Są takie filmy, o których mówią wszyscy wokół. Albo książki.
Ja wtedy stwierdzam, że będę non-konformistką i nie dam się porwać szaleństwu.
Czasem się udaje (Harry Poter nie zachwycił, oj nie zachwycił) a czasem nie (Władca Pierścieni, no jak było nie dać się porwać?:-))
Tym razem chciałam Wam napisać parę słów na temat filmu „Avatar”, na który wybrałam się wczoraj po egzaminie. Ten post będzie zawierał elementy fabuły, ale obiecuję, że nie popsuje Wam przyjemności, jeśli jeszczen a filmnie nie byliście.
Pierwszy raz zobaczyłam zwiastun „Avatara” jesienią i wtedy wywołał u mnie ironiczny uśmiech: jakieś tam sf, biegają niebieskie humanoidy po ekranie i jest dużo akcji. Jak stwierdził wtedy mój Pan „kolejny film z za dużym budżetem”. Niemniej On w końcu się wybrał (niestety „służbowo”), znajomi również polecali więc stwierdziłam.. cóż, dlaczego nie? Jeśli iść do kina, to właśnie na taki film – trójwymiarowy, z efektami..Więc się skusiłam w ramach odreagowania.
Muszę Wam powiedzieć, że nie jestem fanką SF, za to bardzo łatwo daję się porwać klimatom fantasy. Ciężko mi określić do jakiego gatunku należy ten film: z jednej strony mamy ekspansywną, stechnicyzowaną rasę ludzi, którzy podbijają kolejne tereny kosmosu aby uzyskać cenne minerały (definitywne SF) z drugiej zaś żyjących w harmonii z naturą Na’avi, humanoidy o zwierzęcych cechach, których silna więź z przyrodą i zwyczaje luźno nawiązują do indin, szamańskich wierzeń, mi nieodparcie kojarzyli się też z elfami.
Planeta na której żyją Na’avi przedstawiona jest z rozmachem, nieomal zaczarowana. I dlatego uważam, że warto iść na ten film. Mogę mu wybaczyć momentami amerykańskość aż do bólu, proste kreacje bohaterów, podział na dobrych-złych, bardzo czytelne przesłanie (proekologiczne i antywojenne), operowanie ogranymi motywami.
Mogę wybaczyć właśnie ze względu na niesamowity klimat i stworzenie świata w którym wszystkie elementy są połączone: przenosimy się w krainę pradawnych drzew, olbrzymich wodospadów, dryfujących w przestrzeni gigantycznych bloków skalnych..
W nieprzebytej dżungli niczym klejnoty rozkwitają mieniące się kolorami kwiaty, niesamowite rośliny, fantastyczne naturalne konstrukcje z minerałów.. Wszystko lśni delkiatnym, subtelnym blaskiem i tętni życiem..
Bałam się iż animacja będzie przerysowana i niewiarygodna. Nic z tych rzeczy, wszystkie elementy dosknale do siebie pasują, niebieska skóra Na’avi idealnie wtapia się w dyskretny pomrok lasu, kolory są nasycone ale lekko stonowane.
Reżyser czerpał z wielu pomysłów, które istniały już wcześniej (i nie wiem dlaczego zachwycać się innowacyjnością dryfujących skał), jednak ukazał je z rozmachem i w sposób przekonywujący tak bardzo, że nie chce się wychodzić z sali. Wszystko to sprawia, że film jest z pewnością ucztą dla oczu – myślę, że jest to bardzo dobry powód by wybrać się na seans. Jeśli boicie się amerykańskiej do bólu fabuły na pocieszenie dodam, że wiele wątków jest nieoczywistych, kończą się dość zaskakująco, wprowadzono kilka bardzo ciekawych pomysłów fabularnych. Nie chcę uogólniać, ale myślę, że wielu amerykanów dowiedziało się co to są rytuały przejścia oraz różnice kulturowe i że nie wszyscy na całym świecie witają się podaniem ręki;)
Co więcej jest to film z przesłaniem, może nazbyt oczywistym, jednak uważam, że bardzo dobrze iż tak popularny obraz niesie ze sobą pewną ideę. Reasumując, jeśli nie wiecie co robić w weekend: wybierzcie się na „Avatar”, zobaczyć go na jak największym ekranie. I proszę, nie oglądajcie wcześniej zdjęć ani trailerów: naprawdę, szkoda czasu, nie oddają klimatu nawet w kilku procentach a oderwane od całości filmu są po prostu śmieszne.
I jeszcze jedno. To z pewnością nie jest film dla dzieci. W kinie widziałam wielu rodziców z kilkulatkami, które przez kolejne godziny siedziały przerażone wpatrzone w ekran. Nie wiem z czego to wynika: z przekonania, że każdy film animowany jest dla dzieci czy z tego, że nie ma z kim zostawić pociech.’
Nie pierwszy raz widziałam w kinie rodziców, którzy zabrali dzieciaki na film zupełnie dla dorosłych. Nie rozumiem tego, czy naprawdę nie można wcześniej przeczytać recenzji i trzeba narażać dziecko na taki stres?
W każdym razie, mam nadzieję, że mój wpis okazał się Wam przydatny – chętnie przeczytam Wasze uwagi:)
I jeszcze, na koniec taki smaczek z Wikipedii:
„Po premierze filmu odnotowano przypadki depresji u widzów, pragnących żyć na Pandorze[13]. Brytyjski serwis „Telegraph” donosi o autorach blogów i mikroblogów nie mogących pogodzić się z faktem, że fantastyczny świat ukazany w obrazie Jamesa Camerona nie istnieje. Z tęsknoty za Pandorą oraz niemożności bycia jednym z Na’vi niektórzy[14] młodzi ludzie mają rzekomo rozważać nawet popełnienie samobójstwa w nadziei, że po śmierci odrodzą się w świecie choć trochę podobnym do Pandory. Reżyser komentując te pogłoski zalecił wszystkim nieszczęśliwym „spacer w lesie i przypomnienie sobie przyrody, którą mamy tutaj”
ps. obraz został stworzony przez fanów filmu:
http://mattepainting.org/vb/showthread.php?t=6206
ps2. z uwag technicznych: gorąco polecam wybranie się do kina 3D (IMAX) – naprawdę, film 3D w zwykłym kinie wiele traci..