Dzika Kuchnia – Łukasz Łuczaj. Recenzja plus film.

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:
dzika-kuchnia-luczaj-3412-3

Dzień dobry,

Dziś chcę Was zaprosić to recenzji wyjątkowej, z kilku względów, książki: Dzikiej kuchni, Łukasza Łuczaja.

Książka jest bardzo bliska mojemu sercu nie tylko dlatego, że interesuję się roślinami jadalnymi, ale też dlatego, że po części włożyłam w nią małą cegiełkę: przygotowałam do książki większość fotografii jedzenia. Dopiero teraz miałam możliwość zobaczenia jak zdjęcia wyszły “na żywo” (wiadomo, kilka bym zmieniła, ale to tak chyba zawsze jest:)), oraz poznać treść książki.

Stąd też, zapraszam Was do recenzji, uprzedzam jednocześnie że będzie nieco bardziej subiektywna niż recenzje zazwyczaj bywają: bo po prostu książka mi się podoba!

W każdym razie przygotowałam dla Was zdjęcia oraz film, na którym opowiadam co możecie znaleźć w “Dzikiej kuchni”.

Zapraszam!

Dzika kuchnia Łukasza Łuczaja – videorecenzja
 

Łukasz Łuczaj.

Książka “Dzika kuchnia” została napisana przez Łukasza Łuczaja, który jest profesorem Uniwersytetu Rzeszowskiego. Zajmuje się etnobotaniką, czyli dziedziną nauki, która bada relacje pomiędzy roślinami a człowiekiem. Bada to, jakie rośliny jedzono, jakie nadawano im znaczenie (kulturowe, tradycyjne, sakralne, lecznicze). W dużym skrócie jest to taka “antropologia botaniki”, bliska mojemu sercu kulturoznawcy.

Łukasz napisał już kilka książek, jednak ta jest jego pierwszą publikacją „na wysoki połysk” tzn. w twardej oprawce, ze zdjęciami, z duża ilością przepisów. Z jego książek, które wydaje mi się są najczęściej kojarzone to zbiór felietonów „W dziką stronę” czy słynny w niektórych kręgach „Przewodnik owadożercy” (chociaż, jak sam przyznaje, nie przepada raczej za jedzeniem owadów, jest to też jego jedyna książka której nie kupiłam;)).

Łukasz prowadzi także warsztaty dzikiego gotowania (miałam przyjemność uczestniczyć w nich jesienią – w końcu fotograf kulinarny powinien fotografować przepisy autora w terenie;)). Tutaj możecie zobaczyć krótki film z tych warsztatów.

Oprócz tego wszystkiego, Łukasz jest po prostu niesamowitym człowiekiem, który uwielbia przyrodę i myślę, że jest jedną z najbardziej kompetentnych osób na świecie (bo na pewno w Polsce), jeśli chodzi o temat dzikiego jedzenia.

To tak gwoli wstępu, dla osób, które nie znały sylwetki Autora – i jak można się spodziewać po osobie z lekkim piórem i ogromną wiedzą: książka musi być dobra :-)

dzika-kuchnia-luczaj-3417

Układ książki i treść.

Książka ma 300 stron z okładem. Na początku znajdziemy oczywiście wstęp, trochę botanicznych informacji o częściach jadalnych roślin, przegląd różnych technik gotowania oraz „poradnik zbieracza” w pigułce.

Jeśli chodzi o techniki gotowania, to większość z nich nie zrobi pewnie na osobie zajmującej się gotowaniem wielkiego wrażenia, ale na przykład ługowanie czy pieczenie w dole ziemnym to jest coś o czym warto poczytać (i coś, co robiłam tylko jeden raz, właśnie podczas warsztatów).

Zasadniczą część książki stanowi opis roślin jadalnych, których jest aż 80. Znajdziemy więc, tak jak w klasycznym zielniku, nazwę botaniczną rośliny, ale też jej nazwy ludowe i krótki opis wyglądu. Jeśli roślinę można z czymś pomylić, na stronie znajdziemy ramkę „Nie pomyl z” wraz z opisem i zdjęciem oraz informacją, z czym nie powinniśmy pomylić danej rośliny i co takiego się może stać (czasem możemy popsuć sobie smak zupy, a czasem się pochorować).

Dodatkowo mamy zastosowania tradycyjne (w tym wiele zastosowań z obszaru Dalekiego Wschodu czy Słowańszczyzny, co jest dla mnie o tyle ciekawe, że jestem dzieckiem publikacji brytyjskich i zazwyczaj czytam o tym, jak i co stosowano w USA, Francji czy na Wyspach).

Dla każdej rośliny znajdziecie kilka mniej lub bardziej dzikich przepisów, opatrzonych zdjęciem. Można więc sobie coś wybrać, czymś się zainspirować czy po prostu sobie poczytać co dobrego ludzie jedzą w Japonii (albo w Polsce, bardzo polecam pędy skrzypu w przyszłym roku, są super!).

Na końcu znajduje się jeszcze tabela zbioru roślin, przystosowana do realiów polskich – jest bardzo pomocna, bo niektórą zieleninę można zbierać cały rok, inną – przez kilka dni i jeśli nie wyczujemy momentu (na przykład na opuszczanie soku z brzozy) to kolejną szansę mamy dopiero za rok.

Całość przeplatana jest felietonami Łukasza (są to felietony z jego poprzednich książek), które podsumowałabym jako refleksję o miejscu człowieka w przyrodzie.

dzika-kuchnia-luczaj-3420-2

Kilka słów o wydaniu.

Układ graficzny jest bardzo okazały, zrobiony z dużą dbałością o detale. To jest chyba pierwsza książka o gotowaniu wydana w całości przez wydawnictwo Nasza Księgarnia (wcześniej robili przekład „Ekonomii gastronomii”) i powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem tego, jak wyszła całość. Początkowo nawet nie mogłam się skupić na czytaniu tekstu, bo było tyle zdjęć i ozdobników, ale szybko się przyzwyczaiłam i teraz mi się podoba. Z moich cudacznych, zupełnie absurdalnych wymagań: nie obraziłabym się jeszcze o zakładkę, bardzo lubię książki z wszytymi zakładkami, papierowe zawsze gubię:)

Książka jest bardzo solidna, porządnie zszyta, papier jest taki „mięsisty” – bardzo dobrze trzyma się w ręce i w skrajnych przypadkach może służyć jako broń survivalowa :-)

Mimo że nie jest to stricte książka kucharska, to mimo wszystko jest chyba jedną z najlepiej wydanych książek o gotowaniu wydanych w naszym kraju.

dzika-kuchnia-luczaj-3426

Dzika kuchnia czyli co?

Na odwrocie książki możecie znaleźć informację, że jest to połączenie książki kucharskiej i zielnika. Poniekąd tak jest (dalej przejdę do treści i układu), jednak dla mnie jest to przede wszystkim książka z tych „otwierających oczy”. Po pierwsze pokazuje, ile roślin obok nas można zjeść (z czego jedne są smaczniejsze, inne – niekoniecznie), po drugie zaś może być inspiracją do dalszych, kulinarnych poszukiwań..

Dodam tutaj,że sama koncepcja jedzenia „dzikiego” jest dla mnie niesamowita. Nie chodzi nawet o to, że teraz ktoś pójdzie sobie z książką, wykopie parę korzonków, ugotuje i się będzie cieszył (tak jak ja;)). Raczej niesamowite jest dla mnie to, jak wielka jest pomysłowość ludzka, jeśli chodzi o przetrwanie. Wielokrotnie, kiedy czytam o zastosowaniu jakiejś rośliny zadziwia mnie, jak ludzie potrafili dojść do tego, że można ją zjeść*, przetworzyć roślinę z pozoru trującą tak, że nadawała się do jedzenia, wytworzyć z roślin lekarstwo czy inne rzeczy pomocne do przetrwania (jak na przykład materiał z pokrzyw, czy papier z włókien lipy). Ludzie jako gatunek są zadziwiający!

* Łukasz wytłumaczył mi to kiedyś w ten sposób, że działała tutaj droga selekcji naturalnej oraz przekazu kulturowego: jeśli ktoś zjadł roślinę trującą to a) nie przeżył b) pochorował się. W obydwu przypadkach była duża szansa, że inni ze społeczności dowiedzieli się o wypadku i potem po prostu wiedzieli, czego nie jeść.

Dlatego też, ta książka jest dla mnie książką, która otwiera oczy na pomysłowość i dociekliwość naszych przodków, którzy dokładnie rozglądali się wokół siebie.

Czy książkę polecam?

Wiadomo,że tak:) Jeśli będziecie mieć możliwość chociaż przejrzeć w księgarni, gorąco polecam!

dzika-kuchnia-luczaj-3410

ps.Na zakończenie recenzji mam dla Was dobrą wiadomość: zaglądajcie na Ziołowy Zakątek, bo będą egzemplarze do rozdania (pewnie w czwartek konkurs!). Dokładnie te książki z tego koszyka:)