Zwyczajny poranek w Kordobie

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

 

Wstajesz o siódmej.

Za oknem jest jeszcze ciemno.

Ubierasz się i schodzisz do sklepiku po ciepłą bagietkę (są naprawdę pyszne!), słodkie pomidory, papryczki i chorizo.

Sprzedawca uśmiecha się do Ciebie  i mówi „Ola!” (a może Hola?)  a resztę kupujesz na migi próbując powiedzieć „Si, ja comprendre un poco”.  W końcu uchowałeś się się na serialach z Ameryki Południowej  (to nic, że w Brazylii mówią po portugalsku!) więc compendre i kupisz to masło choćby nie wiem co. Jajka też. Jajecznica jest pożywna, tania  i zresztą lubisz jajecznicę. Szaleć będziesz sobie na obiedzie jedząc kolejny dzień kalmary albo zupy z owocami morza.

Nie jest tak ciepło jak sobie sobie wyobrażasz: było jednak założyć grubszą kurtkę z rana zamiast zejść w samej bluzie.

Po drodze przypominasz sobie, że nie masz herbaty.

Na szczęście dwa metry hostelu rośną gorzkie pomarańcze akurat jest sezon więc pochylasz się i masz.

 

Smakują trochę jak cytryny. Wrzątek z cytryną na czczo jest podobno zdrowy.

Wracasz, jesz spokojnie śniadanie. Przynajmniej jest sycące i wystarczy Ci na kilka godzin wykładów, nie to co tosty z dżemem które sprzedają 500 metrów niżej. Zresztą i tak otwierają dopiero za pół godziny, więc nie co brać tej opcji pod uwagę. Z tego co zostało robisz kanapki z chorizo, pomidorami, kozim serem i oliwą. Będzie na potem.

Wychodzisz do ogrodu botanicznego gdzie odbywa się od kilku dni konferencja etnobotaniczna  i po Twojej lewej stronie zaczyna leniwie budzić się złote słońce.

 

Kula toczy się wyżej i wyżej, oblewając blaskiem budynki i odbijając się w rzece Gwadalkiwir.

Nie musisz się wysilać i tak przekręcisz tę nazwę na milion sposobów. Teraz jest poprawna tylko dlatego, że można skopiować ją z Wikipedii.

W każdym razie rzeka Gwadalcośtam jest o tej porze dnia przepiękna. I wcale nie musisz się zrywać o nieludzkiej porze, żeby to zobaczyć!

 

 

Taki tam zwyczajny poranek.

Potem wracasz do Polski i zastanawiasz się co jest nie tak z Twoim porankiem.

Po chwili już wiesz. Złotego słońca jakoś jakby troszkę mniej i na ulicy resztki opadłych liści zamiast pomarańczy.

Trochę dziwnie i smutno.

Ale przypominasz sobie, że na szczęście masz bloga, gdzie możesz zapisać kilka wspomnień i wrócić sobie rano z kubkiem herbaty.

Pooglądać jak było i potęsknić do wiosny.