Spis treści
Dzień dobry,
Właściwie dobry wieczór, ostatnio robię się blogowym, nocnym markiem.
Równo tydzień temu miałam przyjemność wziąć udział w warsztatach fotografii kulinarnej dla blogerów, które odbyły się w Krakowie (tak, proszę Państwa, w końcu w Krakowie, nie tylko stolica i stolica!) i dzisiaj chciałam Wam przedstawić warsztatową foto-relację.
Zastanawiałam się, w jaki sposób przygotować ten post – tak dużo się działo! Postanowiłam post podzielić na kilka części. Pierwsza będzie dotyczyć organizatorów warsztatów, prowadzącego i tematyki, zaś potem pokażę Wam co się działo – dokładnie w takiej kolejności, jak na warsztatach!
Zapraszam!
Słowo o organizatorach.
Zanim zacznę, chwila wprowadzenia, ponieważ zdecydowanie trzeba poświęcić organizatorom i prowadzącemu chwilę uwagi (w dalszej części dowiecie się dlaczego). Organizatorem warsztatów był Program Promocyjny Doceń Polskie – to taki program certyfikacyjny, który promuje polskich wytwórców, więcej można przeczytać na ich stronie internetowe. Oprócz organizatorów, współsponsorem warsztatów był producent nabiału (masła, serów itp.) MASMAL – ja tam robię sobie sama masło i takie lubię, ale jak na „kupne” masło, akurat to jest bardzo dobre (dziewczyny nie mogły się wręcz nachwalić!).
Organizacja warsztatów.
O organizatorach piszę nie tylko ze względu na prostą wymianę uprzejmości – był to chyba jeden z najfajniejszych warsztatów, na jakich miałam możliwość uczestniczyć. Organizatorzy naprawdę się postarali – i byli cały czas obecni podczas warsztatów – ściągnęli nie tylko świetnego prowadzącego (o czym potem), ale przygotowali się w każdym calu: od notesów, długopisów z logo i identyfikatorów (mała rzecz a cieszy), po sprawy logistyczne.
Ponieważ mieszkam w Krakowie – zupełnie niedaleko hotelu Swing, gdzie odbywało się szkolenie, nocleg nie był dla mnie problemem, jednak świetną sprawą dla osób spoza Krakowa, było darmowe zakwaterowanie. Powiem Wam, że co jakiś czas jeżdżę do Warszawy, także na warsztaty i zakwaterowanie nie jest normą – często wstawałam o 4 rano, żeby zdążyć na warsztaty, a potem nie mogłam marzyć o herbatce z innymi blogerkami, ponieważ musiałam pędzić na pociąg powrotny. To jeden z powodów, dla których już rzadko wybieram się na warsztaty – po prostu za dużo kosztuje mnie to wysiłku, czasu i pieniędzy. Ale na takie fotograficzne i tak pojechałabym na drugi koniec Polski :-)
To tyle mojej prywaty w tym zakresie, jeszcze raz podziękowania dla organizatorów: jak na pierwsze spotkanie, które mieli pod swoją pieczą: moim zdaniem – super!
Słowo o prowadzącym.
Prowadzącym warsztaty był pan Leszek Szurkowski – fotograf z olbrzymim doświadczeniem. Zaczynał jeszcze w czasach przedpotopowych przedfotoszopowych, kiedy zdjęcia poprawiało się w ciemni za pomocą specjalnych filtrów, zaś kolaże robiono wycinając je ręcznie, za pomocą specjalnych technik. Można więc powiedzieć, że cała historia nowoczesnej fotografii przeszła mu przed oczami i obiektywem:-) Leszek Szurkowski jest też autorem przepięknej książki, którą miałam okazję przejrzeć – Secesja Wrocławska. Jeśli natkniecie się na nią w bibliotece lub w księgarni, polecam się pochylić na chwilę!
Prowadzący jest osobą z olbrzymim doświadczeniem i bardzo fajnie, że odrobiną tego doświadczenia się podzielił – bez nadęcia, z wykorzystaniem prostych technik, które można wykorzystać w domowej kuchni (zobaczycie na zdjęciach!).
O czym były warsztaty?
Warsztaty dotyczyły fotografii kulinarnej, jednak zaczęły się wstępem teoretycznym. Jak się okazało, prawie każdemu brakuje podstaw teoretycznych, bo na pytanie o rodzaje kompozycji, jako grupa byliśmy w stanie wymienić tylko kilka :-) Jestem za to wdzięczna prowadzącemu, że nie powtarzał informacji o przysłonie i czasie naświetlania:)
Podczas warsztatów, p. Leszek (chociaż nalegał, żeby mówić do niego po prostu „Leszek!” – bardzo miły człowiek, jakoś tak naturalnie wychodziło podczas spotkania mówienie po imieniu) omawiał także nasze zdjęcia. Praktycznie do każdego miał uwagi – muszę Wam powiedzieć, że poczułam, iż tak mało wiem. Właściwie to chyba normalne, jeśli jest się samoukiem, ale szczerze mówiąc – zaczęłam zazdrościć osobom, które maja za sobą formalną edukację fotograficzną, są w stanie widzieć, nazwać i ułożyć te wszystkie niuanse kompozycyjne, barwne, ułożenia światła.. Chyba powinnam zamknąć cykl o fotografii, tak niekompetentna się czuję :-). Omówienie zdjęć w każdym razie było bardzo ciekawe i otworzyło oczy na różnego rodzaju błędy, które popełniamy: fajnie,że ktoś je wskaże!
Na warsztatach bawiliśmy się także światłem naturalnym, światłem z lamp błyskowych, fotografowaliśmy szkło, rosół, układaliśmy kompozycje… p. Szurkowski mówił i mówił, znalazł się także czas na portrety robione za pomocą.. talerzy. Można było zapytać dosłownie o wszytko (od pomocy w obsłudze menu aparatu, po pytania o dobór sprzętu czy książki). Działo się bardzo, bardzo dużo i jeśli zapamiętam 1/10 całości na własny użytek, będzie świetnie!
Warsztaty się przedłużyły, spokojnie mogłyby trwać jeszcze ze trzy dni! Mamy dostać listę książek, polecanych do samodzielnego studiowania takich zagadnień jak kompozycja, typografia czy oświetlenie – jeśli się pojawi, również Wam ją przekażę!
Dosyć tego gadania, teraz, jak warsztaty wyglądały w praktyce!
ps. zdjęcia, na których jestem ja (sama siebie nie mogłam przecież fotografować;)), przygotował jeden z organizatorów, Marek Bielski.
ps2. swoje zdjęcia robiłam obiektywem makro, więc nie wszystko udało mi się uchwycić.
Tak było na Warsztatach:
Będziemy fotografować szkło. Najpierw krótki schemacik.
A tak wygląda ustawienie sceny: z tyłu światło reflektora, między nim a kieliszkiem, dyfuzor zrobiony z deski do krojenia:
Uzyskujemy ładny obrys szkła – optymalnie światło powinno być z każdej strony odcięte. Tutaj założyliśmy taki karton z wyciętą dziurą na obiektyw – jak widać nie pokrywa się jeszcze dokładnie z kadrem., ale idea jest zachowana.
Z fotografii szkła, niedaleko do fotografii portretu. P. Leszek ilustruje rozpraszanie światła lampy błyskowej za pomocą odbłyśników..
Zanim jednak zaczniemy robić takie cuda, trzeba wziąć i nieco stuningować nasze aparaty. Najlepiej kawałkiem folii aluminiowej:
I zaczynamy! Wystarczy gładka powierzchnia, żywy pomocnik do trzymania i można pstrykać!
Plexi jest nudne. Dlaczego nie zacząć odbijać talerzami? Niestety do tej pory nie wiem jak dokładnie wyszedł mój portret:)
Kompaktem też można robić ładne zdjęcia!
Jeszce jeden portret – pleksi podtrzymuje organizator, Marek Bielski.
Teraz także oświetlamy od tyłu, tyle, że światłem naturalnym..
Jeszcze raz: technika przygotowania aparatu, do odbijania światła: idea jest taka, żeby rozproszyć jak najbardziej mocne światło lampy błyskowej..
Zdjęcie podchwycone gdzieś tam z boku: samotny kubeczek, czekający na profesjonalną sesję!
„Lumiksik” – ulubiony aparat, nie tylko prowadzącego!
Na warsztaty przybłąkał się przybył także Maciej Budzich z MediaFun. Do końca nie wiadomo, jak to się stało – ale chyba miło być rodzynkiem:)
Kubeczki czekające na swoją kolej. Z tego co pamiętam, chyba się nie doczekały. Za krótkie warsztaty były – ledwie osiem godzin;)
Do tej pory nie wiem, po co zrobiłam to zdjęcie:) Ale jest: Maciek obserwujący fotografowanie jogurtu.
To całkiem chwiejna konstrukcja!
A ten mały przyrząd to kadrownik: pozwala sprawdzać, jak wygląda kadr – bez konieczności uruchamiania aparatu!
Wychodzimy na zewnątrz: mi kieliszek fotografowany przy świetle naturalnym też się podoba!
Ciepłego, pochmurnego dnia będziemy fotografować rosół.. (marchewki trochę przegotowane…)
Oraz makaron z misternie ułożonym rozmarynem…
Jak i kompozycję owoców i warzyw.. kolory, krzywe, geometria, plamy barwne.. nie ogarniam tego:):) Na zdjęciu: jak zrobić efekt deszczu, bez deszczu oraz spryskiwacza:
I tak to mniej więcej wygląda – aczkolwiek masełko od sponsora – skąd inąd smaczne – nieco zaburza kompozycję;)
P. Leszek nie ma nas dość i pomimo, że jest 18ta, chce pokazać więcej i więcej… Pokazuje jak za pomocą takich cacuszek (dwóch lamp błyskowych, zdalnie wyzwalanych), sfotografować produkt na białym tle. Generalnie, bardzo namawiał nas do fotografii z lampą błyskową – jednak nie czuję się na to gotowa ani psychicznie, ani merytorycznie, ani finansowo:)
I to chyba tyle! Jeszcze pamiątkowe zdjęcie, godzina przerwy i jedziemy na Kazimierz, porozmawiać nie tylko o fotografii. Na zakończenie: bardzo pieczołowite fotografowanie (choć uczciwie mówię, że pod koniec byłam nieco rozkojarzona i plotkowałam z koleżanką na boku;))
Uff, to chyba tyle – mam nadzieję, że relacja się Wam podobała:)
Jeszcze raz dziękuję organizatorom za super pomysł, ściągnięcie fantastycznego prowadzącego i oczywiście, zaproszenie mojej skromnej osoby:)
Z warsztatów dowiedziałam się więcej, niż byłam w stanie przyswoić i to chyba dobrze – wydawało się, że można jeszcze i jeszcze fotografować.. oj, najlepiej zapisać się na studia fotograficzne! (oraz kurs Photoshopa, po którym prowadzący bardzo sprawnie się poruszał).
Jeśli będziecie mieli okazje wybrać się na spotkanie z p. Leszkiem, gorąco polecam!
Wybralibyście się na takie warsztaty?