Dobry wieczór,
Lubimy pokazywać się z jak najlepszej strony. Jeśli nie wszyscy, to większość z nas. Nawet mój dziadek przyznał, że kiedy zwoził buraki z pola, to najmniejsze chował na spód wózka a największe na wierzch, tak, aby sąsiedzi widzieli jakie ładne ma plony. Nic w tym złego czy zdrożnego. Po co pokazywać coś, co się nie udało? Czasem chyba warto. Choćby dla pouczającego przykładu „jak-się-do-tego-nie-zabierać”.
Tym razem krótki post o kulinarnej „porażce”. Z dedykacja dla tych wszystkich, którzy sądzą, że jestem mistrzynią kuchni i wszystko mi się udaje (macham tutaj do koleżanek ze studiów!). To nieprawda – wiele rzeczy nie wychodzi, ale próbuję tak często, że z czasem procent niewypałów jest coraz mniejszy.
Dziś postanowiłam zabłysnąć i przygotować Babci turecką przekąskę (mezze) zawijaną w liście winogron. Przepis pochodził z jednej z moich nowych książek Purple Citrus and Sweet Perfume traktującej o kuchni tureckiej (z naciskiem na wpływy ottomańskie). Co prawda powinno mi dać do zastanowienia, że przepis był niedokładnie opisany (autorka pominęła taki szczegół, jak ilość wody koniecznej do zagotowania ryżu). Niezrażona przygotowywałam danie dalej..
Zerwałam i zblanszowałam liście winogron (bardzo zadowolona z siebie!), przygotowałam nadzienie, zawinęłam pakieciki.. wszystko wyglądało ładnie i schludnie. Gotowałam mezze przez przepisowe 50 minut.. Niestety, po ostudzeniu tylko nadzienie było jadalne. Liście winogron pozostały twarde i łykowate. Babcia mnie pocieszyła że „chociaż ładnie wygląda..”. Doszłyśmy do wniosku, że niekoniecznie powinnam używać największych i najtwardszych liści..
Inną sprawą jest to, że przepis był napisany niedokładnie: nie zgadzała się ilość ryżu (90 g ryżu na 500g dyni, z czego na zdjęciu o bok widzę, że w nadzieniu ma być więcej ryżu niż dni), Autorka zupełnie zignorowała to, że do ryżu trzeba dodać wodę aby się ugotował..Książce z pewnością dam jeszcze szansę, bo są w niej prześwietne przepisy, jednak przyznam, że nic nie irytuje tak, jak niedokładny opis wykonania dania w książce kucharskiej. Oczywiście wina leży też po mojej stronie: pierwszy raz przygotowując liście winogron mogłam poczytać o tym w internecie.. tak się jednak zdarzyło, że polegałam tylko i wyłącznie na informacjach z książki (w której nie było wzmianek o wielkości liści czy o gatunku winogron..).
Trudno się mówi: półtorej godziny pracy poszło na marne ale tak bywa. Nie zniechęci mnie to do dalszego eksperymentowania..
Miłej soboty!
ps. jeśli chcecie pokrzepić moje serce bardzo chętnie poczytam o Waszych wtopach. A co tam, zawsze dobrze pomyśleć, że nie jestem sama!
A zapowiadało się tak ciekawie..