Dzień dobry,
Kto z nas nie czytał chociaż jednej książki, której akcja dzieje się w Paryżu? Lub nie oglądał filmu?
Ja ostatnio raczę się lekturami kulinarnymi: Moim życiem we Francji, Julii Child czy Słodkim życiem w Paryżu Davida Leibovitza.
Chociaż te książki dzieli kilkadziesiąt lat, można poczytać o tym samym: pięknych targach, aroganckich francuskich sprzedawcach, o których zaufanie należy zabiegać (jeśli jednak się to uda, stają się mili i pomocni), problemach z nauką francuskiego oraz, przede wszystkim, pysznym jedzeniu.
Lektura byłaby jednak niepełna bez czegoś słodkiego: tym razem przygotowałam sobie francuskie ciasteczka, finansjerki. Finasjerki chrupiące z wierzchu i leciutko wilgotne w środku, o delikatnym, orzechowym aromacie, który pochodzi z karmelizowanego masła. Brzmi dobrze? Jeśli nie wystarczająco, dodam, że jest w nich również mąka migdałowa.
Prawie jak we Francji!
ps. przepis pochodzi z książki Thomasa Kellera Bouchon Bakery. Jak widzicie, ostatnio jest na tapecie: chyba muszę przystopować ze słodkościami:)
Nazwa „finansjerki” nie bez powodu kojarzy się z finansami. Opowieść głosi, że finansjerki wynaleziono po to, aby bankierzy mogli w przerwie zjadać elegancie ciasteczka, które – ze względu na to,że nie ma w nich nadzienia – nie pobrudzą szykownych garniturów. Według innej historii, finansjerki zawdzięczają swoją nazwę swojemu wyglądowi: przypominają sztabki złota. Bez względu na to, jaka (jeśli jakakolwiek) z tych wersji jest prawdziwa, jedno jest pewne: finansjerki są pyszne. Zwłaszcza wykonane wedle tego przepisu: ze zbrązowionym masłem. Niezła gratka dla miłośników maślanych ciast. Oraz, oczywiście, miłośników francuskich słodkości!
Istnieją specjalne foremki do finansjerek, które mają nadać im właśnie taki kształt: na filmie możecie zobaczyć w jakiej foremce (która jest bardzo zbliżona kształtem do oryginalnych, finansjerkowych foremek) przygotowywałam swoje ciasteczka. Jeśli ich nie macie, możecie zrezygnować z kształtu złotych sztabek i zrobić je w mini foremkach do muffinków: będziecie mogli wtedy mówić, że są w kształcie złotego samorodka!:)
- Nie miałam mąki migdałowej, więc postanowiłam sama zmielić migdały. Polecam mielić migdały w płatkach, które mają najmniej oleju: wtedy wyjdzie Wam sypki, migdałowy proszek, zamiast migdałowej masy. Wiem, próbowałam:)
- Mąka migdałowa (nawet taka kupiona) ma tendencje do zbijania się: dlatego trzeba ją przesiać jeszcze raz bezpośrednio przed dodaniem do masy, można rozbić na przykład szpatułką wszystkie grudki.
- Finansjerki piecze się w foremkach do finansjerek (kto by się spodziewał;)) – ja upiekłam w foremce do mini-chlebków. Można upiec je również np. w mini foremce do muffinków. Jeśli używamy metalowej formy do pieczenia, wcześniej smarujemy ją masłem i wkładamy formę (lub pojedyńcze foremki) do lodówki lub do zamrażarki,aby masło się schłodziło: dzięki temu łatwiej będzie wyciągnąć ciasteczka.
- Nawet jeśli schłodzicie masło w foremce, ciasteczka i tak będzie trudno wyciągnąć:) Dlatego polecam po prostu pociąć papier do pieczenia na kawałki i wyłożyć nimi foremki. Kiedy będziecie przygotowywać karmelizowane/brązowione masło, stójcie przy nim. P
- oważnie, spala się w mgnieniu oka, akurat wtedy, kiedy na sekundę pójdziecie odebrać telefon.
- Finansjerki najlepsze są tego samego dnia i są bardzo pyszne. Polecam od razu zrobić ciasteczka z dwóch porcji:)
Francuskie ciasteczka: finansjerki.
Składniki:
- 120 gram białego cukru
- 40 gram mąki, przesianej
- 60 gram mąki migdałowej (patrz: uwagi techniczne, gdzie piszę jak ją zastąpić)
- 3 białka (100 gram białek: u mnie z trzech jajek)
- 100 gram brązowego/karmelizowanego masła (przepis dalej)
Wykonanie brązowionego masła:
Do wykonania masła potrzebujemy oczywiście masła: ja użyłam 100 gram masła z Kleparza.
Masło rozpuszczamy na średnim ogniu. Kiedy tylko masło się rozpuści, bierzemy trzepaczkę i energicznie ubijamy masło: chodzi o to, aby się nie rozwarstwiło i żeby powstała emulsja.
Kiedy masło zacznie wrzeć zwiększamy nieco ogień i co jakiś czas ubijamy trzepaczką, tak,żeby się nie przypaliło. Po kilku minutach masło nabierze karmelowego smaku i będzie już gotowe.
Przecedzamy je (używając na przykład podwójnie złożonej gazy) i dodajemy do ciasteczek.
Masło można przechowywać w lodówce do tygodnia, tyle, że przed użyciem w tym przepisie trzeba go podgrzać.
Wykonanie finansjerek:
Rozgrzewamy piekarnik do 220 stopni
Foremkę do finansjerek lub inną foremkę wedle naszego wyboru smarujemy masłem. Wkładamy ją do lodówki lub zamrażarki, aby masło stwardniało: dzięki temu będzie łatwiej wyciągnąć ciasteczka.
Alternatywnie: wycinamy z papieru do pieczenia (tak jak pokazuję na filmie) porostokąty mieszczące się w foremkach i na nie będziemy wylewać masę.
Przesiewamy obydwie mąki.
Wsypujemy cukier, mąkę pszenną, mąkę migdałową, mieszamy, aby pozbyć się grudek.
W środku mąki robimy jamkę, wlewamy do niej białka.
Miskujemy na wolnych obrotach, tak, aby powoli powstała gładka masa i wszystko było dobrze połączone.
Szpatułką zbieramy ciasto, które osadziło się na ściankach miski i miksujemy jeszcze chwilę.
Teraz dodajemy w dwóch partiach gorące, brązowe masło (musi być gorące!)
Miksujemy do momentu inkorporacji masła.
Wylewamy w równych porcjach do foremek (z porcji Kellera miało wyjść 12 finansjerek, ja jednak miałam większe foremki: wyszło 6 większych ciasteczek (są bardzo sycące).
Wkładamy ciasteczka do piekarnika – kiedy tylko się tam znajdzie, obniżamy temperaturę do 180 stopni.
Pieczemy przez 20 minut lub do czasu, aż ciasteczka nabiorą złotego koloru, zaś wykałaczka włożona i wyciągnięta z ciasta będzie sucha.
Ciasteczka od razu wyciągamy z foremek, studzimy na kratce do studzenia.
Są chrupiące z wierzchu i lekko ciągnące w środku.
Najlepsze tego samego dnia.
Smacznego!
—————–
ps. podsyłam Wam materiał bonusowy z przygotowania finansjerek: nie obyło się bez przygód i kilkukrotnych wizyt w osiedlowym sklepie. Cóż, to nie do końca był mój dzień, ale kto nie popełnia błędów, ten się nie uczy:)
I materiał bonusowy numer dwa: na zdjęciu roślina, o której będzie trochę w Ziołowym Zakątku:) Zdjęcie dedykuję Natalii, której obiecałam sadzonkę:)