Spis treści
Dzień dobry,
Dziś mam dla Was coś absolutnie dekadenckiego i obłędnie czekoladowego: maseczkę czekoladowo-winną. Tak taką do twarzy. To znaczy w domyśle do twarzy, bo możecie też nałożyć ją sobie na inne części ciała albo troszkę zjeść, dlaczego nie?
Jeśli tylko macie pod ręką odrobinę czerwonego wina (nie martwcie się, naprawdę niewiele, resztę wypijecie!) albo w najbliższej przyszłości mieć będziecie, to gorąco polecam. Dlaczego wino, dlaczego czekolada? Bo można! A tak na poważnie, powiem Wam dalej, bo oczywiście stoi za tym uzasadnienie:)
Teraz niech będzie wiadomo, że po zastosowaniu tej maseczki będziecie pachnieć naprawdę czekoladowo.
Nie tandetnym zapachem etyloczekolady, który można spotkać w świeczkach czy płynach do kąpieli. Prawdziwym, pełnokrwistym zapachem wytrawnej czekoladowości pachieć będziecie.
Weźcie to pod uwagę bo kiedy już po zmyciu maseczki zbliżycie się do kogoś na tę prywatną odległość zostaniecie prawdopodobnie posądzeni o wpałaszowanie w tajemniczy tabliczki czekolady lub czekoladowych ciasteczek. Dobrze mieć pod ręką trochę łakoci, żeby nie wyjść na ostatniego łasucha, który wszytko zjadł a innym tylko apetyt robi.
To co, zaczynamy?
Co robi ta maseczka czyli dlaczego czerwone wino?
Czerwone wino stosowane zewnętrznie działa na kilka sposobów:
- spowalnia procesy starzenia (antyoksydanty) i dlatego używa się go w terapii przeciwzmarszczkowej
- zmiękcza skórę
- działa lekko ściągająco (głównie dzięki zawartości tanin) i ujędrniająco
- wyrównuje koloryt skóry i nadaje blask
- maseczki z antyoksydantami są zazwyczaj rosjaśniająco/lekko wybielające (u mnie to bez znaczenia, bo i tak jestem blada :))
Kakao w tej maseczce również zawiera antyoksydanty i ma działanie pielęgnujące (intensywnie regeneruje na przykład masło kakaowe, o którym jeszcze sobie opowiemy!), maseczcze dodatkowo nadaje struktury. Jedna uwaga: interesuje nas prawdziwe kakao pełnotłuste. Nie żadne tam odtłuszczane, 0%, nie wspominając już o wynalazkach typu słodkie kakao rozpuszczalne dla dzieci. Ja mam surowe kakao nieodtłuszczne, kupione w sklepie ekologicznym. To jeden z zakupów, które naprawdę mocno polecam!
Miód jak to miód. Delikatnie nawilża i regeneruje, łagodzi drobne stany zapalne. Jeśli miodu nie możecie używać z jakiekogolwiek względu, można zastąpić go gliceryną.
Składniki podobne do tych znajdziecie w terapiach SPA ale też w gotowych produktach, na przykład Holika Holika robi maseczki na bazie wyciągu z wina.
Maseczka ma dodatkowy bonus: wspaniałą konsystencję i można się na początku „miziać” po twarzy, jeśli ktoś lubi do woli. Przyjemnie się nakłada i spokojnie można ją sobie zaaplikować razem z córką, siostrą, koleżanką. Tylko potem przez chwilkę nie można się śmiać, ale to tylko przez chwilkę:). Można pić winko za to w między czasie.
Maseczka z czerwonego wina
Komentarz do tego filmu: „Nie wierzę, że to zrobiłaś na wizji”.
Jak maseczka sprawuje się u mnie?
Teoria teorią, ale jak to wychodzi w praktyce? Mogę powiedzieć Wam jak to jest u mnie!
Mam cerę mieszaną/normalną (delikatna strefa T, ale bez szaleństw), czyli jakbym wygrała na genetycznej loterii, przyznaję. Obecnie oceniam ją jako „W zasadzie to normalna, ale leciutko przesuszona”, więc muszę ją nieco więcej natłuszczać.
Maseczkę wypróbowywałam już kilka razy w różnych konfiguracjach i za każdym razem byłam bardzo zadowolona.
Efekty po zmyciu i nałożeniu?
- bardzo, bardzo delikatna skóra, z lekkim poblaskiem. Mięciutka. Jakby z miękkiej porcelany, super. Siedzę sobie pisząc tego posta i gładzę własny policzek
- lekko wyrównany koloryt, wiecie, jak normalnie jestem blada, tak teraz jest taki leciutki rumieniec
- maseczka dość mocno zamyka pory
- maseczka dość mocno ściąga skórę. Muszę po niej delikatnie tonizować i natłuszczać (obecnie stosuję sobie masło shea, ale pokażę Wam też wkrótce jakie sobie kremy na zimę przygotwałam:))
- pachnę lekko czekoladowo i ogólnie świetna sprawa
Wydaje mi się, że nie mogę jej stosować obecnie zbyt często: maksymalnie dwa razy w tygodniu (ale po co więcej?), bo za mocno ściąga mi skórę. Jednak jest tak gładziutka, że nie wiem czy się nie uzależnię i troszkę nie przesadzę:)
Moim zdaniem każda z Was może spróbować, szczególnie posiadaczki cery normalnej/mieszanej/tłustej/przemęczonej/dojrzałej. Przy skórze wrażliwej i przesuszonej trzymałabym maseczkę troszkę krócej i obserwowała: liczcie się z tym, że trzeba będzie natłuścić buzię. Oczywiście może się okazać, że akurat Wam nie podpasuje: trudno, tak już w życiu bywa. Smutek możecie zapić pozostałym w kieliszku czerwonym winem.
Dla panien nadobnych acz rozsądnych.
Uwielbiam tę maseczkę.
Po jej zastosowaniu mój Pan powiedział: „Ojej, co tak ładnie pachnie, gdzie masz ciasto?”.
Wszystko było dobrze, dopóki któregoś pięknego razu (czyli konkretnie podczas kręcenia filmu;)) nie zobaczył jak wyglądam w trakcie;). Najpierw nie mógł uwierzyć że naprawdę to robię (i jeszcze na filmie!;)), potem jakieś 15 minut zwijał się ze śmiechu. Na końcu jednak po godzinie stwierdził (dotykowo): „Rzeczywiście, to coś jednak robi, to aż jest dziwne” (a, ha! moje na wierzchu!).
Więc drogie panny nadobne acz rosądne. Mężczyźni i tak nie zrozumieją. Przynajmniej nie wszyscy. Jeśli Wasi nie przepadają za dziwnymi paćkami na buzi, zróbcie swojej cerze dobrze w zacisznym miejscu, liczy się efekt;). Najwyżej za karę nie dacie potem delikwentowi ciasteczka i będziecie sobie bezwstydnie rozsiewać zapach czekolady.
Maseczka winno czekoladowa. Przygotowanie.
Proporcje traktujcie orientacyjnie, wiele zależy od tego jak gęsty macie miód, po prostu ma być w miarę gęste, trzeba dodać odrobinkę:)
- 1 łyżka czerwonego wina, musi być świeże, niedawno otwarte, nie jakieś zwietrzałe
- 1 łyżka miodu (płynnego, jeśli nie jest płynny to trzeba podgrzać lekko)
- 1 łyżka kakao
Dodatkowo: pędzelek (ja używam pędzelków Sunshade Minerals, dobre i tanie, natomiat może być nawet miękki i nieużywany pędzelek malarski, cokolwiek do nałożenia)
Wszystko razem mieszamy. Troszkę to potrwa, bo wino się słabo łączy na początku z kakao. Potem idzie z górki.
Kiedy konsystencja jest okey: taka czekolada gęsta, nakładamy sobie całość na twarz i czekamy 10-15 minut.
Zmywamy ciepłą wodą. Zmywa się bardzo dobrze, jeśli od razu opłukacie nie zostają żadne ślady na umywalce.
Wersja ujędrniająca biust i uda
Warto zrobić troszkę więcej i nałożyć sobie na dekolt, szyję i piersi. W tym wypadku jeśli macie pod ręką, można dodać 5 kropli olejku pomarańczowego lub kadzidłowego. Nie muszę mówić, że najlepiej czekoladę i wino na piersi aplikować sobie podczas kąpieli. Teoretycznie, można to samo zrobić z udami, ale w praktyce nigdy nie niałam na tyle cierpliwości, żeby stać te 15 minut i czekać, aż będzie gotowe:)
I to naprawdę wszystko!