Ziołowy Zakątek wybiera się w góry!

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:
gory-wyprawa-8383

Dzień dobry!

Jakie plany na długi weekend?

Ja zaplanowałam, że wybiorę się w góry, o ile pogoda nie pokrzyżuje nam planów. Z tej okazji postanowiłam po raz pierwszy się do tego nieco przygotować – zwłaszcza odzieżowo i zakupić parę drobnostek.

Wiecie, takie tam głupoty jak buty trekkingowe (nie zwykłe adidasy), wygodne spodnie (nie dżinsy, które mnie uciskają w pasie) czy sofshell i kurtkę przeciwdeszczową. Czyli rzeczy, których nigdy wcześniej nie miałam, pomimo, że w góry się wybierałam.

Zapraszam Was do obejrzenia moich zakupów!

ps. na zdjęciu widzicie fragment jury krakowsko-częstochowskiej, gdzie wybraliśmy się w niedzielę na małą rozgrzewkę:)

Dziewczyna z gór. 

Mieszkam praktycznie rzut beretem od gór, ale rzadko w nich bywam. Kiedy byłam w podstawówce i w liceum jeździłyśmy czasami z Mamą, natomiast w czasie studiów wybrałam się w sumie raz na jakiś czas (ze dwa razy w roku).

Mój Pan* wielokrotnie mnie zapraszał  („Chodź, pojedziemy w góry”), ale zazwyczaj w lecie miałam inną pracę. Zajmowałam się sprzedażą wrzosów – i po prostu nie miałam czasu, aby móc wybrać się częściej na weekend.  Wiecie kiedy ludzie najchętniej dzwonią i pytają o wrzosy? W sobotę i w niedzielę. Wiecie, kiedy się je pakuje i wysyła? Od poniedziałku do czwartku, co daje dosłownie dwa dni (piątek-sobota) na ogarnianie pytań i nowych zamówień. Tak więc góry? Meh.

Wiem jednak, że dla wielu osób mieszkanie w Małopolsce równa się mieszkaniu praktycznie pod Giewontem i ciężko jest wytłumaczyć, że nie wpadam sobie na Krupówki co tydzień. Mój Pan pochodzi z północnej części  kraju, gdzie ciągle jestem pytana: „A do gór to daleko? Często chodzicie?”. Tak, praktycznie codziennie, czasem sobie do owiec wyskakuję na hale mleka udoić.

To działa też w drugą stronę, ponieważ za każdym razem kiedy widzę zbiornik wody podekscytowana mówię do mojego Pana:

– Ooo, zobacz.. jezioro!

– Dla Ciebie może jezioro, ale tak obiektywnie rzecz biorąc to jest mały staw.

Tak więc dziewczyną z gór jestem taką sobie, ale tego roku postanowiłam to zmienić.

 * jeśli jesteś pierwszy raz na blogu i określenie Mój Pan Cię dziwi, zapraszam do tego wpisu

Kupię sobie porządną wyprawkę na wyprawę.

Stwierdziłam, że zacznę od porządnego ubrania. Nic tak nie motywuje jak nowe buty, podobno.

Poza tym moja druga połowa stwierdziła:

– Potrzebujesz porządnych butów, jeśli naprawdę chcesz chodzić po tym górach. Pojedziemy i coś sobie wybierzesz.

Powiedzmy, że to propozycja nie do odrzucenia. Zawsze ubierałam się w tak zwane „choć-co”. Buty zimowe lub skórzane adidasy, zaś na wierzch co tam znalazłam. A znajdowałam niewiele, ponieważ głównie chodzę w spódnicach.

Wiem, ukochana Janosika, Maryna, po górach pocinała w kiecce, ale siebie jakoś kiepsko w tym widzę.

Zaczęłam więc od butów trekkingowych. Wcześniej ogólnie chciałam sobie kupić klasyczne, żółte Timberlandy , na które choruję od kilku lat.  Mam słabość do skórzanych butów dobrej jakości, lubię sobie wyobrażać, że przetrwają wieki  (i zazwyczaj rzeczywiście noszę buty po kilka lat), ale tym razem stwierdziłam, że trochę bez sensu. I tak większość czasu chodzę w spódnicach (ni przypiąć ni przyłatać do nich takie pomarańczowe buty), a w góry mogę kupić coś tańszego i lżejszego.

Więc będą buty trekkingowe.

Szczerze mówiąc nie bardzo miałam pojęcie co kupić, zaś internetowe fora nie bardzo mi pomogły. Przeszliśmy się po paru sklepach i w końcu wylądowaliśmy w Decatlonie, gdzie zobaczyłam mniej więcej coś takiego:

zdjęcie (1)

Wydawało się, że tych butów jest ze sto tysięcy, ale wcale nie było ich tak dużo. Po prostu wystawili wszystkie modele i wszystkie rozmiary. Szczerze mówiąc, spodziewałam się większego wyboru producentów, z tego co widzę, produkują większość rzeczy przy współpracy z jedną marką, ale nic to.

Nie będę marudzić w sklepie, gdzie mam kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt modeli do wyboru. W sumie ceny też były przystępne, już  w okolicach 100 zł można było zaopatrzyć się w buty do wędrówki. Tyle, że ja postanowiłam jednak wydać pieniądze  zainwestować w coś nieco lepszego. Zależało mi przede wszystkim na wygodzie oraz oddychającej membranie.

Z pół godziny zajęła mi decyzja, czy wziąć buty zasłaniające kostkę (nieco cięższe), czy z kostką odsłoniętą. Stwierdziłam jednak, że biorę zasłoniętą, co ograniczyło wybór do kilku modeli. Z goretexem (tą membraną, która podobno oddycha, kto ich tam wie;)) w cenie poniżej 500 złotych był jeden. Dodatkowo mieli jakimś cudem mój idealny rozmiar 39.5, więc wzięłam.

Oto moje buty do trekkingu.  Miały mieć dobrą podeszwę (firma Vibram podobno się zna na tych sprawach), być nie przemakalne i oddychać. Cokolwiek to w praktyce oznacza.  To buty ze średniej półki cenowej i najtańsze z tych, które spełniały moje kryteria: wygoda, zakryta kostka, goretex i dobra podeszwa. Kosztowały 399 zł.

gory-wyprawa-9762

 

Do tego dobrałam jakieś głupoty w stylu spodnie, softshell chroniący przed podmuchami wiatru, kurtkę przeciwdeszczową i inne takie. Buty zajęły lwią część budżetu, więc dalej wybierałam rzeczy ostrożniej. W końcu jakoś podkoszulka nie jest kluczowa;-). Powiedzmy jednak, że przy podejściu do kasy zaczęłam się zastanawiać, czy nie lepiej było ubrać się jednak jak Maryna. Spódnicę długą miałam, korale zresztą też.

W moim wypadku problem jest bardzo prosty: mam niewiele rzeczy w szafie „na zamianę” (sukienki, spódniczki, bluzeczki), więc musiałam się zaopatrzyć od podstaw.

Dopiero drugiego dnia przekonałam się, że były to pieniądze dobrze wydane i podczas małej wyprawy za Kraków, cieszyłam się jak dziecko.

Jeszcze nigdy nie chodziło mi się tak wygodnie, stopa nie latała mi na boki (jak to miało miejsce w adidasach), było leciutko i przyjemnie. Super.

Ja jako blogerka (prawie) modowa. Głupia sprawa, ale fajnie mieć wygodne spodnie. Buty też. Reszta to tak do ozdoby praktycznie. W sumie powinno być wygodnie, moda może zejść na drugi plan, prawda?

gory-wyprawa-8375

Muszę jeszcze brać ze sobą wsuwki. Może zauważyliście,  że planuję sobie zapuścić grzywkę. Na razie jest w newralgicznej długości: za długa, żeby nazwać ją grzywką, za krótka, aby zaczesać ją spokojnie na boki. Więc wsuwki. Nie znoszę chodzić z w pełni odkrytym czołem, ale mam nadzieję, że niedługo będzie już dobrze

Softshell też jest lepszy od swetra. 

goryja

Powiedzmy sobie, że nie stanę się wielką traperką, więc na razie zaczęliśmy od delikatnej trasy, w sam raz na weekend. Zamiast roślinności wysokogórskiej widoczne są żabie oczka i kwitnące sady owocowe. Też będzie!

gory-wyprawa-8386

 

Żeby nie było, że spacerowaliśmy tylko po dolinkach:) W końcu trzeba było trochę te buty przetestować.  Za nic nie chciałam usiąść w tym miejscu, ponieważ nie czuję się komfortowo patrząc w dół. Mój Pan musiał mnie trochę namawiać: potem już było fajnie.

Weszliśmy tam w „konwencjonalny” sposób, ale praktycznie pod naszymi nogami wspinał się po pionowej skale amator wspinaczki linowej. To dopiero musiał być klimat!

gorki

Jeszcze trochę nizinnej roślnności..

gory-wyprawa-8379

Oraz moja największa radość tego tygodnia po raz trzeci, czyli buty trekkingowe.

gory-wyprawa-8376

 

Wszystko już jest, czas zaplanować wyjazd.

Bardzo chciałam wybrać się na długi weekend. Wymyśliłam już przepisy na energetyczne batoniki, kulki z suszonych owoców z guaraną i inne takie. Niestety, pogoda nie jest łaskawa i jeśli prognozy nie kłamią, jest szansa na jeden, słoneczny dzień w Beskidzie Niskim (poza tym strugi deszczu). Kamery wskazują, że Kasprowy Wierch nie jest zbyt zachęcający i zapowiadane ulewy raczej nie dodadzą mu uroku.

W każdym razie mam już buty, jeśli będę chciała, będę miała przekąski, napisałam o sprawie na blogu, więc nie będzie wymówek.

Trzeba będzie odwiedzać góry częściej!