Dzień dobry,
W związku z gorącym przyjęciem cyklu Owoce jesieni, zapraszam Was na kolejny wpis!
Dziś będziemy robić bardzo smaczną, pożyteczną i łatwą rzecz, mianowicie szwedzką zupę z dzikiej róży: nyponsoppę. To rodzaj zupy tradycyjnie przygotowywanej jesienią, podawanej ze śmietanką i świeżymi orzeszkami (często są to migdały, ale na wsi teraz królują orzechy włoskie, więc dlaczego nie?). Pierwszy raz przygotowałam ją przygotowując fotografie do książki Łukasza Łuczaja „Dzika kuchnia” i od tej pory staram się zrobić ją co roku chociaż raz. Zupa jest lekko kwaskowata, lekko słodka, bardzo przyjemna w smaku i nie zapominajmy o występującej w owocach dzikiej róży witaminie C!
Zachęcam Was gorąco, zwłaszcza, że przygotowanie wcale nie wymaga benedyktyńskiej cierpliwości (bo poważnie, po co wydłubywać nasiona z każdego owocu? Zrobimy to sobie szybciej:)) a efekt i pyszny i zdrowy!
Wbrew pozorom zrobienie nyponsoppy nie potrzeba wiele: ot trochę owoców dzikiej róży, odrobinę skrobi (bo to taka trochę zupa owocowa, trochę kisiel), słodka śmietanka, orzeszki, troszkę cierpliwości i tyle! Czasami zamiast orzeszków podaje się ją z malutkimi ciasteczkami typu amaretti i solidnym keksem jogurtu. Ciekawostkę: można nawet kupić nyponsoppę w kartoniku! Jest tak dobra, że gdyby w Polsce była dostępna, z pewnością kupowałabym sobie co jakiś czas poza sezonem różanym!
Tymczasem jednak krzewy dzikiej róży uginają się pod ciężarem owocowych korali, więc nie ma wymówki, aby zupy nie przygotować.
No dobrze, podpowiedź dla osób z Krakowa, które naprawdę nie mogą pójść i pozbierać tej róży przez weekend. Na Kleparzu można kupić po 10zł za kilogram:)
Zapraszam Was zatem serdecznie na nyponsoppę!
Myślę, że nie trzeba Was namawiać:)
Szwedzka zupa z owoców dzikiej róży: nyponsoppa.
(według przepisu Łukasza Łuczaja z książki „Dzika kuchnia„)
Składniki:
(na cztery porcje)
- 3 szklanki czy tam kubki owoców dzikiej róży, przepłukanych, żeby nie było za dużo paproszków
- 10 dag cukru (lub do smaku)
- kilka łyżek migdałów lub innych lubionych, pokrojonych na kawałeczki
- 2 – 2.5 litra wody + 1/4 szklanki zimnej wody
- 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej lub kukurydzianej (robiłam z ziemniaczaną)
Przygotowanie:
Owoce róży zalewamy wodą, przykrywamy pokrywką i gotujemy do miękkości, co jakiś czas mieszając: lubią wchłonąć sobie wodę i lekko przywrzeć do dna, trzeba mieć na nie oko. Gdyby Wasze róże były bardzo zachłanne to nic się nie stanie, jeśli dolejecie im jeszcze z pół kubka wody;)
Róże gotujemy więc pod przykryciem do miękkości. Kiedy będą miękutkie (niektóre stracą kolor, staną się pomarańczowe) wszystko blendujemy i następnie przecieramy przez gazę albo jeszcze lepiej przez sitko takie metalowe, drobne. Ja robię to tak, że kładę wszystko partiami na sitko i przecieram tłuczkiem do ziemniaków (takim drewnianym), a gdy widzę, że słabo to przecieranie idzie to dodaję troszeczkę wody i przecieram dalej. Trwa to łącznie z 3 minuty i jest o niebo lepsze niż bawienie się z pestkami wyciąganymi pojedyńczo z każdego owocu.
Teraz do papki dodajemy cukier i gotujemy na małym ogniu, aż się rozpuści. Mąkę ziemniaczaną dokładnie mieszamy z 1/3 szklanki zimnej wody, wlewamy do puree różanego i delikatnie podgrzewamy przez minutę lub dwie, aż całość zgęstnieje.
Zupę przelewamy do pucharków, podajemy z orzeszkami i śmietaną, jest dobra na ciepło, ale na zimno też niczego sobie!
Smacznego!