Dzień dobry,
Jak tam, przyszedł do Was dzisiaj Mikołaj? Mam nadzieję, że tak, ponieważ post będzie o prezentach:).
My, jak co roku przed 6 grudnia, odbyliśmy podobną rozmowę.
(Mój Pan):
– Klaudyna, kiedy są te Mikołajki? Tylko niczego mi nie kupuj, mam wszystko czego potrzebuję, nie kolekcjonuję rzeczy.
– No.. ja już wybrałam prezent. Ale w porządku, też mi nie musisz niczego dawać.
(chwila ciszy)
– Mówisz tak, ale jak nic nie dam to Ci będzie przykro albo się obrazisz, tak to działa, prawda?
– Prawda.
– I nie mogę Ci po prostu dać pieniędzy, żebyś sobie kupiła co chcesz?
– To się nie liczy, to nie jest prezent.
– A możesz chociaż ułatwić mi życie i napisać smsem 5 grudnia czego dokładnie chcesz?
– To może zostawię list na oknie?
– Napisz mi sms-a, nie znoszę tego całego ogólnospołecznego obdarowywania się.
– Ale mówiłam że nie musisz..
– Tak, już to ustaliliśmy. A jeśli chodzi o mnie, jeśli zrobisz mi curry, to będę zadowolony.
I co roku mam ten sam dylemat: co dać osobie, która niczego nie potrzebuje?
Można powiedzieć: na co te prezenty, jesteśmy dorośli, nie potrzebujemy komercyjnej tradycji. Ja jednak się z takim podejściem nie zgadzam, bo moim zdaniem, zwłaszcza jeśli jesteś dorosły, nie chodzi o prezent, ale o sam gest.
Jakie prezenty są najfajniejsze?
Obdarowywanie się prezentami jest przyjemnie absurdalne: to właśnie dlatego, że chodzi o gest, czasami kupujemy całkowicie niepotrzebne rzeczy. Widzieliście te wszystkie sklepy z prezentami na osiemnastkę? Albo przeróżne blogowe zestawienia ze świątecznymi pomysłami? Czego tam nie ma? Kubki z wąsami, samoskładające się torebki czy wycinarki do truskawek. Czasem coś, czego być może normalnie nie chcielibyśmy nawet trzymać w domu.. Ale dostać mogłoby być nawet zabawnie. Gdyby o tym pomyśleć, ofiarowywanie ciętych kwiatów nie ma sensu. Kupimy je dzisiaj, za trzy dni zwiędną. Jednak większość kobiet pewnie nie obraziłaby się na bezsensownie absurdalny podarunek w postaci wielkiego kosza róż czekającego pod drzwiami.
Dlatego właśnie chcę dawać prezenty.
Dzieci nie doceniają prezentów.
Kiedy byłam małym dzieckiem, oczywiście bardziej cieszyłam się z dostawania prezentów, niż z ich dawania. Otrzymywanie prezentów jest w końcu ważną częścią dzieciństwa :-)
Wydaje mi się, że jest jakiś powód, dla którego rodzice nieomal płaczą ze szczęścia, kiedy dziecko przygotuje im samodzielnie narysowaną laurkę/obrazek, zaś dzieci pragną.. cóż, raczej wymarzonych zabawek. Moja 10 letnia siostra może mi narysować laurkę, ale gdybym ja dała jej na prezent przygotowane przeze mnie ciastko.. jestem pewna, że ciastko zjadłaby, ale wolałaby jednak ten piórnik z ulubioną postacią z serialu (obecnie jest to Violetta i nie ma litości).
Kiedy byłam dzieckiem nie dostawałam kieszonkowego i taki Mikołaj (u nas główne prezenty dostawało się 6 grudnia, 24 jedynie drobiazgi) był w sumie jedyną oprócz urodzin okazją, żeby dostać coś ekstra. Dziecko jest zależne finansowo od Rodziców więc wydaje mi się, że im jest starsze: tym bardziej korzysta z możliwości wypisywania długiej, prezentowej listy. Bo dlaczego nie? Wiecie, prezent na Święta to coś, co się małemu dziecku po prostu należy. Za to, że jest dzieckiem (bo przecież dlatego rozpieszczamy dzieci).
Teraz jednak, kiedy stać mnie na większość drobnych rzeczy na które mam ochotę (zaś większe wydatki raczej nie kwalifikują się na prezent świąteczny;)) bardziej doceniam takie prezenty, które są wybrane lub przygotowane.. właśnie dla mnie. I chyba bardziej lubię dawać prezenty niż je otrzymywać (gdyby ktoś mi powiedział że tak będzie gdy miałam 10 lat, zrobiłabym wielkie oczy).
Bo w sumie czego potrzeba dorosłym? Rzeczy które są naprawdę potrzebne i tak musimy kupić. Na rzeczy mniej potrzebne możemy uskładać. Pozostają rzeczy które chcielibyśmy mieć, lecz nie są konieczne ani potrzebne. Albo takie, które ułatwiłyby życie. Lub, moja ulubiona kategoria: prezenty o których nawet nie pomyślelibyśmy, że chcemy je mieć. Małe zaskakiwajki. Takie jak przyniesione przez sąsiadkę przed świętami ciasto*. Albo ciekawa książka, której sami nigdy nie kupilibyśmy w księgarni.
* nie mam pojęcia jak mają na imię moi sąsiedzi, znamy się tylko z widzenia, ale zawsze jesteśmy dla siebie uprzejmi. Gdybyście widzieli te zdziwione miny, kiedy rok temu przyniosłam każdemu po połowie chałki z okazji Świąt:)
A jak skończyło się wybieranie prezentu dla osoby, która niczego nie potrzebuje?
Cóż, zamówiłam go Pocztą, podałam przez przypadek zły adres (cyferki w klawiaturze się poprzekręcały) i koniec końców – przesyłka nie doszła do 6 grudnia. W sumie dostał to co chciał, czyli nic:-). Ale odegram się na Święta, zobaczycie!
Chciałam Wam też przed Świętami pokazać kilka pomysłów na świąteczne prezenty. Ot, takie dla przyjaciółki czy siostry: będą łatwiejsze i trudniejsze, trochę ziołowe, trochę egzotyczne. Jak to prezenty: nieco absurdalne. Już teraz możecie na spacerach zacząć rozglądać się za głogiem (u nas jest go jeszcze sporo i przymrozki mu nie przeszkadzają)
Chociaż nie wiem czy głóg to akurat prezent marzeń.
Jakie prezenty są najlepsze? Marzy się Wam coś specjalnego?