Alchemia w podróży #3. Berlin

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

Dzień dobry,

Czas na kolejny wpis z cyklu Alchemia w podróży!

Nie wiesz o co chodzi?

Alchemia no1 to mój flagowy krem, oparty na autorskiej recepturze (możesz przeczytać o Alchemii tutaj, zaś zakupić ją tutaj). Zazwyczaj staram się mieć ze sobą mały słoiczek, na różne wypadki, a to za dużo słońca, a to spierzchnięte usta. Wyjątek? Kiedy lecę samolotem jedynie z bagażem podręcznym.

Ostatnio Alchemia zawędrowała do Stambułu …

Oraz na pole namiotowe Woodstocku (czego się nie robi dla młodszego rodzeństwa..;-))

Zaś tym razem do.. Berlina!

Była to trzecia oficjalna podróż Alchemii (nie liczę mniejszych wyjazdów do Warszawy etc), zaś pierwsza w życiu zagraniczna podróż mojej młodszej Siostry, dlatego starałam się ją urozmaicić jak mogłam. Mam nadzieję, że się podobało:-)

W Berlinie spędziłam ostatnio kilka dni i zamierzam zabrać Cię w najbliższym czasie w kilka zakamarków..

Co będziemy robić?

Stać dwie godziny po najlepszego kebaba w mieście. Hej, nie oceniaj mnie, musiałam spróbować, żeby przekazać, czy było warto, prawda?;-)

 

Oczywiście odwiedziłyśmy Mur Berliński (zdjęcie Alchemii właśnie na jego tle), a także małe muzeum na jego wschodniej flance.

Przy murze kwitnie mały biznes, popularna jest zwłaszcza druciana biżuteria, robiona na miejscu.

 

Nie skusiłam się, ponieważ noszę swój ulubiony wisiorek z labradorytem, przygotowany dla mnie przez krakowską rzemieślniczkę, Monikę Kraczek. Niemniej, zawsze z fascynacją patrzę na ludzi, którzy wykonują piękne rzeczy .  Nie mam zdolności manulanych, więc tym bardziej doceniam precyzję u innych.


 

Oczywiście było dużo dobrego jedzenia, od prostych ulicznych curry wurstów, zakupów w Aldi, przez targ turecki ze świeżymi warzywami na otwartym powietrzu, gdzie kupiłam czarny czosnek (jutro, jutro więcej!), po hipsterskie sklepiki ze świeżo wyciskanymi sokami w zabójczych cenach.

Tak zwany Targ Turecki, który odbywa się we wtorki i piątki. Kto powiedział, że ma być tylko turecko? Na zdjęciu: „lemoniady” meksykańskie. Z tego co doczytałam później, horchata wykonywana była oryginalnie z migdała ziemnego (cibory jadalnej). Tutaj, z tego co się dowiedziałam, bazą było mleko ryżowe. 

Jedzenie jedzeniem, jednak ja przyjechałam głównie z myślą odwiedzenia Muzeum Pergamońskiego. Jeśli będziecie mieć do wyboru stać w kolejce po najlepszego kebaba w mieście, a w kolejce do Muzeum, bez dwóch zdań wybierzcie to drugie;-).

Rekonstrukcja Bramy Ishtar robi naprawdę duże wrażenie! Zafascynowało mnie też Muzeum Techniki, zwłaszcza czasowa wystawa poświęcona.. cukrom. Też Wam pokażę co nieco:-)

Znalazło się też troszeczkę, troszeczkę czasu na relaks. Nie jestem aż taka straszna, że tylko ciągnę z jednego miejsca do drugiego :-). Szczerze mówiąc, po Woodstocku jako rasowe imprezowiczki (ekhem, ekhem), obydwie przez tydzień byłyśmy trochę chore, także relaks i spokój był wskazany.

Odpowiedzi na kilka pytań.

Gdzie nocowałyśmy?

Nocowałyśmy w artystyczno/imigranckiej dzielnicy wschodniego Berlina, Kreuzberg.  Dzielnicę wybrałam głównie ze względu na siostrę, która interesuje się sztuką uliczną i chciałam, żeby poczuła troszkę wibracji bohemy. Teraz zapewne wybrałabym nocleg gdzie indziej, aby spróbować nieco innej energii.

Jak zazwyczaj rezerwowałam apartament przez Airbnb. Jeśli nigdy nie korzystałaś/korzystałeś z tej strony, możesz się zarejestrować używając mojego linku aktywującego, dzięki czemu otrzymasz 100 zł zniżki na pierwszą podróż (ja też dostanę drobny voucher, który będe mogła wykorzystać przy kolejnej podróży). Spałyśmy dokładnie w tym miejscu.

Jeśli wybieram się na kilka dni najczęściej korzystam właśnie z tej formy noclegu, ponieważ pozwala mi się czuć jak miejscowy. Zazwyczaj się udaje chociaż.. pewnego razu, w Portugalii, spałam w dwupiętrowym mieszkaniu w kamienicy.

Ze skrzypiącymi drzwami. Sama. To było akurat dość straszne. Czułam się jak w środku horroru.

Czy Berlin jest drogi?

To zależy.

W Aldi (odpowiednik naszego Tesco), znajdziesz produkty w podobnych cenach jak u nas.

U Pana Turka najesz się już za kilka euro (3.50 kebab + 1 euro ajran).

Jeśli jednak chcesz poszaleć i zjeść na przykład jakiegoś zwydziwianego burgera, trzeba przygotować się na rachunek 10 – 15 euro od osoby.

Wiele sklepów nie przyjmuje kart płatniczych lub przyjmuje je od wyższej kwoty (np. 30 euro). Nie dam w tej kwestii złego słowa na Polskę powiedzieć, bo co jak co, ale u nas zbliżeniowo można kupić nawet husteczki.  Polska jest super rozwiniętym krajem, jeśli chodzi o płatności bezgotówkowe.

Wejściówki do muzeów są dość drogie, natomiast hej, na kulturze się nie oszczędza.  Zwłaszcza, że muzea takie jak muzeum Techniki są naprawdę warte swojej ceny.

Parkingi w centrum są drogie, dlatego ja zostawiłam swój ubrudzony błotem wóz na przedmieściach, korzystając z systemu Park and Ride, czyli darmowych parkingów niedaleko komunikacji miejskiej. Miałyśmy dosłownie 20 sekund do metra. Jeśli wjeżdżasz w centrum miasta, o ile dobrze pamiętam,  musisz mieć specjalną naklejkę, potwierdzającą, że Twój samochód jest wystarczająco ekologiczny.

Nie wiem kto, jak i dlaczego, ale tak, to jest ściana z butelek po piwie.


 

Metro jest dość drogie, jednak dojedziesz nim wszędzie. Transport publiczny staje się koniecznością, ponieważ Berlin jest potężnym i dość mocno „rozstrzelonym” miastem. Podczas podróży bardzo lubię spacerować i spaceruję na długe dystanse (tak np. było w Stambule, gdzie korzystałam z metra dosłownie kilka razy), w Berlinie się poddałam w pewnym momencie.  Tutaj transport publiczny to konieczność, zwłaszcza, kiedy jesteś w mieście tylko kilka dni.

Dobrze jest wcześniej zastanowić się gdzie mniej więcej chemy się wybrać i jeśli wydaje Ci się, że będziesz podróżować sporo, warto skusić się na zakup biletów kilkuprzejazdowych.

Moją największą obawą było, czy poradzę sobie na niemieckich autostradach. Nasłuchałam się opowieści dziwnej treści o mitycznych autostradach bez limitu prędkości.

Cóż, w rzeczywistości średnia prędkosć ze względu na remonty to .. 80km/h. Jechało się przyjemniej, wolniej i bezpieczniej niż w wielu miejscach w Polsce.

Gdybym nie jechała na Woodstock, pewnie do Berlina wybrałabym się jakimś autokarem, który kursuje na przykład z Wrocławia.

Drugą rzeczą, tutaj akurat irracjonalną, byl lęk przed barierą językową oraz czy nie zgubię siostry lub co gorsza, dokumentów i karty kredytowej:-).

Na szczęście okazało się, że jak zwykle są to irracjonalne obawy prosto z mojej głowy (pomijam kwestie dokumentów i karty kredytowej, to akurat mi się co jakiś czas zdarza).

Berlin to bardzo ciekawe miasto, zdecydowanie warte odwiedzenia. Do zczytania jutro!

Podobał Ci się ten wpis? Podaj dalej!