Dzień dobry,
Dwa dni temu dostałam telefon:
– Może chciałaby Pani opowiedzieć coś o kuchni na przeziębienie w „Dzień dobry TVN?”.
Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, zbierałam ostatni czarny bez i wczoraj wyruszyłam na krótką przygodę ze szklanym ekranem. Dziś miałam swoje 7 minut! (lub 9, kto by to zliczył?;)).
Dziękuję wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki!
Jeśli jesteście ciekawi jak wyszło, zapraszam do linku poniżej (znajdują się tam też filmy):
Przyznam, że mówienie przed własnym aparatem we własnej kuchni to zupełnie co innego, niż rozmowa przed kamerą. Stres, żeby zmieścić się w kilku minutach (miały być dwie minuty na wejście), powiedzieć to co chce się powiedzieć w miarę z ładem i składem, próbując nie stresować się pytaniami prowadzących i jeszcze ugotować co trzeba, nie przeszkadzając równocześnie innym gościom – kiedy okazało się, że nie mogę za bardzo ugotować zaplanowanej zupy (dym unosił się nad kamerą) o mało nie zeszłam na zawał;-).
To co mnie zaskoczyło, to bardzo duża organizacja: wszystko jest rozpisane na karteczkach, każdy wie, kiedy ma wejście i w którym miejscu powinien się pojawić: chociaż zdarzają się też niespodzianki:
– Będzie Pani miała może jeszcze jedno wejście!
– Ale ja już wszystko ugotowałam!
– Coś Pani powie..
W sumie coś powiedziałabym, ale na szczęście czwarte wejście zostało mi oszczędzone;)
Coś tam nawijam.. Podobno tak szybko, jakbym była pod wpływem nielegalnych substancji (a to tylko miód i imbir:))
W studio (dużo mniejszym, niż wydawało mi się, kiedy oglądałam je w TV) kręci się ciągle mnóstwo ludzi. Każdy ma swoje mikrofoniki i kiedy w jednym kącie odbywa się rozmowa – w innym można rozmawiać ściszonym głosem, poprawiać fryzurę czy przemykać z kubkiem herbaty…
Jak wyszło? Oceńcie sami – po pierwszym filmie o syropie na przeziębienie miałam wrażenie, że to co mówię, jest jednym wielkim chaosem.Wiecie, mam w pełni świadomość, że to jedynie kilka minut i osoba gotująca jest takim dodatkiem do całego programu, ale wiadomo, że każdy chce na magicznym szklanym ekranie wypaść jak najlepiej (czytaj: nie zrobić z siebie głupka – tzn. przynajmniej ja się starałam;)).
Już teraz wiem, że mówię szybciej niż zazwyczaj – będę się starać o tym pracować!
Podsumowując – przygodę z telewizją mam za sobą. Na razie mam ochotę przespać się we własnym łóżku, pijąc dużo herbaty. Niby kilka minut przed kamerą, jednak przygotowań i stresu: mnóstwo:). Dopóki nie zobaczyłam, jak to wygląda „od środka” nie sądziłam (choć przypuszczałam), że programy wymagają takiej dokładności, synchronizacji i pracy wielu osób.
Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia, dziękuję też dziewczynom w studio, które pomogły mi ogarnąć kuchnię, dziękuję też pani makijażystce, która zrobiła mi loki:)
Tutaj możecie zobaczyć filmy:
A jutro będziemy robić.. (wpis przygotowałam już w pociągu, jednak padam po drodze)