Dzień dobry,
Dziś przyjechał do mnie kurier i przywiózł mała paczkę.
Paczkę, w której leżało wydrukowane ponad pół roku mojego życia:-).
Ten weekend poświęcam więc czytaniu książki wte i we wte.
Zapraszam Was do zajrzenia za kulisy!
Uprzedzając pytanie: książka ukaże się przed wakacjami.
Na razie jeszcze nie ma super efektu, ponieważ wydruk jest czarno-biały. Ale nie powiem, że nie czułam dreszczyku emocji otwierając żółtą teczkę:
Moja korekta to tak zwana „korekta autorska” – jedna z szeregu wielu korekt, gdzie mam sprawdzić czy np. korektorki nie przekręciły czegoś, co chciałam powiedzieć albo czy nie ma jakiś niespójności. I oczywiście, że już jakieś drobiazgi wychwyciłam, pomimo tego, że książka jest już po korekcie wstępnej (a nawet kilku).
To zupełnie normalne dla każdego autora.
Zwłazscza jednak dla mnie: każdy kto mnie zna wie jak piszę. Piszę dużo i szybko, jednak niekoniecznie dokładnie stylistycznie. Tutaj nie musiałam się o to martwić, ponieważ nad pracą czuwały profesjonalne korektorki i przecinki nie musiały mnie obchodzić. Jednak kiedy pisałam pracę magisterską poprawki były dla mnie drogą przez mękę.
Tekst pracy mgr napisałam w miesiąc (oczywiście miałam wcześniej badania, konceptualizacje, przeczytane materiały). Poprawiałam ją potem dwa tygodnie. A i tak na karcie oceny były uwagi stylistyczne;).
Tym razem jednak czuję się dużo pewniej, bo wiele osób mi pomaga.
Tak wygląda pierwsza strona.
Jest tytuł, o który pytacie:)
Książka będzie miała 320 stron (co jest bardzo dużo w przypadku książki wydawanej w Polsce), ale spokojnie mogłaby mieć i z 200 więcej. Tyle, że akurat się nie martwię, bo jeśli coś nie zmieściło się w książce, nie trafi do szuflady: mam w końcu blog!
Pracując nad materiałem jestem dumna z tego, że przeorałam materiał od zupełnych podstaw. Oparłam się na własnych eksperymentach (kiedyś Wam pokażę jak wygląda mój pokój na wsi: mam dosłownie dwa regały z olejami kosmetycznymi, woskami i generalnie mogę z nich robić kosmetyki na najbliższe 20 lat), na książkach kosmetologicznych, zielarskich etc.
Przeglądałam też wiele książek anglojęzycznych poświęconych kosmetyce naturalnej i postanowiłam zrobić lepszą;-). Oprócz przepisów uparłam się, że ma być tam dużo tekstu (co potem było zmorą graficzki, bo książka miała wyglądać ładnie a nie encyklopedycznie:)) który wyjaśni co, jak i dlaczego , żeby dociekliwy czytelnik mógł sobie sam potem ten krem zrobić od podstaw. Jaki mu pasuje.
Tutaj macie fragment indeksu:
Najbardziej cieszy mnie, że książka jest już po korekcie merytorycznej (kolejna rzecz na którą się uparłam w Wydawnictwie i nie robili mi żadnych problemów: sprawdzała ją pani doktor biochemii) i w tej korekcie nie było zbyt wielu uwag:)
Generalnie tekst powstawał etapami. Książka ma kilka rozdziałów i najpierw pisałam ten o kremach, olejach, aromaterapii, mydłach..
W sumie są tam rzeczy o różnym stopniu skomplikowania i trzeba było się nagimnastykować, żeby to w jedno złożyć: bo są i ciekawostki i proste przepisy i np. sporo stron o tym na czym naprawdę polega robienie mydła, jak konkretne oleje wpływają na końcową konsystencję kremu, ile kropli olejków eterycznych dodać do perfum a ile do oleju do masażu i inne takie.
Dużo tego było i był taki czas, że już na ten tekst nie mogłam patrzeć. Moi milionowe korekty (najpierw razem z redaktorką robiłyśmy nasze wewnętrzne korekty, potem poszło do korekt językowych, potem wszystko się zaczęło składać na pojedynczych stronach i znowu korekty).
Na razie jestem trochę podekscytowana (bo w końcu widzę tekst jak prezentuje się „na żywo”, nie w trybie korekty w Wordzie), ale też trochę zdenerwowana, czy wszystko wyjdzie okey i tak jak trzeba (wiem, pewnie to irracjonalne).
Z jednego jestem szczególnie zadowolona i dumna.
Książka to ogrom pracy, zwłaszcza jeśli sam testujesz receptury, robisz zdjęcia i jeszcze piszesz części teoretyczne. Teraz rozumiem Autorki blogów, które podczas pisania książki na chwilę zwolniły tempo publikacji. Tego jest po prostu duużo.
Niemniej myślę, że Wy nie powinniście się czuć zawiedzeni, ponieważ ostatnio publikuję więcej niż kiedykolwiek (i chyba jestem jedną z najaktywniejszych blogerek, nawet wśród osób, które zajmują się blogowaniem zawodowo). Im więcej piszę tym więcej mam tematów i tym więcej mam ochotę pisać:)
To jest fajne!
Mam nadzieję po Świętach nieco więcej postów kosmetycznych Wam przedstawić, cobyście przed książką wiedzieli jako pierwsi jakie są trzy sposoby przygotowania kremów (krem z pokrzywy mi się marzę i go zrobię, chociaż nie wiem jak wyjdzie:D!) i mogli sami robić sobie mydła – nawet jeśli niekoniecznie będziecie chcieć mieć książkę na półce, to chcę się dalej z Wami dzielić tym, co mnie kręci.
A jak mawia mój Pan:
– Ty jesteś kobietą nakręconą przez 24 godziny.
I bardzo się cieszę z tego, że pomimo nawału różnych rzeczy, udaje mi się dla Was pisać regularnie.
Nie widzicie jeszcze wielu postów kosmetycznych ale to też dlatego, że dopiero niedawno (w lutym właściwie) odważyłam się sobie powiedzieć, że nie chcę, aby Ziołowy Zakątek był jedynie kulinarny i potraktować to na serio.
Od tego czasu czuję, że się naprawdę blogowo rozwijam, że nie muszę się ograniczać z tematami i co najciekawsze: przepisów jest tylko niewiele mniej (no dobrze, ostatnio może troszkę mniej, ale nic nie poradzę na to, że jest wiosna i zioła rosną jak głupie!). Dawniej pisałam dwa razy tygodniowo. Teraz piszę codziennie (a czasami dwa razy dziennie), więc przepisów siłą rzeczy jest procentowo mniej. Co nie oznacza, że rzeczywiście wiele mniej.
To tyle z mojego gadania.
Widzimy się niedługo!
ps. pończocha i spirytus są nadal aktualne.