Dlaczego tyle osób nie lubi Walentynek?
Którą odpowiedź typujecie?
a. są tandetne i głupie!
b. to obce święto, świętujmy Noc Kupały!
c. to nie jest wcale święto, wymyślili je spece od marketingu, żeby zarabiać w martwym sezonie pomiędzy Bożym Narodzeniem a Wielkanocą
d. trzeba być dobrym dla kochanej osoby przez cały rok a nie tylko przez jeden dzień
e. (powód niedopowiedziany) nie lubię bo nie mam z kim świętować i w oczy mnie kole, że inni się całują!..
f. to święto dla dzieciaków!
g. to niekatolickie!
h. (więcej powodów nie jestem w stanie przytoczyć, ale jeśli jakieś znacie, wstawcie proszę w komentarzu).
A ja dla odmiany chciałam obronić Walentynki.
Pamiętam jak w Boże Narodzenie, Tato narzekał, że ze świąt się robi komercja itp itd.
Moim zdaniem święta (jakiekolwiek) będą takie, jakie sami sobie uczynimy.
Jeśli kogoś cieszy kiczowatość i róż – nie będę się śmiać – widocznie jest coś w naszej naturze takiego, że tandeta jest od czasu do czasu potrzebna. Zresztą, czy Walentynki nie wypadają w Karnawale? A w tym czasie nigdy o powagę nie chodziło..
Że nie polskie? Ja bardzo chętnie poświętuję sobie Noc Kupały (uwielbiam ideę, ognie, namiętność, ciepła czerwcowa noc..), jednak to nie moja wina, że wtedy zawsze mam sesję :-)
Że o drugą osobę zawsze trzeba dbać? No cóż, to chyba dość oczywiste, jeśli ktoś jest w związku i okazuje miłość raz do roku to diagnozuję upośledzenie emocjonalne.. A z drugiej strony nie znam nikogo, kto zawsze byłby dla kochanej osoby odświętny, super-miły, wypiękniony i co-tam-jeszcze-chcecie.
Dlatego ja lubię Walentynki (chociaż w tym roku nie obchodzę, odbijemy sobie w inny dzień). Według mnie każdy powód, aby razem zrobić coś fajnego, ugotować coś dobrego, tudzież robić inne rzeczy, które kochający się dorośli ludzie lubią i chcą robić, jest dobry! A przecież Walentynki to jeszcze jeden powód więcej!
A że komercja? Kogo cieszy kicz, niech się cieszy:-) Mnie nikt nie zmusza do kupowania. Rozumiem, można nie-lubić . Jednak uważam, że nie powinno krytykować się tych, którzy śmią lubić i co więcej, cieszyć się takim dniem.
Dlatego, u mnie, chociaż nie-walentynkowo, też kolorowo i radośnie.
Chciałam zaproponować Wam Różowe gnocchi buraczkowe.
Kto lubi piękne, intensywne kolory.. i kto lubi rozgardiasz w kuchni (wolę angielskie „getting your hands dirty”), myślę, że będzie zadowolony. Kluseczki mają przepiękny, różowy kolor, który nieco blednie podczas gotowania.
Kluseczki są łagodne i delikatne w smaku, leciutko słodkawe, dlatego potrzebują ostrzejszego uzupełnienia. Przygotowałam dwie wersje: wegetariańską, z kozim serem, orzechami włoskimu i roszponką oraz drugą z dodatkiem chrupiącego boczku. Mogę sobie wyobrazić też wersję słodką z karmelizowanym masłem z brązowym cukrem. Z pewnością ten przepis ma duży potencjał i możecie wymyślić jeszcze inne zastosowania!:-)
Przepis zobaczyłam jakiś czas temu w FoodHaven i po prostu wiedziałam, że muszę go zrobić. Nie jest specjalnie skomplikowany, jednak dość czasochłonny (trzeba ugotować ziemniaki, buraczki, poczekać aż ciasto się uleży, zrobić kluseczki). Jednak gnocchi dobrze przechowują się w lodówce i spokojnie mogą służyć nam za obiad przez 2-3 dni.
* zaopatrzcie się w rękawiczki (!)
* zarówno buraka jak i ziemniaki gotowałam w skórce, którą ściągnęłam potem z ciepłych warzyw
* buraka trzeba gotować dość długo. Ominęłam tę uciążliwość w ten sposób, że gotowałam go razem z ziemniakami, następnie obrałam (skórka odchodzi łatwo), pokroiłam na mniejsze kawałki i włożyłam do mikrofali na 5 minut, tak że zmiękł. Dodatkowo wrzuciłam buraka do blendera.
* buraczki można upiec, ale moim zdaniem ma to sens tylko wtedy, gdy mamy już rozgrzany piekarnik przy okazji
* nie mam praski do ziemniaków. Utarłam je w mikserze planetarnym (zwykły też będzie ok chyba) + buraczki posiekałam w blenderze
Uwagi dotyczące samych kluseczek.
* ciasto jest bardzo miękkie. Ja delikatnie formowałam z niego wałeczki i pozwalałam im przeschnąć na kilka minut. Potem łatwiej się kroiło i formowało gnocchi
* jeśli gnocchi nie wyszły Wam zbyt ładne, pozwólcie im „odpocząć”, potem możecie je delikatnie poprawić, będzie łatwiej!
* róbcie naprawdę malutkie kluseczki, powiększą swój rozmiar ponad dwukrotnie! (moje na początku były zbyt duże, te które widzicie na zdjęciach, przecięłam na pół:))
* kluseczki wkładałam na durszlak i polewałam zimną wodą, aby przerwać proces gotowania
* do masy możecie dodać różne przyprawy: proponuję gałkę muszkatołową lub nasiona kopru włoskiego.
Smacznego!
Różowe gnocchi buraczane:
Na 4 porcje
przepis pochodzi z tej strony
Proszę, zapoznajcie się z uwagami technicznymi powyżej, zanim zaczniecie pracę.
Na gnocchi:
- 200g ugotowanych (lub upieczonych) buraków
- 400g ugotowanych ziemniaków
- sól, pieprz do smaku
- 70g mąki pszennej
- 50g mąki ziemniaczanej
- 2 łyżki mąki z orzechów laskowych (pominęłam, dałam nieco kukurydzianej, ale myślę, że można zupełnie pominąć. A.C)
- 1 jajko
Dodatki:
(wedle uznania)
- ostry kozi ser,
- chrupiący boczek usmażony na patelni grillowej,
- podsmażone na patelni orzechy włoskie
- roszponka
- odrobina soku z limonki
- sól,pieprz do smaku
- co Wam fantazja podpowie:)
- kluseczki polewałam oliwą z oliwek lub olejem lnianym
Przygotowanie
Ziemniaki i buraki przecisnąć przez praskę. Wszystkie składniki dokładnie wymieszać, doprawić solą i pieprzem. W dużym garnku zagotować wodę, posolić.
Ciasto podzielić na 4 części i z każdej uformować wałek. Pokroić go na kluski wielkości 3cm (lub mniejsze wg uznania) i kłaść je na wrzącą wodę. Delikatnie zamieszać. Gdy wypłyną na powierzchnię gotować jeszcze ok. 2 minuty. Łyżką cedzakową wyłożyć na talerz, dokładnie odsączając wodę. Powtarzać aż zużyjemy całe ciasto.
Podawać ciepłe z pesto z bazylii lub rukoli, z świeżą rukolą i siekanymi, podpieczonymi (10min. w 180 stopniach) orzechami włoskimi. Smacznego!