Woda Królowej Węgier – Kosmetyki naturalne.

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

Dzień dobry,

Dzisiaj chciałam Was gorąco zaprosić do kolejnego postu kosmetycznego: ostatnio pokazywałam jak przygotować migdałowo-różany balsam do ust (którego ciągle używam!), dziś chciałam Was zaprosić do przygotowania innego specyfiku – Wody Królowej Węgier.

Jeśli nie słyszeliście nigdy o Wodzie Królowej Węgier (po angielsku to po prostu Queen Water lub Queen of Hungary Water) czy Larendogorze – to nic straconego! Dziś opowiem Wam o tej miksturze, której przypisywano nieomal czarodziejskie właściwości zachowywania urody i przynoszenia powodzenia u mężczyzn. Pokażę Wam także, jak siedem wieków po wynalezieniu, przygotować Wodę Królowej Węgier oraz do czego w XXI wieku może służyć:-)

Przyznam szczerze, że kiedy ją przygotowywałam, cieszyłam się jak małe dziecko! W takich chwilach cieszę się, że nazwałam swój blog „Ziołowy Zakątek”.

Zapraszam!

Woda królowej Węgier – Larendogora.

Jak powstała Woda Królowej Węgier i co to jest?

Powstanie Wody Królowej Węgier opiewa tajemnica. Niektórzy przypisuję recepturę królowej Węgier, Elżbiecie. Podobno dzięki wodzie, zachowała niesamowitą młodość. Kronikarze zgodnie twierdzili, że w wieku 60 lat wyglądała jak czterdziestolatka. Na tamte czasy był to nie lada wyczyn! Nigdy nie dowiemy się, czy piękno zawdzięczała swojej sławnej wodzie, czy może szczęśliwym genom. Kto wie, może dziś królowa Elżbieta sięgnęłaby po operację plastyczną, by jeszcze bardziej olśniewać urodą swój dwór?

Oto królowa Elżbieta w całej swojej krasie! (i aureoli). Zdjęcie za Wikipedią.

Co takiego robiła węgierska królowa?

Przygotowywała nalewkę na bazie rozmarynu. Nic takiego – powiecie.

Była to jednak iście królewska nalewka – podania głoszą, że sprowadzała czysty spirytus aż z krańców ówczesnego świata – z samego Konstantynopola (zauważcie, że destylacja spirytusu stała się powszechna dopiero w XVIII wieku – zapewne dla królowej pracowali alchemicy). Spirytus ten uważano w Europie za cudowny specyfik.

Do końca nie wiadomo, czy królowa piła bardzo mocną, rozmarynową nalewkę, czy tylko skrapiała się nią jak perfumą – pierwsza wersja jest jednak bardziej prawdopodobna. Z czasem, za jej przykładem poszły inne zamożne kobiety. Sława wody królowej Węgier rosła.

Uważa  się, że woda królowej Węgier to pierwsze europejskie perfumy. W średniowieczu, sztuka wytwarzania perfum leżała głównie w rękach muzułmańskich naukowców: chociażby Awicenna wydestylował słynną wodę różaną, muzułmańscy uczeni (piszę muzułmańscy, bo nie zawsze byli to rodowici Arabowie), posiedli także wiedzę o tym, jak destylować alkohol oraz tworzyć wyszukane, zapachowe kompozycje.


Wedle legendy, woda stała się słynna na dworach Europy, kiedy królowa Elżbiety podarowała flakonik francuskiemu królowi, Karolowi V. Król odznaczał się miłością do pięknych zapachów i bardzo szybko dwór również zachwycił się wodą. Do tego stopnia, że Francuzi postanowili ją ulepszyć: dodali do wody lawendę, której mieli mnóstwo. Wodę zaczęto stosować nie tylko jako nalewkę, ale też jako wodę kolońską lub nawet tonik do przemywania twarzy.

Dziś trudno sobie wyobrazić przepis na tę wodę bez dodatku lawendy. Tutaj możecie zobaczyć współczesną wariację. Eleganckie perfumy nawiązujące do słynnej wody:

Perfumy o zapachu Wody Królowej Węgier, zdjęcie pochodzi stąd

 

Do czego służy Woda Królowej Węgier?

Ze względu na dodatek rozmarynu i lawendy, woda („Woda ognista bardziej;)) ma właściwości oczyszczające, tonizujące, przeciwzapalne, wzmacniające i kojące.

Można przygotowywać ją w trzech formach:

– jako perfuma (jednak raczej nie w domowych warunkach)

– jako wyciąg alkoholowy na bazie spirytusu, do stosowania wewnętrznego

– jako wyciąg na bazie octu (winnego, jabłkowego etc.)

Ja przygotowałam tę trzecią formę.

Będzie służyć mi jako płukanka nabłyszczająca do włosów: świetnie nadaje się do włosów ciemnych, takie jak moje. Posiadaczki włosów jaśniejszych, mogą dodać do mieszanki rozjaśniający rumianek.

Płukankę nakładamy dopiero po spłukaniu szamponu: do tej pory używałam samego octu winnego i jestem bardzo zadowolona z efektu:-) Teraz mam nadzieję osiągnać coś jeszcze lepszego. I ten zmysłowy zapach!

Ponieważ użyłam delikatnego octu własnej produkcji, będę chciała użyć wody także jako toniku do twarzy i dekoltu. Zobaczymy, co na to powie moja skóra :-) Idealny tonik powinien mieć pH 4.5 – 5, tak więc jak najbardziej będzie odpowiednia :-)

Ciekawostka: Niektórzy twierdzą, że wyciąg podobny do wody królowej węgier stosowali Cyganie jako tzw. „lekarstwo na wszystko” – to właśnie ze względu na odkażającą moc rozmarynu.

Współczesne receptury na Larendogorę (to spolszczona nazwa, która wzięła się z francuskeigo: eau de la reine de Hongrie)  często zwiększają jeszcze liczbę składników. Pojawia się w nich oczywiście rozmaryn, lawenda i inne zioła o właściwościach tonizujących lub zapachowych: mięta, ogórecznik, szałwia lekarska czy nawet skórka pomarańczowa.

Poniżej moja wersja.

Robimy Wodę Królowej Węgier!

Uwagi techniczne:

Dokładnie przygotowanie opisuję na filmie,

Proszę, zaopatrzcie się w ekologiczne składniki, szczególnie niepryskaną lawendę: najłatwiej, najlepiej i najtaniej, kupić ją w sklepie zielarskim.

Świetnym, pachnącym dodatkiem (o dużych właściwościach leczniczych)  są róże: można je kupić w sklepach kosmetycznych (ja kupiłam w sklepie ecospa.pl bodajże).

Najlepszy będzie ekologiczny ocet winny lub jabłkowy. Ja mam swój ocet ze sfermentowanej herbaty (kombuczy). Jest bardzo łagodny i delikatny, dlatego nie będę go rozcieńczać. Jeśli kupujecie ocet, można zastosować proporcje 1 część octu 2 lub 3 części wody.

Uwaga! Niektóre octy są już zagęszczone i producent od razu poleca je rozcieńczyć – bodajże kamis ma takie octy, weźcie to pod uwagę!

Płukanka nadaje się głównie do włosów naturalnych – nie wiem jak ocet reaguje z farbami do włosów! Zwłaszcza,żę jest mnóstwo rodzajów farb – sprawdzacie na własną odpowiedzialność lub pytacie fryzjera :-)

Jako tonik nadaje się do każdego rodzaju cery, jednak wcześniej trzeba przeprowadzić test uczuleniowy, wiadoma sprawa :-)

Składniki:

/można dość dowolnie modyfikować, najważniejszy jest rozmaryn/

  • spory pęczek świeżego rozmarynu
  • kilka gałązek świeżej szałwi
  • kilka gałązek mięty
  • 2 łyżki suszonej lawendy lub kilka kropel olejku lawendowego świetnej jakości (o tym też będzie w swoim czasie)
  • mała garść suszonych róż (róża bułgarska, pomarszczona, damasceńska – wszystkie odmiany pachnące). Róże to świetny surowiec perfumeryjny, mają właściwości pielęgnujące, oczyszczające, odkażające i łagodzące – o tym też innym razem.
  • skórka z ekologicznej cytryny (opcjonalnie)
  • mała garść nagietka, rumianku (opcjonalnie, rumianek do jasnych włosów)
  • 0.5 litra octu winnego, jabłkowego, innego delikatnego octu (patrz: uwagi techniczne)
  •  plus: słoik 0.5 litra, z przykrywką, wyparzony

Wykonanie:

Na dno słoiczka dajemy suszone kwiaty (chodzi o to,żeby nie wypłynęły na wierzch tak łatwo). Dodajemy zioła, zalewamy je ostrożnie octem. Staramy się,żeby ocet przykrywał wszystkie zioła.

Zamykamy słoiczek, kładziemy go w ciepłe miejsce. Co dwa – trzy dni potrząsamy słoiczkiem, sprawdzamy, czy zioła nie wystają nad poziom wody (mogą się zacząć psuć: gdyby zaczęły wystawać, to po prostu wkładamy je palcem głębiej – można też dać jakiś mały obciążnik). Postępujemy tak przez 2-3 tygodnie. Zioła stracą kolor, ale to nic – to oznacza, że wszystko przeszło do octu:)

Po tym czasie przecedzamy, przelewamy do czystej buteleczki i używamy like a sir,  like a queen.

Można rozcieńczyć na bieżąco, do cery bardziej delikatnej nawet 1:10, 1:5, do tłustej 1:4, 1:3, sami spróbujcie:)

Miłej zabawy!

ps. przygotowując wpis, korzystałam z następujących źródeł:

– Wikipedia

– herbalmentor.com

– James Wong, Grow Your Own Drugs (ksiązka)

i inne strony, których nie zliczę:)