodzi z Wiki (na zasadzie Creative Commons, autorką jest Sonja Schlosser)