Dzień dobry,
Prowadzę bloga od kilku lat – niedługo sześć z okładką. Kiedy zaczynałam blogować, grono blogerów było jeszcze dość wąskie (wiem, brzmię staro) i pamiętam z jakim szacunkiem i zachwytem patrzyłam na niektóre z blogerek, chociażby Liskę z White Plate. Nigdy nie sądziłabym, że z wieloma blogerkami i blogerami spotkam się osobiście, albo będę mogła chociaż wymienić z nimi jakiegoś maila. Nie sądziłam, że podobnie jak oni będę miała dużego bloga, stałe grono czytelników, wydam książkę.
Spotkania blogowe są dla mnie nadal olbrzymią inspiracją i nie zliczę ile ciekawych osób poznałam tylko dzięki temu, że bloguję. Jedną z takich osób, której przyglądałam się od kilku lat jest Kinga z Green Morning. Pamiętam jak przypadkiem wpadłam na jej kanał na Flickrze i zachwycałam się jej zdjęciami. Bardzo podobało mi się, że używała drobnych elementów natury: kawałeczków liści, gałązeczek etc.
Robiła to w czasie, kiedy ja dopiero uczyłam się fotografować. Nigdy nie sądziłam, że kilka lat potem spotkam Kingę osobiście i będę mogła podpatrzyć jak pracuje. Gdy tylko dowiedziałam się, że prowadzi warsztaty fotograficzne, nie zwlekałam zbyt długo. Akurat wybierałam się do Stolicy w związku z promocją książki, więc mogłam sobie przyjechać dzień wcześniej (o rany, chyba 4 godziny jechałam do tego Piaseczna, pogubiłam się w warszawskich kazamatach podziemnych) i trochę się podszkolić.
Dlaczego idziesz na kurs?
– Po co Ci kurs. Przecież umiesz robić zdjęcia?
To była pierwsza reakcja wielu osób, kiedy powiedziałam, że wybieram się na szkolenie. Kinga prowadzi przeróżne warsztaty , ale ja od razu wiedziałam, że chcę się zapisać na one-to-one. Miałam konkretne pytania i po prostu wiedziałam, że w ten sposób najlepiej wykorzystam te kilka godzin spędzonych z Kingą.
Dlaczego więc poszłam na kurs?
Dlatego, ponieważ zawsze warto jest zobaczyć jak pracuje ktoś inny. Zwłaszcza ktoś, kogo zdjęcia uwielbia się oglądać ponieważ mają w sobie „tę iskrę”.
Moje życiowe motto to All knowledge is worth having (nie, nie ja je wymyśliłam, wyczytałam w książce) i nie ma czegoś takiego jak „potrafię wszystko”.
Na naukę nigdy nie jest mi żal ani czasu ani pieniędzy (i dlatego często jestem spłukana, to tak na marginesie. Jestem kobietą z potrzebami. Z potrzebą uczenia się).
Zawsze można wiedzieć więcej. Zrobić coś lepiej. Ciekawiej. Inaczej.
Jedno ze zdjęć Kingi. Właściwie kolaży (inne zdjęcia potraw również są jej autorstwa)
To jak fotografujesz wypływa z Ciebie.
Wierzę, że zdjęcia mogą przedstawiać osobowość Autora. Ja lubię fotografię radosną, pełną kolorów, życia, wieloskładnikową, czasem nieco/zbyt chaotyczną. Kiedy zaczynałam fotografować kosmetyki do książki, na początku marzył mi się elegancki, skandynawski styl zdjęć. Szybko jednak okazało się, że po prostu go nie czuję. Żeby fotografować z przyjemnością potrzebuję na zdjęciu stymulacji, wibracji, kształtów.
Zdjęcia Kingi są zupełnie inne, jednak fascynują mnie i pociągają: są wypełnione świetlistością, subtelnością, światłem, harmonią, bije z nich jakiś taki wewnętrzny blask. Kiedy spotkałam ją w rzeczywistości okazało się, że jest osobą, którą otacza aura spokoju (przepraszam Kinga, możesz twierdzić inaczej, ale w porównaniu ze mną jesteś ostoją spokoju:)) i to widać na jej minimalistycznych kompozycjach. Minimalistycznych, lecz nie nudnych: potrafi wyciągnąć z każdego detalu jakieś wewnętrzne piękno. Myślę, że właśnie to wszystko zauroczyło mnie w zdjęciach Kingi.
Kto pytanie błądzi, czyli dlaczego krytyka jest dobra.
Wybierając się do Kingi zakładałam, czego chcę się dowiedzieć. Wiedziałam, że nie będę w stanie kopiować jej stylu (chociaż kiedyś dla wprawki, spróbuję!), ponieważ to nie do końca jest to, co mi w duszy gra.
Miałam jednak konkretne pytania.
Dotyczące światła i stylizacji.
Kinga odpowiedziała na nie wszystkie z naddatkiem. Jest osobą, która na co dzień pracuje z obrazami, zna się na historii sztuki i kompozycji, dzięki czemu widzi rzeczy, których „zwykłe oko” nie zauważa. Przygotowała zestawienie moich zdjęć, o których chciała porozmawiać i przez pierwszą część omawiałyśmy co i jak można w nich zmienić. Podobno nie każdy przyjmuje dobrze krytykę swoich zdjęć: cóż, ja po to poszłam na kurs, żeby dowiedzieć się, co można zrobić lepiej. Już teraz z kompozycyjnego punktu widzenia patrzę na część swoich zdjęć inaczej.
Tutaj akurat widzicie fragment obróbki, bo o to pytałam. Odpowiedziała na każde moje pytanie.
Potem pokazała mi w jaki sposób przebiega jej proces komponowania zdjęć i na co zwraca uwagę podczas ustawiania kadru i po prostu pokazała jak to robi. Każda rzecz na jej zdjęciach jest przemyślana i ma jakieś uzasadnienie: czy to okruszek czy ułożenie gałązeczki. To całkiem niesamowite. Nie muszę dodawać, że miałam sporo własnych pytań:)
Kinga pracuje z naturalnym światłem i rzeczywiście na stole, bez lamp. Kiedy powiedziałam o tym koleżance nie mogła uwierzyć, że takie zdjęcia są robione przy jednym oknie. Uwierzcie, są robione przy oknie. Kinga nie ma oranżerii. To było jedno z moich pierwszych pytań:
– Robisz zdjęcia w oranżerii? Jeśli tak to się nie zapisuję, bo oranżerii nie mam i i tak nic z tego nie wyjdzie.
Nie ma oranżerii, jest okno.
Na odwód tego, że wszystko jest robione w pomieszczeniu a nie super studiu fotograficznym przesyłam Wam zdjęcie.
Nie widać tego ale byłam wyczerpana rajdem po komunikacji miejskiej Warszawy. Już wiem, że SKM i KM to nie to samo.
Kinga ma też sporo gadżetów.
Jak część z Was wie, jestem w trakcie przeprowadzki i okazało się, że ja także ich nieco uzbierałam. Nie mogę patrzeć na własne talerzyki oraz filiżanki, myślę, że w życiu nie skończę się pakować!
Fajnym patentem jest to, co pokazała mi Kinga: segregowanie gadżetów kolorami. Ona zwraca dużą uwagę na kolorystkę i koło barw (przy minimalistycznej kompozycji to bardzo ważne) i takie zestawienie ułatwia jej pracę.
Planuję wdrożyć u siebie podobny system (niestety bez szufladek)- będę miała w końcu szafkę na same rekwizyty!
I jeszcze trochę rekwizytów.
Podoba mi się, że to z czym fotografuje jest w jednym miejscu. Nie biega, nie szuka niczego po domu. Jest tam gdzie trzeba – a uwierzcie, że nie ma dużego studio. Jedna komoda, kilka blatów, blenda i aparat (jakiś Canon, nie znam się na Canonach: ale nie pełna klatka).
Kinga jest bardzo dobrą nauczycielką. Może mówić godzinami o fotografii, kompozycji, kolorach i mówi to po części z perspektywy osoby, która pracuje ze sztuką, a po części kogoś, kto sam uczył się fotografować, więc dla mnie było to bardzo ciekawe i przystępne.
Wiecie, czasami jakaś prosta rzecz wpada do głowy i potem się przydaje!
Teoretycznie byłyśmy umówione na 5godzinny kurs, ale nie mogłyśmy się szybko rozstać :-). W między czasie zgłodniałyśmy: nie odmówię sobie podesłania Wam kilku zdjęć przygotowywanego dla nas posiłku.
Tak, sałata jest z ogrodu (Kinga mieszka pod Piasecznem w pięknym, starym domu z ogrodem). Ja tam jedząc sałatę po prostu jem sałatę czy zieleninę. Kinga nawet przygotowując lunch zwraca uwagę na to, jak piękne są liście, bardzo delikatnie je suszy i rozkłada, stara się, żeby wszystko było estetycznie podane. Widać, że po prostu lubi pracować z pięknem.
Wracając do zdjęć. Przygotowałam jedno.
Słonecznik.
Dobrałyśmy razem neutralne kolory, aby podkreślić strukturę ziarenek.
Wiem, że sama w życiu nie zrobiłabym takiego zdjęcia.
Podoba mi się, nawet bardzo (a Wam?), ale ja mam lęk przed pustą przestrzenią i na 100% gdybym układała kadr samodzielnie byłoby na nim kilka innych elementów. Właśnie dlatego warto próbować czegoś nowego.
Jak widzicie, na kursie bardzo mi się podobało. To niesamowite spotkać osobę, którą „podglądało się” przez kilka lat w Internecie :-)
W fotografii nie chodzi o to, żeby zmieniać siebie albo kopiować kogo innego – chociaż osobiście uważam, że kopiowanie dobrych prac jest bardzo dobrą metodą uczenia się. Zawsze można być lepszym we własnym stylu. To trochę tak jak ze studiami: studia humanistyczne nie zrobią z Ciebie automatycznie humanisty, ale mogą pomóc rozwijać się dalej.
Wiem, że kilka z moich czytelniczek było również na kursie u Kingi i słyszałam same pozytywne opinie. Jeśli też macie ochotę, możecie się zapisać tutaj. Na jej stronie jest też kilka postów o fotografii kulinarnej, można sobie poszperać.
Myślę, że to było jedno z moich najciekawszych spotkań w 2014 roku :-)
Wybralibyście się?:)