Dzień dobry,
Pamiętacie, jak zastanawiałam się, jaką babkę wielkanocną przygotować?
Koniec końców wybór padł na babkę tiulową (według przepisu z przełomu XIX/XX wieku), z 15 żółtkami. Postanowiłam wykonać babkę z połowy porcji, gdyż 30 żółtek wydawało mi się zbytnią ekstrawagancją. W końcu okazało się,że zużyłam właśnie taką ilość: pierwsza babka okazała się porażką (tak to jest, jeśli chce się iść na skróty i próbuje się przyspieszyć zbytnio ciasto drożdżowe), jednak zaparłam się i przygotowałam ją jeszcze raz.
Jestem pozytywnie zaskoczona konsystencją; babka jest leciusieńka, puchowa, złota od żółtek, w przekroju wygląda, jakby była ciastem ucieranym – tymczasem to bardzo delikatne ciasto drożdżowe. Chyba najdelikatniejsze jakie robiłam do tej pory.
Babka jest mało słodka i rozpływa się w ustach; przygotowanie nie jest trudne, wymaga jednak trochę krzepy – przypomniałam sobie, dlaczego znów powinnam zapisać się na pilates:)
Jeśli lubicie stare przepisy i kulinarne wyzwania, zapraszam!
Babka tiulowa w przekroju – wygląda, jakby była ucierana.
Tak jak pisałam, babka jest dość prosta do przygotowania; ważne jest, aby składniki (zwłaszcza mąką) były ciepłe. Trzeba zerkać kiedy ciasto wyrasta – jeśli okaże się ,że potrzebuje nieco więcej czasu, trzeba mu ten czas zapewnić : nie chcecie raczej tak jak ja, robić kolejnej porcji:)
Kluczową sprawą jest wyrabianie ciasta, dzięki temu ma ono delikatną, puszystą konsystencję; ja użyłam do tego celu miksera planetarnego (przed Wielkanocą przypomniałam sobie, że warto było na niego oszczędzać całe wakacje:)) – można je również wybić ręcznie jednak ostrzegam, że nie będzie to błahostką:)
Niemniej, to chyba najlepsza babka drożdżowa jaką jadłam do tej pory – nie bez znaczenia jest też fakt, że bardzo dobrze się przechowuje, więc można ją przygotować z wyprzedzeniem.
Składniki na wielkanocną babkę tiulową:
(na jedną sporą babkę)
- 250 gram mąki pszennej, przesianej, ciepłej (ogrzałam ją w piekarniku nastawionym na 30 C)
- 15 żółtek
- 30g świeżych drożdży
- 1/16 litra mleka
- 125 g masła, najlepiej sklarowanego, powinno być płynne, ciepłe lecz nie gorące.
- 60 g cukru
- szczypta soli
- wanilia (opcjonalnie)
Wykonanie:
- Drożdże rozpuszczamy w mleku z łyżką mąki. Odstawiamy w ciepłe miejsce, aż się ruszą.
- Żółtka razem z cukrem ubijamy w kąpieli wodnej (stawiamy w misce nad garnkeim z ciepłą wodą, tak, aby miska nie dotykała dna)aż zbieleją, staną się błyszczące – trwa to około 15 minut, trzeba się trochę namachać:)
- Do żółtek dolewamy drożdże i nadal ubijamy. Dodajemy teraz po trochu mąki,soli, ciągle mieszamy. Kiedy masa będzie już w miarę jednolita, przykrywamy ją ściereczką, odkładamy w ciepłe miejsce i czekamy aż wyrośnie – moje wypełniło prawie całą miskę.
- Po tym czasie przygotowujemy misker lub miskę do wyrabiania; swoją ogrzewałam w piekarniku nagrzanym na około 30 stopni.
- Dodajemy ciasto i zaczynamy je wyrabiać, wlewamy ciepłe masło i ubijamy,aż ciasto będzie gładkie, elastyczne, napowietrzone – ja wybijałam hakiem do ciasta przez około 20 minut (na drugiej prędkości) – ręcznie należy ciasto wyrabiać przez pół godziny.
- Ciasto straci na objętości,ale to nic.
- Wykładamy je do ciepłej formy wysmarowanej masłem (ja korzystam z formy silikonowej) – odstawiamy do wyrośnięcia. Ciasto zwiększy swoją objętość kilkukrotnie.
- Kiedy będzie już gotowe, pieczemy je w temperaturze 180 stopni przez około 40 minut.
- Gdyby zaczęło się rumienić; przykrywamy je folią aluminiową.
- Ostrożnie wyciągamy i trzymamy w cieple – nie powinno opaść.
Disslowa radzi kulać ciasto po wyciągnięciu (zrozumiałam, że to oznacza 'obracać’), aby było równomiernie wyrośnięte – ja nie miałam z tym problemów.
I to właściwie tyle; babka trzyma się bardzo dobrze nawet przez trzy dni.
Smacznego!