Dziękuję Wam za życzenia powrotu do sprawności kulinarnej!
Zastanawiałam się, czy napisać tę notkę.
W końcu ten blog jest miejscem nie do końca prywatnym.
Założyłam, że ma być miły dla odwiedzających i dać im chwilkę (czasem choćby kilka sekund wytchnienia, może przyjemności?). Ciężko jednak pisać radosne rzeczy, kiedy samemu jest się pogrążonym w smutku.
Czasem myślę, że lepiej nie mieć niektórych marzeń. Czasem lepiej nie marzyć zbyt wiele, bo może się okazać, że zostaje tylko gorzkie rozczarowanie. Póki co, pakuję moje marzenia do grubego kufra i próbuję upchnąć je gdzieś w niepamięci. Będzie trudno, bo marzenie było spore a kufer niewielki i połatany. ( Druga opcja: zapakować do żelaznej szkatułki i zatopić w jeziorze, jednak zrezygnowałam po namyśle)
W każdym razie stwierdziłam, że może chociaż kilku osobom będzie przyjemnie, jeśli opublikuję to, co przygotowałam w tamtym tygodniu. I nawet jeśli tylko kilku osobom będzie z tym miło i ja się lepiej poczuję.
Przedstawiam Wam paluchy makowe z Weekendowej Piekarni po godzinach.
Są naprawdę super, Madzia się zajadała („pycha!najlepsze jakie robiłaś”). Delikatne bułeczki z makiem, pasują do śniadania albo podwieczorku. Kształtowałam je w paluchy, wakrocze a M. w serca – ciasto jest dość sprężyste i rozciągliwe.
Z moich uwag – trzeba uważać, aby nie piec zbyt długo – łatwo je „wysuszyć”.
Zrobiłam z dwóch porcji – dość szybko znikają. :-)
ps. A oryginalna notka miała być taka:
„Upały zabijają. Siedzę w Krakowie, niestety bez aparatu, przygotowując letnie potrawy, czasem klasyczne a czasem lekko szalone. Śniadania z ciepłym kakao, lekkie obiady, kolacje z lampkami wina dla dwóch osób;
Zasada jest jedna: całkowity zakaz używania piekarnika. Stąd też na stole przewijał się twarożek z kakao, to ratatuille z grillowaną cukinią, to chłodnik z melonem, pomarańczą i bazylią, to deska serów, to spaghetti z pomidorkami koltajlowymi..
Tak, nie wzięłam aparatu. Mea culpa. Niemniej mam nadzieję, że uraczę Was zdjęciami z ubiegłego tygodnia – ciasto zarabiane jeszcze w rękawiczkach :-)
Miłego oglądania!”
Zaczęło się pięknie.
Takie niby-wakacje kulinarne, przynajmniej dla mnie (naczytałam się Culinaria Italia)
Skończyło się. Cóż.. na tym, że moją ulubioną piosenką jest „Boulevard of broken dreams” Green Day.
O nie, robię się EMO.
Nie chcę tego, dlatego wracam szybciutko do świetnego przepisu :-)
4 łyżki płynnego miodu
500g białej pszennej mąki chlebowej
1 1/2 łyżeczki drożdży instant
2 łyżki mleka w proszku
2 łyżki miękkiego masła
2-3 łyżki niebieskiego maku
1 łyżeczka soli
1 jajko roztrzepane z 1 łyżką mleka
W dużej misce wymieszać wodę z miodem, dosypać mąkę i drożdże, wymieszać całość