Spis treści
- 1 Preludium.
- 2 Epizod 1.
- 3 Uruchamiamy plan A.
- 4 Epizod drugi, czyli uruchamiamy awaryjny plan C.
- 5 Jedziemy na wycieczkę, bierzemy z sobą teczkę.. – czyli, taki tam wypad do Zawiercia.
- 6 I teraz zaczyna się prawdziwa jazda.
- 7 Jest dobrze..
- 8 I tak oto wracamy do domu.
- 9 Zamiast epilogu:
- 10 Epilog – jednak będzie!
Dzień dobry,
To jest notka o tym, dlaczego nie dojechałam na Blog Forum Gdańsk.
Mój Pan twierdzi,że nikt tego nie przeczyta i nikogo to nie obchodzi, oraz, że mogę streścić to w zdaniu” „uciekły mi wszystkie pociągi i autobusy i musiałam wrócić do domu”.
Jeśli jednak lubicie czytać opowieści dziwnej treści, to zapraszam!
I tak musiałam napisać tę notkę. Obudziłam się dziś o trzeciej w nocy i o niej myślałam. Nawet, jeśli nikt jej nie przeczyta i tak musiałam napisać!
A, miłej zabawy wszystkim na Blog Forum Gdańsk!
Preludium.
Jedziemy razem z Anną Marią na Blog Forum Gdańsk, fajnie, prawda?
Mamy kupione bilety (jedziemy z Katowic, ponieważ tak może jechać AnnaMaria. Rok temu też jechałyśmy razem i było fajnie!). Przygotowałam ciastka, spakowałam aparat, ubrania, kosmetyki. Przygotowuję książki na Kindle,żebym miała co czytać w długiej podróży.
– Dlaczego nie wyjeżdżasz z Krakowa? Tak jest szybciej! – pyta mój Pan.
– A, jedziemy tak samo jak rok temu z koleżanką. Dojadę sobie do Katowic i dalej pojedziemy razem, tak jak rok temu!
Pociąg jest w Katowicach dopiero po 18, mam cały dzień,żeby dotrzeć.
– Bez sensu, ale rób jak uważasz – Mój Pan wzrusza ramionami.
Epizod 1.
Przed południem dzwoni telefon. Właśnie wychodzę z mieszkania:
– Co u Ciebie? Spakowana? Wiesz, że dziś jest strajk kolejarzy śląskich? – mój Pan ostrzega mnie w słuchawce.
– Tak wiem, ale jestem na to przygotowana! I tak nie jadę głupim pociągiem, który ciągnie się przez ponad dwie godziny. Jadę z dworca PKS – autobusy są co 20 minut i co więcej, jadą niecałą godzinę!
– Powodzenia!
Zadowolona jadę na dworzec PKS, po drodze kupując kanapki z Northfisha.
Pierwszy znak ostrzegawczy przy kasie PKS:
– Nie, nie można już kupić biletów do Katowic. Trzeba pytać u kierowcy!
– A bilet na za dwie godziny mogę kupić? Albo na za trzy?
– Nie, już teraz tylko u kierowcy.
W porządku. Nie ma sprawy. Mam dużo czasu. Kupię u kierowcy, wielkie mi coś.
Uruchamiamy plan A.
Plan A jest prosty.
Kulturalnie stoję w kolejce i kupuję bilet u kierowcy. Dojeżdżam sobie jak człowiek do Katowic (może być na stojąco) i czytam zrelaksowana książkę na dworcu w Katowicach, czekając na mój pociąg – przecież będę dużo wcześniej.
Mój plan A bardzo szybko zmienia się w awaryjny plan B: kierowca odmawia przyjęcia połowy chętnych na dojazd.
Nic to, za 20 minut będzie duży autokar.
Duży autokar jednak również nie zabiera nawet połowy chętnych pasażerów.
Dziewczyna obok mnie zagaduje:
– Zawsze tu jest tłok i takie sceny, ale dziś jest wyjątkowo: jeżdżę co tydzień i tyle ludzi nigdy nie było. Trzeba się pchać i może się uda!
Pięć busów później wiem, że jestem beznadziejna w pchaniu i przepychaniu łokciami. Nadal stoję na końcu takiej oto kolejki (raz jedzie mały,a raz duży bus):
Pięć autobusów później..
– Chcesz powiedzieć, że to Twój piąty bus i nadal jesteś na końcu? – zagaduje dziewczyna obok.
– Cóż, kierowca zawsze wpuszcza najpierw ludzi, którzy zakupili bilet. Bilet można było kupić wczoraj.
– Trzeba się pchać i się uda!- ona jeszcze nie wie, że kiedy godzinę później wrócę w to miejsce, nadal będzie stała w kolejce.
Przyjmuję z pokorą tę poradę i zaczynam gorączkowo rozmyślać nad awaryjnym planem C.
Epizod drugi, czyli uruchamiamy awaryjny plan C.
Kilka nerwowych telefonów do Anny Marii później.
Oddaje mój bilet (wyjeżdża wcześniej w trasę). Umawiamy się, że skoro do Katowic i tak nie zdążę (nie ma już tych głupich pociągów, które jeżdżą 2.30h, zresztą, kto wie, do czego zdolni są rozjuszeni, śląscy kolejarze, którzy właśnie strajkują?), złapię ten pociąg w Zawierciu i do niej dołączę.
Ponieważ jak każdy szanujący się podróżny jestem dużo wcześniej, idę na Dworzec PKP, podpytać o możliwość wyjazdu z Krakowa.
Czekam w długiej kolejce. Kiedy nadchodzi moja kolej do kasy, słyszę zdesperowany i pełen niedowierzania głos z kasy dla cudzoziemców:
– This is fucking crazy! Woah! Are you kidding me? 2 days to Vienna? That’s 500 kilometers, there must me another way!
Na końcu języka mam „There is only one way, a way of pain, welcome to Poland” – ale milczę. Mam inne problemy.
Owszem, jest pociąg do Gdańska. O 17.25 (pamiętacie awaryjny plan C z Zawierciem?). Są nawet dla niego bilety. Ale kuszetki czy wagonu noclegowego nie mogę już wykupić.
Zawsze twierdziłam,że jest we mnie coś z masochistki. Jednak to coś, właśnie uciekło i bardzo dobrze się schowało: 13 godzin nocą, starym pociągiem PKP, bez kuszetki…
To ja jadę do Zawiercia jednak!
W między czasie wykonuję telefon do mojej ostatniej deski ratunku rozsądku. Mój Pan zawsze jest spokojny i opanowany, nawet, kiedy trzęsącym głosem opisuję sytuację. Zegar tyka.
– Dobrze, jedź do tego Zawiercia, tylko nie zapomnij zapytać czy kierowca zatrzymuje się blisko dworca.
Jedziemy na wycieczkę, bierzemy z sobą teczkę.. – czyli, taki tam wypad do Zawiercia.
Oczywiście biletów do Zawiercia nie można kupić. Tylko u kierowcy.
Oczywiście, bus nie pojawia się na oznaczonym peronie – kiedy przez głośniki wypłynie, że jest na drugim końcu dworca, okazuje się,że znów jestem za wolna i jestem na końcu kolejki. I zgadnijcie, co? Beznadziejnie się pcham.
Podchodzę do kierowcy i błagalnym głosem wyrzucam:
– Mam pociąg do Gdańska z Zawiercia, jest Pan moją ostatnią nadzieją..
Zanim powie „nie” już wiem,że i tak mnie nie zabierze. Czytam to w jego oczach. Nie wiem, może źle zrobiłam,że nie zaproponowałam mu ciasteczka z bagażu?
Moje przeczucie jest trafne.
Awaryjny plan D spalił na panewce.
I teraz zaczyna się prawdziwa jazda.
Relacjonuję mojemu Panu przebieg zdarzeń przez słuchawkę. Chwila ciszy a potem:
– Dobrze. Wsiadaj do taksówki i przyjeżdżaj tu a tu. Wyjdę wcześniej z pracy i zawiozę Cię do tego Zawiercia. Mamy 1.5 godziny, powinno się udać!
Wow, jestem w szoku, mój Pan jest najlepszy!
Wsiadam do taksówki, dobita i całkowicie zmęczona. To moja szósta godzina pomiędzy dworcami.
Opowiadam taksówkarzowi moją krótką historię: empatycznie podpowiada, że za 1500 zł będę w Gdańsku. Odrzucam tę hojną propozycję.
Jest dobrze..
Jest naprawdę dobrze. Pociąg z Katowic jest opóźniony, a my elegancko jedziemy do Zawiercia… Nie ufam mapie w moim telefonie, więc poruszamy się wedle znaków. Jestem zmęczona i dobita, ale dobrej myśli.
Wszystko jest dobrze dopóki..
Dopóki nie trafiamy na objazd numer jeden.
A potem objazd numer dwa.
O, i numer trzy, teraz przez las!
Odbieram sms:
„Jesteś na miejscu? Za 10 km pociąg będzie w Zawierciu, pędzimy 110 km na godzinę”.
Uwierzcie. Nigdy, gdy tego potrzebowałam, pociąg nie pędził 110 km/h.
My też jesteśmy już w Zawierciu. Jest dobrze.
Dopóki o 19 wieczorem, nie natrafiamy na roboty drogowe w centrum miasta.
O, i wahadełko, drogowcy kierują ruchem.
Piątek w nocy, stoimy w korku. W Zawierciu.
I wiecie co?
Pociąg odjechał 4 minuty po tym, jak dotarliśmy na dworzec.
„Za pół godziny będziemy w Myszkowie” – sms od Anny Marii.
Ok, w Myszkowie. Okazuje się,że konduktor chyba ma jej dość, bo ciągle dopytywała o odległość do Zawiercia. W Myszkowie są po 5 minutach. Taki tam branżowy żarcik.
I tak oto wracamy do domu.
Zrezygnowana na stacji benzynowej kupuję Pepsi. Jestem wykończona, zmęczona i zła.
– Czy na pewno chce Pani pół litra Pepsi? Mamy 3 litry Coli w promocji.. – gdybym nie była zmęczona, mój wzrok mógłby zabijać.
Odpowiadam jednak grzecznie:
– Dziękuję. Chcę tylko tę butelkę – pół litra Pepsi.
– Ale ta Cola kosztuje..
– Tak jest O.K, proszę rachunek – widząc moje zdesperowane spojrzenie, wtrąca się spokojnie mój Pan. Wiem,że też jest podirytowany. Wolałby mnie zostawić w pociągu, wtedy ta podróż miałaby choć odrobinę sensu…
Zamiast epilogu:
————–
„Niech to szlag!” – pisze Anna Maria – „Z rozpaczy wypiję chyba całą piersiówkę z nalewką! Jesteś pewna że nie dasz rady dojechać autokarem, albo pociągiem?”
– Paralotnią – zmęczona mruczę pod nosem.
Jadąc autostradą z Katowic do Krakowa nucę piosenki wcale i w ogóle nie związane z moją sytuacją:
„I’m a killer, cold and wrathful”,
„I can’t decide whether you should live or die”
a także „Did I tell you not to go out, didn’t I?”
————
Dojeżdżam do Krakowa trochę przed 22 drugą.
– Chcesz, mogę Cię jeszcze zawieść na Dworzec?
– Nie, nie chcę, jestem już taka zmęczona…
Dziwicie mi się,że nie mam ochoty uruchamiać planu X,Y,Z , czy któregoś tam z kolei?
———–
Jaki z tego wniosek?
- jeśli komunikacja publiczna może Was zawieść, to zawiedzie
- z systemem nie wygrasz (patrz pkt 1)
- nigdy, przenigdy, nie wyjeżdżaj z innego miasta, jeśli nie musisz (patrz pkt 1)
- nie umiem się pchać
- pewnie tak, jak w tych horrorach: była gdzieś, ukryta, jedna konfiguracja (albo więcej, złożonych razem), która zapewniłaby mi sukces. Cóż, jestem widocznie w rozwiązywaniu zagadek tak samo słaba jak w przepychaniu :-)
- gdybym wierzyła,że przeznaczenie aktywuje się w drobnych sprawach, powiedziałabym,że to przeznaczenie
- kanapki z Nortfisha są niedobre. Nie polecam.
——
I to tyle z mojej podróży.
Taka ciekawostka: wiecie, że w 9 godzin można dojechać do Gdańska? Mi udało się w tym czasie wyjechać z mieszkania i do niego wrócić!
Dziękuję za uwagę – i miłego wszytkim na Blog Forum Gdańsk.
Epilog – jednak będzie!
SmS od koleżanki:
„Ej, Klaudyna, przyjedź może w sobotę, będziesz na jeden dzień!”
I wiecie co?
Jakoś tak powiedziałam: „raczej nie”:-)
–
ps. macie jakieś pomysły, co zrobilibyście na moim miejscu?:-)