Dzień dobry,
Dzisiaj zgodnie z obietnicą, zapraszam Was na gruziński targ.
Stali czytelnicy wiedzą, że mam słabość to targów i jeśli mogę, zawsze na rynek zajrzę (rynek = targ po małopolsku) i staram się również Was zabierać do mniej „turystycznych” miejsc . Byliśmy już między innymi na estońskim targu oraz w rumuńskiej gorzelni. Dzisiaj czas na gruziński targ.
Byliśmy na kilku targach i pomimo, że jest jeszcze przed sezonem zbiorów, zaskakują swoją różnorodnością: znajdziemy tu sporo przypraw, ziół oraz letnich (słabo solonych) kiszonek. Przez ponad tydzień przebywania w Gruzji (między innymi jeżdżenia po targach) znacząco poprawiła się moja pasywna znajomość języka rosyjskiego (w większości przypadków można się porozumieć po rosyjsku), niestety mówię jeszcze bardzo słabo, niemniej kiedy człowiek się osłucha, idzie dużo lepiej.
Targi gruzińskie wyglądają w sumie tak jak każde inne targi: tętnią życiem, a pracownicy naszego rodzimego Sanepidu dostaliby zapewne zawału (ryby na chodniku?), niemniej domyślam się, że jedzenie jest lepsze, niż w większości polskich, sterylnych supermarketów. Pamiętam, że na początku wyjazdu bałam się zatrucia pokarmowego i powiedziałam: „Będę ostrożna. Zero owoców prosto z targu, drinków z lodem i innych takich”. Cóż, złamałam tę zasadę już drugiego dnia, kiedy dostaliśmy w prezencie garść zielonych śliw (robią z nich bardzo pyszny sos, thkemali) ze słowami mniej więcej takimi: „Wy nasi goście z Polszy, to dla Was”.
Co było zrobić. Zjadłam na miejscu, bez mycia. Żyłam i miałam się dobrze. Co prawda nie poważyłam się na to samo z truskawkami, jakieś resztki instynktu samozachowawczego trzeba mieć:)
Dodam od razu, że wieści o życzliwości Gruzinów w stosunku do Polaków nie są przesadzone. To z natury bardzo uprzejmi ludzie (chociaż wiadomo, że charaktery są różne) i rzeczywiście darzą Polaków sporą sympatią. Pytali nas nawet, czy wybraliśmy już prezydenta i czy to jest brat Kaczyńskiego może przez przypadek:)
A wracając do targów, dziś chciałam Wam przedstawić kilka kiszonek. Kiszonki są tylko lekko solone, często ze sporym dodatkiem ziół. Jak widzicie, ukisić można prawie wszystko..:)
Bardzo smakowały mi zielone kiszone pomidory (spróbuję je zrobić w domu!): w środku z czosnkiem oraz sporą ilością kolendry, której tutaj używa się naprawdę szczodrze.
Inną, bardzo ciekawą kiszonką są kiszone kwiaty kłokoczki, zwane tutaj dżondżoli.
Oraz kiszony czosnek siatkowaty, bardzo delikatny w smaku. Na targu można spotkać także dzikie szparagi, które są naprawdę, naprawdę pyszne i delikatne..
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zabrała ich do kuchni. Z dzikich szparagów, kiszonych warzyw (w tym kwiatów kłokoczki), cieniutkiego jak pergamin sera, jajek i swańskiej soli przygotowałam potem śniadanie. Ot, taka jajecznica z dodatkami. Nie było tak źle, jak zapowiadali niektórzy czytelnicy Facebooka wieszcząc, że umrę z głodu;-).
Inną ciekawą rośliną sprzedawaną na targach jest Smilax excelsa (a szczególnie jego młode pędy). Przyznam, że nie próbowałam, ale wydają się być o tej porze roku dość popularnym produktem.
Jeśli chodzi o zioła, króluje kolendra. Mamy też bazylię w dwóch kolorach, pietruszkę, koper, lubczyk, estragon i cząber.. To co mnie uderzyło to fakt, że rzeczywiście tych roślin używa się w kuchni, w dużych ilościach. Wiele z nich można kupić w malutkich, ulicznych sklepikach. Trochę inaczej niż u nas, gdzie często podaje się symbolicznie ledwie kilka listeczków:). Jak używać kolendry, to używać jej pełnymi miseczkami, po co się ograniczać!:)
Oczywiście, to tylko wycinek tego, co gruzińskie targi mają do zaoferowania. Są jeszcze owoce, sery, słodycze oraz ogrom przypraw..
Chcecie więcej?:)
Pozdrawiam Was serdecznie!
Podobał Ci się post? Podaj dalej!