Dziś rano, zamiast wstać kiedy jeszcze jest ciemno, ze złorzeczeniem na ustach „nie znoszę poniedziałków” – przyszedł mi do głowy fragment piosenki Kaczmarskiego o Janie Kochanowskim:
Tak nas Panie obdarzasz, wżdy nam zawsze mało,
za nic mamy co mamy, więcej by się chciało..
A dalej, co niekoniecznie przypomniało mi się zaraz po przebudzeniu, jest tak:
Przypomina pergamin czy cielęca skóra
Że i drzewiej wiedziano – co dziś skrobią pióra.
Krom grosiwa i jadła, i chybkiej obłapki
Zawżdy człeka kusiły te same zagadki.
Pomijając dywagacje nad tym, czy jakiś Byt rozdaje nam łaski, myśl przewodnia (o co chodzi z tym poniedziałkiem? Fantastycznie że mam możliwość studiować, mam wspaniałego partnera, dobre kontakty z rodziną i może i na 30 metrach, ale kuchnię!) wprawiła mnie w dobry nastrój, na resztę dnia. I dlatego chciałam się nią z Wami podzielić :-)
A teraz do rzeczy: przygotowałam coś z kalarepy. Tak, z kalarepy. Chciałabym napisać, że to nieco zapomniane warzywo, jednak wydaje mi się, że (przynajmniej w blogosferze) jest nie tyle nieco, co niemal całkowicie zapominane ( przyznam szczerze, że osobiście na blogach nie natknęłam się na żaden przepis z kalarepą, „niemal” pozostaje ze względów statystycznych). A szkoda.
Kalarepa:
Kalarepa jest pełna wartości odżywczych: przede wszystkim zawiera witaminę C(jedna główka pokrywa dzienne zapotrzebowanie organizmu!), sód potas, magnez, wapń, witaminy z grupy B i jeśli cokolwiek Wam to mówi (bo mi się tylko kwas foliowy z czymś kojarzy), kwasy nikotynowy, foliowy, szczawiowy.*
A to wszystko, na wyciągnięcie ręki w sezonie zimowym, gdzie świeżych warzyw jak na lekarstwo lub przylatują do nas z odległych krain a reklamy przekonują do suplementacji witaminy C. Najwięcej witaminy C zawierają młode liście, które same w sobie nie są zbyt smaczne, ale warto przemycić kilka, drobniutko pokrojonych. Jednak uwaga! Jeśli zapragniecie przyrządzić kalarepę, pamiętajcie, że swoje właściwości utrzymuje tylko w formie surowej. Jeśli warzywo ugotujecie, udusicie, dodacie do rosołu etc., niestety straci wszystkie dobrodziejstwa.
* tako rzecze Wikipedia oraz książka kucharska pt.”Szybkie gotowanie”. W tej książce zobaczyłam surówkę z kalarepą i zapragnęłam stworzyć własną wariację:)
Dziś powiedziałam Babci, że jadłam kalarepę.
Odpowiedziała: – A, to smakuje jak buraki pastewne!
Pomimo iż nie jestem sentymentalną osobą, przypomina mi się jak z Babcią w polu rwałyśmy buraki pastewne. Olbrzymie, kilkukilogramowe, niektóre tak mocno zahaczone w ziemi, że trzeba było ostro ciągnąć (zawsze zadziwia mnie, że Babcia mimo swojego wieku nie narzeka, ale wykonuje raźno tę pracę a młode wnuki, które przyjdą „pomóc-popatrzeć” strasznie marudzą. W każdym razie, ja się nie wykruszam z placu boju). Potem Dziadek trze je w domu w specjalnej maszynie i wszędzie roznosił się ziemisty, orzechowy posmak.
Więc, jak smakuje kalarepa?Lekko orzechowo, lekko kwaskowato. Wbrew pozorom nie ma ziemistego posmaku ale jest lekka, delikatna i słodkawa. W przeciwieństwie do rzodkwi czy rzodkiewki nie jest pikantna, ale delikatna. Zresztą, co tu mówić, jeśli jeszcze Was nie przekonałam, że warto sięgnąć po kalarepę, może przekona Was moja sałatka?
Sałatka, którą przygotowywałam w wyśmienitym nastroju, słuchając głupiej piosenki (nie ośmielę się podać linka do niej;-)) i podrygując. Mamy więc krojoną cieniutko kalarepę, słoneczną pomarańczę (teraz sezon!),zimowe jabłko.. Do tego dressing z orientalną nutką: z olejem sezamowym, sokiem z limonki i aromatem kardamonu. Wszystko posypane prażonymi orzechami włoskimi.Sałatka jest przede wszystkim lekka, chrupiąca i soczysta.O walorach zdrowotnych nie wspomnę. Zachęceni?
Orientalna sałatka z kalarepą*
Z kardamonowym dressingiem.
* wcale nie jest to orientalny przepis, ale po prostu miałam takie skojarzenie, kiedy ją wymyślałam. :-)
2 małe porcje (jako dodatek do dania głównego) albo jedna duża (w sam raz na lunch)
Składniki:
Na sałatkę:
- 1 kalarepa, jeśli to możliwe z liśćmi
- jedno małe jabłko
- jedna pomarańcza (ale proszę, wybierzcie na prawdę dorodną, słodką i soczystą, inaczej sałatka nie będzie dobra)
- orzechy włoskie, podprażone na patelni
- łyżka oleju sezamowego (ewentualnie)
- trzy łyżki oliwy
- łyżka miodu
- wyciśnięty sok z limonki
- świeżo starty kawałek imbiru (około 2 cm)
- nasiona z 2-3 strączków kardamonu, utłuczone w moździerzu