W czwartek w ramach zajęć z „Anthropology of cultural pluralism”, Pani Doktor zabrała nas na Rynek, gdzie odbywały się pokazy szopek. Muszę przyznać, że dla naszej grupy była to podwójna atrakcja – raz, że większość studentów stanowili tzw. „erazmusi”, a więc przebywający w Krakowie na stypendium studenci z różnych miejsc w Europie, a dwa, zawsze to zajęcia krótsze;)
Muszę przyznać, że w Krakowie mieszkam już czwarty rok, ale nigdy nie udało mi się obejrzeć szopek „na żywo”. Tłumaczyłam sobie, że zawsze przecież jeśli będę miała taką chęć ( której oczywiście potem nie było), będę mogła sobie obejrzeć wszystko w muzeach. W każdym razie szopki oglądałam niemal z takim samym zainteresowaniem jak koleżanki z Hiszpanii.
Wielość turystów i pośpiech nie sprzyjał kontemplacji ( ludzie przygotowywali się już do procesji) i przyznam, że dopiero na zdjęciach zobaczyłam jak kunsztownie wykonano pracę. Detale niektórych powalają.
Jednak wydaje mi się, że tak naprawdę jest najważniejsze. Niby konkurs szopek ale startują i starsi i młodsi, są wielkie szopki, robione przez miesiące jak i mniejsze, z plasteliny. Godny docenienia jest sam akt tworzenia takiej szopki a potem poczucie wspólnoty i dumy ( żebyście widzieli miny tych dzieciaczków:-)). Tego nastroju już niestety nie można znaleźć w muzeum.
Pstryknęłam kilka zdjęć, tak by w miarę możliwości, nie przeszkadzać twórcom. Pouśmiechałam się do dzieci. Jednak zauważyłam, że niektórzy fotografowie traktują ludzi na równi z przedmiotami. Podczas procesji wchodzili na drogę z aparatami, zaczepiali losowe osoby niosące szopkę(„Pan. Odwróci się Pan do mnie?” – i ledwo staruszek się odwrócił już „łapali” kolejnych, byle mieć obraz w pamięci aparatu.), a kiedy procesja ruszała kwitowali „no, najlepsze już poszły, teraz możemy sobie iść. Już nic tutaj nie ma”.
Czy naprawdę nic nie było? A było, śliczna szopka zrobiona z opakowań po bitej czekoladzie. Jeszcze jedna z plasteliny. Kukiełki Judasza.
Nie wiem, może to powszechna praktyka ludzi, zajmujących się fotografią reportażową. Ja tak nie umiem, jestem nieśmiała, kiedy podnoszę do oka aparat.
Przygotowałam dla Was kilka amatorskich zdjęć, mam nadzieję, że pomogą się Wam wczuć w świąteczny klimat.
Enjoy!
ps. pierwszy konkurs szopek krakowskich został zainicjowany w 1937 roku przez dyrektora muzeum historycznego: Jerzego Dobrzyckiego. Początkowo brali w nim udział rzemieślnicy, jednak po wojnie każdy mógł przynieść swoją szopkę. Wyobraźcie sobie, jak trudno musiało być w PRLu, gdy przez cały rok trzeba było zbierać sreberka od cukierków, aby ją przyozdobić.