Dzień dobry,
Część z Was pytam gdzie jestem i co robię.
Jestem tam gdzie byłam (w mieszkaniu) i robię to, co powinnam robić, czyli nakładam ostatnie szlify na pracę magisterską. Mam nadzieję, że moja nieobecność jest usprawiedliwiona!
Dzisiaj chciałam pokazać Wam pączki cytrusowe, które przygotowałam na Tłusty Czwartek – nadają się jednak na każdą inną okazję, kiedy potrzebujemy pączka pod ręką:-) Do pączków dodaje się cukier korzenny z gałką muszkatołową, zielem angielskim, cynamonem. Brzmi dobrze?
To chyba najdroższe pączki w moim życiu: wybrałam się po zakupy składników i podczas krótkiej drogi (raptem 500 metrów pewnie), zgubiłam (zsunęła mi się?/ktoś mi zabrał w sklepie?) torbę z moim ulubionym telefonem, dzięki któremu mogłam robić dyskretnie zdjęcia, sufrować w sieci, nawigować się po okolicy (mój Pan filozoficznie stwierdził „wiedziałem, że tak będzie”).
Pomimo wytężonych poszukiwań po torbie i telefonie ani śladu, więc tego dnia zostały mi tylko korzenne pączki.
Były pyszne, mięciutkie, wyrośnięte, pachnące.
Ale zgodzicie się chyba ze mną, że w takiej sytuacji, nawet najlepszy pączek to marna pociecha/
Niemniej, jeśli szukacie oryginalnego pomysłu na pączki, zapraszam!
ps. nagrałam również film z przygotowania pączków, jednak pewnie zdążę go zmontować w przyszłym tygodniu, już teraz zapraszam:)
Kiedy przygotowuje się te pączki, w całym domu pachnie cytryną i pomarańczami!
Przepis na korzenne pączki pochodzi z pierwszej książki kulinarnej, jaką dostałam od mojego Pana: Lubię Gotować, Jamiego Olivera. Jego pączki bardzo długo były na liście moich rzeczy do zrobienia, ale wiecie, jak to jest:-) W końcu jednak, spróbowałam!
Pączki są super łatwe do przygotowania, ładnie wyrastają, nie nasiąkają tłuszczem i co najważniejsze, są mięciutkie. Jamie podkreślał ze trzy razy, że trzeba jeść je ciepłe, ponieważ inaczej stracą smak: nie prawda, próbowałam ich również kolejnego dnia i nadal były bardzo smaczne!
Piszę tutaj uczciwie, że są to pączki bez nadzienia. Jako,że miałam ich zbyt dużo i poroznosiłam trochę sąsiadom, dopiero po fakcie zaczęłam się zastanawiać, czy nie są rozczarowani brakiem czegoś w środku – korzenny cukier powinien rekompensować nieobecność marmolady. Jednak wiadomo jak to jest, kiedy się człowiek czegoś spodziewa:-). Chociaż, reklamacji nikt nie zgłaszał.
Pączki same się nie zjedzą, więc poroznosiłam sąsiadom.
Wracając jeszcze do pączków: skórkę startą z pomarańczy i cytryny wkłada się do ciasta (powiem szczerze, że dodaje raczej zapachu i lekkiego aromatu, niż jest wyczuwalna w smaku) oraz do korzennego cukru. Moim zdaniem tego cukru powinno być dość dużo, żeby pączki były jeszcze lepsze:-) Kilka pączków barbarzyńsko przekroiłam i posmarowałam marmoladą śliwkową: super smaczne!
Pączki szybko wyrastają: Jamie sugeruje,żeby zrobić je malutkimi, ale jest to dość trudne: malutkie kuleczki dość szybko robią się większe. Moje są takie na dwa, trzy kęsy (więcej będzie widać na filmie:)).
Nie szczędziłam sobie korzennego cukru.. jak widzicie, pączki są na trzy kęsy..
To co, robimy?
Pączki korzenne z cukrem korzennym.
Mała uwaga co do cukru: w przepisie polskim przetłumaczono cukier jako „cukier puder”, jednak na zdjęciu w książce widnieje drobiutki cukier kryształ (pewnie caster sugar). Gdybym miała młynek do mielenia, pewnie sama zmieliłabym cukier na drobniutki kryształ. Ponieważ nie miałam go pod ręką: po prostu użyłam cukru pudru.
Składniki na pączki:
- saszetka drożdży suszonych (7g suszonych lub 20 g zwykłych)
- 70 g cukru pudru
- 500 g mąki pszennej
- 320 ml tłustego mleka
- skórka otarta z dwóch cytryn i 1 pomarańczy
- 80 g masła, miękkiego
- olej do smażenia
Składniki na cukier korzenny:
- 100 g cukru pudru (mniej więcej)
- łyżeczka mielonego cynamonu
- pół łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej
- kilka ziarenek ziela angielskiego (utłukłam w moździerzu)
- skórka otarta z cytryny i pomarańcczy
- opcjonalnie ziarenka wanilii.
Przygotowanie:
Drożdże wsypujemy do miseczki, dodajemy łyżkę cukru pudru, łyżkę mąki, letnie mleko, zostawiamy na 15 minut,żeby powstał zaczyn.
Resztę mąki, cukru, skórkę z cytrusów, masło, wkładamy do miski. Dodajemy zaczyn i mieszamy składniki łyżką, potem wyrabiamy rękami. Mikser stacjonarny też się nada. Podsypujemy mąka w razie potrzeby. Wyrabiamy około 5 minut, aż ciasto będzie gładkie i elastyczne. Przykrywamy je ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia w ciepłe miejsce, aż podwoi objętość.
W tym czasie przygotowujemy sobie cukier korzenny, po prostu mieszając wszystkie składniki.
Kiedy ciasto będzie gotowe, wyrabiamy je raz jeszcze delikatnie uderzając w nie pięścią. Rozwałkowujemy je na stolnicy na grubość około 1 cm, małą szklanką (użyłam kieliszka do wina) wykrawamy kółka, wykładamy na posmarowaną tłuszczem blachę (wyłożyłam ją pergaminem do pieczenia) i pozwalamy pączkom podwoić objętość. Zajmie to około 45 minut.
Kiedy krążki będą gotowe, pośrodku każego robimy dziurkę, na przykład chińską pałeczką. Smażymy je na rozgrzanym oleju. Zazwyczaj wrzucam jeden pączek „na straty” – kiedy wypłynie wiem,że olej jest gotowy. Nie wrzucamy za wielu pączków na raz, żeby temperatura zbytnio nie spadła.
Smażymy do zbrązowienia, przez około 2 minuty z każdej strony.
Odsączamy, posypujemy korzennym cukrem. Jeśli chcemy, możemy nadziać pączek (wtedy lepiej zrobić ciasto bez dziurki).
Jamie twierdzi,że przepyszne są na ciepło i nie nadają się do przechowywania: ja twierdzę, że jak na pączki, przechowują się całkiem niesamowicie:-)
Smacznego!