Wiosenny rosół: dziki czosnek i kozieradka

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

Dzień dobry,

Dawno nie robiliśmy na blogu rosołu:).

Czy rosoły są zarezerwowane tylko na jesień, zimę i wczesną wiosnę?

Absolutnie nie! Jako największa fanka rosołu w okolicy, przekazuję Wam pomysł na lekki rosół wiosenny. Oczywiście sezonowy. Ponieważ nie bardzo miałam ochotę jeść rosół samodzielnie (chociaż parę dni kwietnia naprawdę dało w kość z chłodem), większość zamroziłam i dodawałam potem do zup (konkretnie do zupy pomidorowej z pędami chmielu). Zazwyczaj gotuję na obiad tylko jedno danie, więc zależy mi żeby  było jak najbardziej sycące, zdrowe i smaczne.

Nie miałam też ochoty na rosół z ciężkich mięs. Mamy wiosnę (jaka jest, taka jest) więc zrobiłam lekki rosół z kury, gotowany w wolnowarze przez zaledwie 3.5 godziny. Do rosołu dodałam czosnku niedźwiedziego,  na który akurat kończy się  sezon (nie martwcie się, jeśli  go nie macie – niedługo będziemy robić rosół majowy z bluszczykiem kurdybankiem, którego jest pełno!). Czosnek niedźwiedzi traci smak przy obróbce cieplnej, jednak w przypadku rosołu gotowanego w niskiej temperaturze (ledwo „pyrkającego”) nadaje bardzo przyjemnego posmaku bez przytłaczającego zapachu „zwykłego” czosnku.

Dodatkowo przed podaniem dekoruję rosół jeszcze raz posiekanymi liśćmi dzikiego czosnku.

Bardzo lubię dorzucać do rosołu przeróżne dodatki: tym razem postawiłam na kozieradkę. Możecie zakupić ją w sklepach typu „kuchnie świata”: całą lub też zmieloną. Jeśli mieszkacie w Krakowie, kozieradkę dostaniecie też na stołach na Starym Kleparzu. W przypadku rosołu, polecam kozieradkę w całości, ponieważ łatwiej będzie ją po prostu przecedzić. Dodatkowo, dłużej zachowuje świeżość: pozostałe nasiona możecie wykorzystać jako dodatek do curry czy pikantnej zupy pomidorowej.

Kozieradka ma właściwości pobudzające układ trawienny, przeciwzapalne i hepatoochronne, czyli chroniące wątrobę. Sama w sobie nie posiada zbyt intensywnego smaku, raczej dodaje smaku umami.  Jeśli nie możecie nigdzie dostać kozieradki, gorąco polecam Wam zastąpić ją czarnuszką, która jest zdecydowanie łatwiej dostępna. Jest nawet w sklepie dwie wsie obok mojej wsi: więc Wy też ją dostaniecie bez problemu:)

Tradycyjnie do rosołu dodaję też suszone grzyby shiitake (świetnie podnoszące odporność), które zawsze mam w szafce i odrobinę chilli. Jeśli możecie dostać te składniki, gorąco polecam!

Tak jak w przypadku każdego rosołku, możecie go zrobić z czym chcecie!

Wiosenny rosół z dzikm czosnkiem i kozieradką

Składniki:

  • kura rosołowa (ja kupiłam pół kury od pani na Kleparzu:))
  • 4-5 szalotek lub 2 cebule (szalotki są delikatniejsze)
  • 3 cm imbiru świeżego, pokrojonego w plasterki około 4mm (w sensie na takie dość grube)
  • 1 łyżeczka niemielonych ziaren kolendry
  • 3-5 suszonych grzybów shiitake (same kapelusze są sprzedawane w tej formie)
  • mała garść grubo posiekanego czosnku niedźwiedziego*
  • 1/2 łyżeczki ziela angielskiego
  • 6-8 ziarenek pieprzu
  • kawałeczek chilli (gorąco polecam, lepiej dać mniej niż więcej: ostrość może być różna:))
  • miękka woda (ja używam filtrowanej dzbankiem filtrującym)
  • opcjonalnie: łyzeczka jagód goji, jeśli macie – jeśli nie, to odpuszczamy:)
  • 3 listki laurowe

* jeśli macie malutko, to proponuję dać około 5-6 liści i zachować pozostałe do zjedzenia na świeżo.

Przygotowanie:

Kurę zalewamy 5 litrami miękkiej wody. Dodajemy wszystkie składniki. Gotujemy na malutkim ogniu przez 3- 4 godziny. Po pierwszych 40 minutach można ściągnąć szumowiny, jeśli się pojawią.

Rosół ma ledwo pyrkać. Ja robię sobie w wolnowarze, więc mam z głowy ustalanie temperatury (jest bardzo gorący, jednak prawie nie wrze).

Po tym czasie zostawiamy rosół do przestygnięcia lekkiego, przecedzamy.

Gratulacje, właśnie zrobiliście kolejny pożywny rosół! Tak, to jest takie proste:)

Mięso z kury można zjeść od razu (ja lubię jeść razem z chlebem), można też zamrozić i dodawać np. do azjatyckich zup jako wkładkę.

Przed podaniem solimy i dodajemy świeży czosnek niedźwiedzi.

Jeśli piję rosół samodzielnie (w sensie pić samodzielnie potrafię, mam na myśli, że piję sam rosół:)), dodaję do niego odrobinę soku z cytryny, szczyptę chilli i ząbek czosnku – taką miksturę wypijam na ciepło często rano. Chilli jest tutaj bardzo ważne, ponieważ przyspiesza metabolizm.

Ten rosół jest bardzo łagodny (zauważcie, że nie ma tutaj marchewek czy innych warzyw korzeniowych) i jest właściwie uniwersalną bazą do wszystkiego czego sobie zamarzycie!

Trzymajcie się ciepło: ten tydzień będzie dość ziołowy (ja sama będę na konferencji zielarskiej w Krośnie, troszkę poza zasięgiem, ale myślę, że będzie bardzo interesująco!), w przyszłym zaś tygodniu kiedy wrócę do domu będziemy przetwarzać dużo pokrzywy, robić soki i rosoły kurdybankowe!

Pozdrawiam Was serdecznie!

 

Podobał Ci się ten post? Podaj dalej!