Dzień dobry,
Dziś wróciłam z kilkudniowego pobytu u Rodziców – zostałam zaproszona na kolację okazji otwarcia nowej restauracji w Krakowie (konkretnie Bon Apetit). Wiecie, nigdy nie byłam na otwarciu restauracji, więc ciekawość i chęć spróbowania czegoś nowego przeważyło nad niechęcią do podróży koleją (i bardzo dobrze na tym wyszłam, bo nie ma to jak pyszna francuska kolacja wieczorem!). Sama podróż jest w porządku, ale ja nie podróżuję jak normalny człowiek.
Nigdy, przenigdy, przez tyle lat studiów w Krakowie nie udało mi się obrócić na trasie miasto-wieś z jakąś małą, elegancką torebeczką. Zawsze mam ze sobą coś więcej: torbę, plecak, sto tysięcy paczuszek. Odkąd na poważnie zajmuję się blogowaniem dochodzi do tego ciężki aparat z dwoma obiektywami, mikrofon, stabilny (czytaj: ciężkawy) statyw. Telefon. Notes. Czytnik elektroniczny. Laptop. Ładowarka. Scyzoryk. Co w mojej torebce robią te cytryny? Zobaczycie, kiedyś Wam to jeszcze pokażę na blogu.
To nic, że jadę na dwa dni. Nigdy nie wiesz, co się może zdarzyć: nie wybaczyłabym sobie, gdyby uciekł mi jakiś fajny materiał tylko dlatego, że nie chciało mi się wieźć marnych kilku dodatkowych kilogramów. Oczywiście czasem czegoś zapominam. Tym razem była to drobna rzecz zwana ładowarką do aparatu i mój Pan musiał mi podsyłać poleconym („Na pewno tego potrzebujesz?”/”Oczywiście, tyyle kwiatków wzeszło!”).
Teraz nadchodzi wiosna czyli czas, kiedy zaczynam działać na dwa domy. Jeden w Krakowie, drugi – na wsi. Z jednej strony bardzo to lubię, bo kocham zarówno mojego Pana jak i moją siostrę, ale z drugiej strony jest to nieco męczące, bo wiecie. Jedną nogą tu, jedną tam. W Krakowie taka książka, na wsi też by się przydała. Garderobę dzielę na dwa. Generalnie, trochę jest to szalone:)
Dlaczego to robię?
Bo nie jestem do końca normalnym człowiekiem;-). W sensie wiecie, większość osób po tej francuskiej kolacji nie siadłoby jednak do komputera napisać kilku słów. I zapewne większość odpuściłaby sobie też ten cały kram wożony starym taborem PKP w tę i we wtę. Ale tak na poważnie: oprócz powodu emocjonalnego (chcę pobyć trochę z rodziną) dlatego, żeby móc jak najbardziej skorzystać z tego, co dzieje się w przyrodzie. I oczywiście, aby móc robić dla siebie i dla Was przeróżne ciekawe rzeczy!
Dzisiaj podczas podróży dla przykładu wzięłam notes i spisałam rzeczy, które chciałabym zrobić na blogu wiosną. Wiecie, im częściej piszę, tym więcej mam tematów. I tym więcej chęci do ich realizacji. Dziś więc przenoszę część mojego notesu na bloga i chcę dać Wam znać, czego możecie się na Ziołowym wiosną spodziewać.
Ziołowy Zakątek wiosną – co będziemy robić?
Oto moja pociągowa lista – rzeczy, które wypisałam w notesie, na kolanie. Wiem, że to głupie, ale wolę pisać długopisem, na papierze. Część materiałów jest już przygotowana, część się tworzy, część to moje marzenia (czytaj: że wyrobię się z czasem). Poważnie zastanawiam się momentami nad pisaniem dwa razy w dziennie w niektórych sytuacjach:).
Poniżej niektóre, ale zdecydowanie nie wszystkie pomysły, pozwalam sobie zostawić kilka dla siebie, aby zaskakiwać Was na bieżąco:
- Ziołowe 101: w ramach Ziołowego 101 będziemy robić wywary i odwary, kawę z mniszka oraz otrzemy się o bardzo ciekawą rzecz pod piękną nazwą gemmoterapia, czyli leczenie pączkami. Nie TYMI pączkami. Roślinnymi.
- Wiem, że macie dość brzozy, wszędzie tylko brzoza i brzoza:) Ale jeszcze raz o soku z brzozy będzie. A potem? Fiołki zaczynają kwitnąć jak głupie, będą fiołki i fiołki..;)
- pobawimy się trochę kuchnią indyjską jeszcze, czosnkiem niedźwiedzim, kotleciki jaglane pyszne zrobiłam – wiecie, nie chciałabym, żeby mnie blogerki kulinarne ze swojego grona wyklęły;), to najfajniejsze środowisko blogerskie jakie istnieje!
- Chciałabym Wam napisać o naturalnych sposobach radzenia sobie z alergią. Zaczęłam próbować to owo, zaczęłam też więcej czytać na ten temat i okazało się, że to będą, według moich prywatnych standardów, co najmniej trzy posty. Nie chcecie wiedzieć na ile postów oceniłam temat naturalnej pielęgnacji zębów i jamy ustnej;)
- Prosicie mnie o koleją część „Kobiecych spraw” związaną z bolesną menstruacją. Temat niby może być poruszony zawsze, ale z drugiej strony pasowałby w miarę szybko, bo co miesiąc jednak nas dotyczy
- będzie post ogrodowy. O wrzosach wiosną. To już postanowione:)
- Bardzo chcę wprowadzić w najbliższym czasie (tygodnia/dwóch) cykl o naturalnym sprzątaniu domu. Trzeba te okna w końcu umyć.
- W kwietniu chciałam Wam pokazać jak zrobić krem do twarzy. Raz już taki krem robiliśmy, ale do tej pory dostawałam mnóstwo pytań dodatkowych na ten temat, a także zdjęć udanych kremów. Jestem super dumna z osób, które przygotowały krem tym sposobem, bo tak na prawdę zaczęły od trudniejszej wersji. W kwietniu chciałabym Wam pokazać wersję łatwiejszą i trochę inną techniką robioną. To nie jest trudne.
- W maju marzą mi się domowe mydła.
- ciągle chodza mi po głowie jeszcze dwie serie: pierwsza dotycząca lnu, druga „powrotu do korzeni”. Wiecie, zrobilibyśmy sobie jakiś łatwy chlebuś, prosty zakwas, masełko, twarożek, rosół dobry…
- plus milion dodatkowych pomysłów, w tym jeden fotograficzny, parę recenzji książek i różnych miejsc, haul zakupowy etc.etc.
Dlaczego doba ma tylko 24 godziny? :)
Właściwie obawiam się tylko, że na przeszkodzie stanie mi wyrywanie ósemek. Ale jak to stwierdziła moja koleżanka blogerka:
– Klaudyna, pomyśl o tym tak: to jest taki dobry temat! Będziesz mogła napisać jak to przeżyłaś, jakie są domowe remedia na radzenie sobie z opuchlizną i w ogóle!
Dziękuję Moniko, bardzo mnie to pocieszyło. Tak bardzo potrzebowałam jeszcze jednego tematu, z chęcią pocierpię!;). A na poważne: dobrze wiedzieć, że nie jestem jedyną, która wszędzie widzi potencjalne pomysły na posty.
W każdym razie trzymajcie kciuki. Zarówno za plany, jak i za ich realizację i dalsze pomysły!
Jak to mówią w Stanach: „Get excited!”.
Coś Wam wpadło w oko?
ps. przypominam o konkursie z Britą, gdzie można wygrać filtr podzlewowy, już nie zostało wiele czasu:)