Bliny – przedwojenny przepis.

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:
bliny

Dzień dobry,

Mam nadzieję, że dajecie sobie radę zimą (jesienią!).

Dzisiaj mam dla Was prosty i odżywczy przepis, który tylko z pozoru wygląda na bardzo drogi i elegancki: mianowicie, bliny (jeśli spotykacie się z blinami po raz pierwszy: drożdżowe racuszki z mąki gryczanej). Blichtru i blasku nowobogactwa blinom dodaje głównie kawior. Umówmy się jednak, że obecne nie trzeba mieć milionów na koncie i okazałej daczy, żeby pozwolić sobie na kawior. Taki z pstrąga, nie z bieługi. Za kilkanaście złotych. W sumie, wybaczcie mi ignorancję w tym temacie, ale póki co dla mnie kawior to kawior. I właściwie możecie go pominąć w przepisie, jednak wtedy bliny staną się ubogimi placuszkami i stracą na blasku: kawior jest dla blinów jak diamenty dla kobiety.

 

Z czym jedzono bliny?

Pomijając jednak krasomówstwo, bliny tak naprawdę traktowano często podobnie do podpłomyków. Bez zbędnej filozofii. Kiedy zajrzałam do mojej ulubionej książki dotyczącej przedwojennych przepisów czyli „Jak Gotować” Marji Disslowej (parę lat temu wyszedł reprint, jeśli macie możliwość: koniecznie kupcie, nigdy się na tej książce nie zawiodłam!), autorka podaje:

„Powinno się je piec jak podpłomyki, pod żarem, wtedy najlepiej smakują. Podaje się do blinów śmietanę, albo tylko świeże masło, może być z cebulką, osobno bryndza lub kawior”.

W innym przepisie na bliny Disslowa sugeruje dodanie serów: „posypać utartym parmezanem lub szwajcarskim serem”. Kiedy znajduję takie przepisy, zawsze myślę sobie o lokalnych, jedzeniowych konserwatystach, którzy mówią: „A tam włoski ser, DAWNIEJ to jedliśmy tylko swoje rzeczy”. Kto jadł, ten jadł. Kogo zaś było stać, sprowadzał przyprawy z drugiego końca świata czy sery z drugiego końca Europy. Nie było supermarketów, ale Polacy kochali zagraniczne dodatki.[pullquote]Dawniej bliny podawano ze śmietanką, cebulką, masełkiem lub kawiorem. Jak kto chciał. [/pullquote]Więc nie ma się czego bardzo wstydzić, jeśli od czasu do czasu mamy ochotę spróbować czegoś bardziej egzotycznego.

Jednak to inny temat. Wracając do blinów. Bliny robi się z dodatkiem mąki gryczanej oraz mąki pszennej. Tym razem postanowiłam przygotować bliny wyłącznie na mące gryczanej. Wiecie, gluten jest zły, kasza odżywcza i te sprawy. Mąkę gryczaną kupiłam w osiedlowym sklepiku, ale myślę, że można spokojnie zmielić kaszę gryczaną w młynku do przypraw i wyjdzie na to samo:-). Bliny na mące gryczanej są nieco ciemniejsze niż te”mieszane”, są też lekko kruche (ale się nie sypią). Jednym słowem: nie tylko zdrowe, ale proste i smaczne. Nawet bez kawioru.

Zapraszam!

Przepis opracowałam na podstawie dwóch przepisów M. Disslowej.  Chciałam mieć bliny jedynie na mące gryczanej, w miarę chude (bez masła i śmietany, ale nie dlatego, że jestem na diecie, tylko mi się akurat skończyły;)) oraz takie, które jednak będą odrobinę wyrastać na drożdżach (jeden z przepisów pomijał ten etap, a ja lubię drożdżowy smak).

Te bliny są łatwe do przygotowania i smaczne. Mój Pan ocenił je jako: „nawet dobre, jak na coś, co nie ma mięsa”, czyli wysoko;).

 

Bliny na mące gryczanej.

Składniki:

  • 2 szklanki mąki gryczanej (około 300 g)
  • 1/2 litra gorącego (ale nie wrzącego) mleka (można przygotować pół szklanki więcej, w zależności od chłonności mąki)
  • 20 g drożdży utartych na pastę w 1/4 szklanki wody
  • 2 całe jajka
  • solidna szczypta soli

Do podania:

  1. śmietanka lub jogurt naturalny
  2. jakaś zielenina (u mnie kiełki i szczypiorek)
  3. odrobinka sera (u mnie cheddar)
  4. kawior, jeśli chcemy zaszaleć (kawior jest lekko słony, nadaje smaku i wygląda bajerancko, oczywiście wegetarianie wiedzą, żeby pominąć)

Wykonanie:

Mąkę gryczaną wkładamy do miski  Zalewamy gorącym mlekiem (czyli sparzamy mąkę) i dokładnie mieszamy. Jeśli trzeba, dodajemy jeszcze trochę gorącego mleka – całość ma mieć konsystencję gęstej pasty. Kiedy trochę przestygnie (tak do około 40 C, po prostu kiedy będzie letnie), dodajemy drożdże. Dokładnie mieszamy na gęstą masę.  Zostawiamy do wyrośnięcia na około 30 minut.

Do wyrośniętego ciasta dodajemy jajka oraz szczyptę soli, dokładnie mieszamy łyżką (nadal ma mieć konsystencję gęstej pasty). Pozwalamy podrosnąć ciastu jeszcze przez 20 – 30 minut.

Rozgrzewamy patelnię. Ja dodałam jedynie odrobinkę oleju, ponieważ chciałam, żeby bliny piekły się „jak na blasze”. Wylewamy ciasto (u mnie po jednej łyżce), smażymy z obydwu stron, aż lekko się zrumienią Bliny będą dość płaskie i ciemne ze względu na to, że są robione jedynie na mące gryczanej: trzeba je uważnie obserwować, ponieważ nie zawsze widać „zrumienienie”.

Najlepiej ściągnąć jeden z patelni i zobaczyć czy to już (nie chcemy przesuszyć naszych blinów).

Ciepłe bliny wykładamy na talerzyk, podajemy z czym chcemy i jemy!

Jeśli zostanie Wam trochę ciasta, można schować go do lodówki i upiec bliny jeszcze następnego dnia.

Smacznego!