Dzień dobry,
Dziękuję Wam za codziennie zaglądanie do Ziołowego Zakątka, wiadomości prywatne oraz pytania o nowe tematy. Dlaczego chwilowo musicie zadowolić się (bogatymi) archiwami? Albo jeszcze lepiej, wyruszyć w pole i nazbierać sobie na przykład ziela owsa?
Aktualnie przebywam w „małej Skandynawii” czyli w Estonii. Czuję się, jakbym przeniosłą się w czasie. Do świata dzieci z Bullerbyn. Domy pokryte są strzechami, wokół rosną piwonie, naparstnice i małe jabłonki, dzieci biegają na bosaka (nawet przy temperaturze w okolicy 10 stopni!). Przygotowujemy posiłki w piecu opalanym drewnem, siedzimy przy wspólnych stołach w wielkiej sali z kamiennymi ścianami (i kominkiem!), jemy ziemniaki i pijemy lokalne wina.
Porywam Was na estońską wieś!
Co robię w Estonii? Właściwie jedzenie ziemniaków i picie wina jest aktywnością poboczną. Przyjechałam na letnią szkołę etnobotaniczną. Etnobotanika to dziedzina nauki zajmująca się relacjami pomiędzy ludźmi i środowiskiem/roślinami. Bardzo intensywnie uczymy się od specjalistów z różnych krajów (antropologów, ekologów, biologów, metodologów) w jaki sposób przygotowywać etnobotaniczne badania. Właściwie na przyjemności zostają głównie wieczory.
Nie oznacza to, że nie mogę pokazać Wam odrobiny Estonii.
Przyjechałam tu praktycznie bez oczekiwań, jednak czuję się jak w domu.
Zapraszam do małej Skandynawii.
Estonia kojarzy mi się z małą Skandynawią: pogoda, architektura, uroda Estończyków. Na lotnisku w Tallinie kawiarenka wygląda jakby przeniesiona z katalogu IKEA, zaś wieś jakby wycięta z jakiegoś skandynawskiego magazynu. Zresztą w lecie, mieszka tu wielu Szwedów i Finów, widocznie dobrze się tutaj czują.
Zapraszam Was do zerknięcia na estońską wieś!
Typowy estoński dom. Bogaci ludzie kryją domy strzechą. Biedniejsi dachówką, która wygląda trochę jak eternit. Takie domy w Polsce można spotkać głównie na Podlasiu, tutaj każdy ma niski, tradycyjny domek z kawałkiem ogródka. Najczęściej zbudowany z wapienia, którego na wyspie jest mnóstwo.
Zwróćcie uwagę na murki. Są bardzo niskie, robione głównie z kamienia. Tradcyjnie miały być na tyle wysokie, aby nie mogła przedostać się przez nie trzoda. Poniżej widzicie właśnie taki murek. Ten akurat znajduje się w skansenie, ale cała Sarema jest takim małym skansenem i bardzo, bardzo często ogrodzenia wyglądają właśnie tak.
Widzicie małe obniżenie?
Tradycyjnie służyło ono jako wejście dla ludzi.
Bramy przeznaczone były dla trzody. Trzoda nie potrafi skakać, więc nie przejdzie przez murek.
Człowiek skakać potrafi.
Jeśli jest już tak schorowany lub słaby, że nie potrafi przejść przez kamienie, Estończycy mawiają, że czas umierać.
Obecnie jednak takich przejść używa się dość rzadko i ludzie mogą używać wygodnych furtek.
Zerknijmy teraz za mur.
Oto typowy ogród kwietny (to jeden z większych jakie spotkaliśmy na swojej drodze):
Ogrody są dość skromne, wyglądają tak jak ogrody naszych Babć.
Trochę jabłoni, porzeczek (właśnie dojrzewają!), agrestu, czasem kwiaty takie jak piwonie, łubiny, nagietki, róże.. Praktycznie nie można spotkać znanych i lubianych w Polsce odmian karłowych drzewek (chyba, że mówimy o jałowcach), thuji, sztucznych nasadzeń etc.
Typowy krajobraz Saremy.
Farmy otoczone murkiem (nie posługują się ulicą i numerem, ale nazwą farmy np. „Farma Johansenów we wsi takiej i takiej). Między farmami rosną drzewa, kwitną łąki lub kłoszą się zboża. O tej porze roku można zebrać mnóstwo poziomek, wkrótce zaczynają się grzybobrania.
Ah, i nie ma wielu komarów.
Wieś idealna.
Sarema jest wyspą, mają także morze.
Byłam nim nieco roczarowana: tam gdzie mieszkamy nie ma „porządnej” plaży, którą można się przejść, słuchać śpiewu fal, spokojnie gapić się w przestrzeń..
Niemniej, nadal jest pięknie..
Co jemy?
Jeśli myślałam, że Polska jest krajem kapuściano-ziemniaczanym, byłam w błędzie.
Jemy ziemniaki i kapustę kilka razy dziennie, w różnych wariacjach. Nie twierdzę, że wszyscy estończcy tak jedzą: po prostu nam tak się zdarzyło:). Estończycy mają pyszny, ciemny chleb z melasą, bardzo dobry nabiał (fantastyczny biały ser i śmietanę). Krowy pasą się tutaj na zielonych pastwiskach (żadne tam zamknięte stajnie), co skutkuje dobrą jakością mleka.
Mieliśmy jednak kolejkę narodowego gotowania.
Razem z Łukaszem przygotowaliśmy placki pokrzywowe z dżemem borówkowym.
Oraz pieczone na blasze podpłomyki z mąki żołędziowej
Ekhem, trafliśmy też na winniczki..
Oprócz tego robiliśmy kasze, przeróżne twarożki, pasty chlebowe etc.
Nie martwcie się, nasze śniadania i kolacje były dobrze bronione!:)
Jak podobają się Wam estońskie migawki?
Mi na estońskiej wsi jest całkiem dobrze.
Uciekam na wykłady!
ps. przepraszam za literówki, jednak kilka godzin snu kilka dni pod rząd dobrze mi nie służy.
Do zczytania wkrótce, być może zabiorę Was do mojej nowej miłości: estońskiej sauny.
Zapraszam Was na Facebooka, gdzie znajdziecie relację na bieżąco:)