Dzień dobry,
Witam Was w kolejnej części cyklu Owoce Jesieni.
Dziś na tapetę weźmiemy sobie poczciwą jarzębinę, a właściwie kilka ciekawych jarzębów, ponieważ samo „jarzębina” nie jest tak jednoznaczne.
Jako dziecko pamiętam, że z rosnącej przy rowie jarzębiny robiłam długie korale i bransoletki, które cierpliwie nawlekałam na nitkę. Nie myślałam jednak nigdy, że mogą być smaczne nie tylko dla ptaków.
Pierwszy raz z jedzeniem jarzębiny spotkałam się przygotowując zdjęcia do książki Łukasza Łuczaja Dzika Kuchnia: właśnie w 2012 roku przyrządziłam swoją pierwszą foccacię z jarzębiną. Przyznam, że smak mnie nie powalił, bo pomimo przemrożenia (jarzębina jest jadalna, ale dość goryczowa), nadal była dla mnie gorzka.
Teraz jednak wiem lepiej i zamiast jarzębu pospolitego Sorbus aucuparia (czyli tego z którego jako dziecko robiłam koraliki, nie wiedząc, że są jeszcze inne jarzęby, które też można by nazwać „jarzębami”) lepiej użyć innych jarzębów, które są pyszne. Szczególnie smaczny jest jarząb szwedzki Sorbus intermedia, który w stanie naturalnym jest pod ochroną, ale bez problemów znajdziecie w zielonych nasadzeniach parkowych i wtedy można go śmiało zbierać (Kraków-Mistrzejowice, pozdrawiają! Pełno go u nas!). O jarzębie szwedzkim jeszcze Wam opowiem (mam dla Was gościnny film z Łukaszem Łuczajem), ale póki co niech Wam wystarczy, że jest naprawdę smaczny!
Niech Wam wystarczy to, że moja 11 letnia siostra, która kręciła nosem na słodką zupę różaną, surowy jarząb pożerała mi w takim tempie, że zaczęłam się martwić, że nie wystarczy mi go do planowanego dla Was cyklu! Wcinała aż się jej uszy trzęsły, z taką prędkością jak ptaki owoce czeremchy.
Innym całkiem smacznym jarząbem jest jarząb mączny. Obydwa nadają się świetnie do przetworów. Oczywiście, jeśli lubicie poczciwą jarzębinę i gorycz Wam nie przeszkadza, nie ma sprawy. Jeśli jednak macie okazję spróbować większych, słodszych jarząbów (które można tak jak głóg wcinać na surowo) to gorąco polecam się rozejrzec?
Skąd pomysł na foccacię?
Szczerze mówiąc początkowo miała to być magiczna foccacia z winogronami, wedle przepisu Anny Marii. Szybko okazało się jednak, że ostatnie winogrona zjadł jakiś chochlik (zwany moją siostrą, może? chociaż ona twierdzi, że nie) i nie zostało nic innego, jak czarować jarzębiną. Foccacia numer jeden została zjedzona, nie kłamię, 10 minut po wyciągnięciu z piekarnika. Cała!
Drugiego dnia przygotowałam kolejną i zakitrałam parę kawałków do zdjęć, bo też szła jak – nomen omen – ciepłe bułeczki.
Gorąco polecam Wam tę foccacię. Wszystkie jarzęby są jadalne, ale moim zdaniem najlepsza jest ze szwedzkim lub innymi (które czasem nazywane są „słodkimi jarzębinami”).
Ogólnie, jeśli interesuje Was temat, polecam Wam archiwalny numer Zieleń to Życie, gdzie pięknie opisane są przeróżne jarzęby! Magazyn miał tylko kilka numerów, niestety ten jest ostatni: warto zaopatrzyć się w archiwalne, jeśli jest tam interesujący Was temat:
A co, jeśli nie macie jarzębu?
Sól, rozmaryn również wystarczą!
Albo ostatnie winogrona, dlaczego nie?
Foccacia z jarzębiną
Składniki:
3/4 szklanki ciepłej wody
2 łyżki letniego mleka
1,5 łyżeczki cukru
1 1/4 łyżeczki drożdży instant
250 g mąki
1/2 łyżeczki soli
6 łyżek oliwy
garść pysznej jarzębiny (można spróbować na surowo)
kilka igiełek rozmarynu świeżego (najlepiej)
2 łyżki cukru
2 łyżeczki soli morskiej gruboziarnistej
Przygotowanie:
Mieszamy wodę, mleko, cukier, drożdże. Jeśli nie macie instant to dałabym tak z 20g zwykłych, aktywowanych w odrobinie wody. Dodajemy mąkę, sól, 2 łyżki oliwy i wyrabiamy do uzyskania gładkiego ciasta, które nieco się lepi: ręcznie zajęło mi to z 7 minut. Przekładamy ciasto do miseczki lekko wysmarowanej oliwą, żeby sobie ładnie wyrosło. Zajmie to około godziny, lub do czasu aż podwoi objętość.
Rozgrzewamy piekarnik do 180C
Wyrośnięte ciasto lekko odgazowujemy pięścią, przekładamy na posypany mąką blat i formujemy kulę, którą polewamy oliwą, przykrywamy ściereczką i której damy odpocząć pod ściereczką jeszcze z 20 minut.
Wykładamy ciasto na blaszkę, rozpłaszczamy, formujemy małe „dziurki”, układamy na cieście naszą jarzębinę, rozmaryn, posypujemy solą i pieczemy przez 10-15 minut, aż ciasto się ładnie zarumieni.
Najlepsze jest jeszcze ciepłe, polane odrobiną oliwy.
Smacznego!