Spis treści
Dzień dobry,
Niedawno słuchałam audycji radiowej, gdzie jak zwykle w okolicy Tłustego Czwartku (zresztą Boże Narodzenie i Wielkanoc też są dovrym pomysłem) pytano o to, jaka tłustoczwartkowa potrawa jest najlepsza.
– Jeśli faworki to jakie? Kruche i rozpływające w ustach, czy raczej twardsze i chrupiące? – pytał dociekliwy redaktor.
Zwolenników tych rozpływających się w ustach było tyle samo, co tych preferujących coś bardziej konkretnego. Stanęło na tym,że każdy ma swoje ulubione (ah, co za ciekawe odkrycie:)) – jednak wspólna cecha wymarzonych przez respondentów faworków, to domowa robota. Wiadomo: chcesz mieć porządnie zrobione, zrób sobie sam!
Dzisiaj chciałam Wam zaproponować faworki, które nie mogą Was zawieść: faworki przygotowane według przedwojennego przepisu Marii Disslowej : raczej dla preferujących te twardsze i chrupiące ;-) Maria Disslowa uczyła lwowskie panny prowadzenia domu i jej przepisy są niezawodne i proste.
Polecam przygotować. Nawet jeśli nie jesteście pannami z dobrego domu!
Zapraszam.
ps. tutaj znajdziecie więcej przepisów na Tłusty Czwartek.
Przepis na faworki nieco dopracowałam do współczesnych realiów: bo co nam mówi „weź śmietany ile wejdzie?”:-) Jeśli czytacie Moje Gotowanie, być może już go nawet zauważyliście: ukazał się w moim felietonie w lutowym wydaniu miesięcznika. Faworki wychodzą bardzo smaczne (co potwierdziła moja Koleżanka i Pani Profesor, która jest moim promotorem) – można brać w ciemno :-)
Sam przepis jest bardzo prosty i ekonomiczny: nie ma w nim wybijania wałkiem, nie ma proszku do pieczenia, wykorzystujemy całe jajka (nie ma potem problemu, co zrobić z białkami). Ciasto łatwo się formuje i jest elastyczne. Nie trzeba go także zbyt grubo wałkować: grubość około 3 mm jest wystarczająca.
Kilka słów o oleju do smażenia faworków.
Tego roku smażyłam faworki na dwóch rodzajach tłuszczu: te na smalcu (jednak wiem, że nie każdy smalcu używa i też nie każdemu jego posmak odpowiada), inną partię na oleju ryżowym – olej ryżowy jest praktycznie neutralny w smaku i też nadaje się do smażenia w głębokim tłuszczu. Alternatywą będzie olej rzepakowy – zastanawiałam się jak to jest, że różne strony podają różne temperatury dymienia oleju rzepakowego. Dopiero na studiach zielarskich dowiedziałam się, że obecnie produkuje się odmiany rzepaku stricte na olej i z tą myślą, aby dobrze nadawały się do smażenia: stąd też w zależności od odmiany rzepaku, punkt dymienia może być nieco inny. Oczywiście, do oleju używa się właśnie takiej odmiany, która jest optymalna do tego celu. To tyle mojego gadania :-)
Oczywiście olej trzeba dobrze rozgrzać: pierwszy faworek idzie zazwyczaj na straty, potem powinno pójść gładko.
Wariant: różane faworki:
Ciasto łatwo się formuje, możecie z niego przygotować klasyczne faworki, albo na przykład chrustowe róże. Disslowa ma co prawda specjalny przepis przeznaczony tylko dla chrustowych róż, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wykorzystać ten.
Wiem,że moje zdolności manualne pozostawiają wiele do życzenia, jednak byłam całkiem zadowolona z ich kształtu :-) Róże robimy tak, że wykrawamy trzy kółka różniące się nieznacznie wielkością, nacinamy je po bokach i ściskamy je razem (jeśli jutro zdążę, pokażę to na filmiku). Smażymy jak zwykłe faworki na gorącym oleju z tą uwagą, że w połowie smażenia przewracamy je na drugą stronę – inaczej spiecze się tylko dno, wierzch pozostanie surowy. Można podawać z konfiturą różaną lub ulubionym powidłem.
Faworki – chrusty. Przedwojenny przepis.
/zaadaptowany przepis Marii Disslowej, który pojawił się w tym numerze Mojego Gotowania/
Składniki na dwa kopiate talerze:
- 500 g mąki
- 4 całe jajka
- kieliszek rumu (miałam w domu Amaretto)
- 60 g chłodnego masła
- 60 g cukru (miałam pod ręką brązowy)
- śmietana (u mnie dwie spore łyżki)
- szczypta soli (bardzo ważne! używam soli morskiej)
- tłuszcz do smażenia
- cukier puder do posypania (u Disslowej cukier cynamonowy)
Wykonanie faworków:
Przesianą mąkę wysypujemy na stolnicę, masło kładziemy na mące i siekamy nożem, tak, aby było rozdrobnione. Układamy wszystko w kopczyk, robimy zagłębienie: do zagłębienia wbijamy jajka, cukier, szczyptę soli i alkohol – delikatnie zarabiamy nożem.
Mój kopczyk prawie zawsze się rozpada, więc dodaję cukier w dwóch partiach. Kiedy ciasto będzie nieco zagniecione, dodajemy śmietanę – tyle,żeby ciasto było dobrze zagniecione. U mnie wystarczyły dwie łyżki. Ciasto wyrabiamy, aż będzie gładkie, formujemy kulę. Ja kulę wkładam czasem do lodówki na pół godziny,dzięki temu ciasto lepiej się wałkuje.
Kulę dzielimy na dwie części (będzie łatwiej wałkować), wałkujemy po kawałeczku, jak ciasto na pierogi, powinno mieć grubość około 3 mm. Ściereczką przykrywamy ciasto nad którym aktualnie nie pracujemy – ważne, żeby nie wyschło. Kroimy ciasto w paski, robimy dziurkę, przekładamy przez nią krańce faworka.
Smażymy na rozgrzanym tłuszczu, odsączamy na papierowym ręczniku.
Przed podaniem posypujemy cukrem pudrem.
Smacznego!