Z przeznaczeniem nie wygrasz, czyli dlaczego nie dojechałam na Blog Forum Gdańsk.

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

Dzień dobry,

To jest notka o tym, dlaczego nie dojechałam na Blog Forum Gdańsk.

Mój Pan twierdzi,że nikt tego nie przeczyta i nikogo to nie obchodzi, oraz, że mogę streścić to w zdaniu” „uciekły mi wszystkie pociągi i autobusy i musiałam wrócić do domu”.

Jeśli jednak lubicie czytać opowieści dziwnej treści, to zapraszam!

I tak musiałam napisać tę notkę. Obudziłam się dziś o trzeciej w nocy i o niej myślałam. Nawet, jeśli nikt jej nie przeczyta i tak musiałam napisać!

A, miłej zabawy wszystkim na Blog Forum Gdańsk!

Preludium.

Jedziemy razem z Anną Marią na Blog Forum Gdańsk, fajnie, prawda?

Mamy kupione bilety (jedziemy z Katowic, ponieważ tak może jechać AnnaMaria. Rok temu też jechałyśmy razem i było fajnie!). Przygotowałam ciastka, spakowałam aparat, ubrania, kosmetyki.  Przygotowuję książki na Kindle,żebym miała co czytać w długiej podróży.

– Dlaczego nie wyjeżdżasz z Krakowa? Tak jest szybciej! – pyta mój Pan.

– A, jedziemy tak samo jak rok temu z koleżanką. Dojadę sobie do Katowic i dalej pojedziemy razem, tak jak rok temu!
Pociąg jest w Katowicach dopiero po 18, mam cały dzień,żeby dotrzeć.

– Bez sensu, ale rób jak uważasz – Mój Pan wzrusza ramionami.

Epizod 1.

Przed południem dzwoni telefon. Właśnie wychodzę z mieszkania:

– Co u Ciebie? Spakowana? Wiesz, że dziś jest strajk kolejarzy śląskich? – mój Pan ostrzega mnie w słuchawce.

– Tak wiem, ale jestem na to przygotowana! I tak nie jadę głupim pociągiem, który ciągnie się przez ponad dwie godziny. Jadę z dworca PKS – autobusy są co 20 minut i co więcej, jadą niecałą godzinę!

– Powodzenia!

Zadowolona jadę na dworzec PKS, po drodze kupując kanapki z Northfisha.

Pierwszy znak ostrzegawczy przy kasie PKS:

– Nie, nie można już kupić biletów do Katowic. Trzeba pytać u kierowcy!

– A bilet na za dwie godziny mogę kupić? Albo na za trzy?

– Nie, już teraz tylko u kierowcy.

W porządku. Nie ma sprawy. Mam dużo czasu. Kupię u kierowcy, wielkie mi coś.

 

Uruchamiamy plan A.

Plan A jest prosty.

Kulturalnie stoję w kolejce i kupuję bilet u kierowcy. Dojeżdżam sobie jak człowiek do Katowic (może być na stojąco) i czytam zrelaksowana książkę na dworcu  w Katowicach, czekając na mój pociąg – przecież będę dużo wcześniej.

Mój plan A  bardzo szybko zmienia się w awaryjny plan B: kierowca odmawia przyjęcia połowy chętnych na dojazd.

Nic to, za 20 minut będzie duży autokar.

Duży autokar jednak również nie zabiera nawet połowy chętnych pasażerów.

Dziewczyna obok mnie zagaduje:

– Zawsze tu jest tłok i takie sceny, ale dziś jest wyjątkowo: jeżdżę co tydzień i tyle ludzi nigdy nie było. Trzeba się pchać i może się uda!

Pięć busów później wiem, że jestem beznadziejna w pchaniu i przepychaniu łokciami. Nadal stoję na końcu takiej oto kolejki (raz jedzie mały,a raz duży bus):

 

Pięć autobusów później..

– Chcesz powiedzieć, że to Twój piąty bus i nadal jesteś na końcu? – zagaduje dziewczyna obok.

– Cóż, kierowca zawsze wpuszcza najpierw ludzi, którzy zakupili bilet. Bilet można było kupić wczoraj.

– Trzeba się pchać i się uda!- ona jeszcze nie wie, że kiedy godzinę później wrócę w to miejsce, nadal będzie stała w kolejce.

Przyjmuję z pokorą tę poradę i zaczynam  gorączkowo rozmyślać nad awaryjnym planem C.

Epizod drugi, czyli uruchamiamy awaryjny plan C.

Kilka nerwowych telefonów do Anny Marii później.

Oddaje mój bilet (wyjeżdża wcześniej w trasę). Umawiamy się, że skoro do Katowic i tak nie zdążę (nie ma już tych głupich pociągów, które jeżdżą 2.30h, zresztą, kto wie, do czego zdolni są rozjuszeni, śląscy kolejarze, którzy właśnie strajkują?), złapię ten pociąg w Zawierciu i do niej dołączę.

Ponieważ jak każdy szanujący się podróżny jestem dużo wcześniej, idę na Dworzec PKP, podpytać o możliwość wyjazdu z Krakowa.

Czekam w długiej kolejce. Kiedy nadchodzi moja kolej do kasy, słyszę zdesperowany i pełen niedowierzania głos z kasy dla cudzoziemców:

– This is fucking crazy! Woah! Are you kidding me? 2 days to Vienna? That’s 500 kilometers, there must me another way!

Na końcu języka mam „There is only one way, a way of pain, welcome to Poland” – ale milczę. Mam inne problemy.

Owszem, jest pociąg do Gdańska. O 17.25 (pamiętacie awaryjny plan C z Zawierciem?). Są nawet dla niego bilety. Ale kuszetki czy wagonu noclegowego nie mogę już wykupić.

Zawsze twierdziłam,że jest we mnie coś z masochistki. Jednak to coś, właśnie uciekło i bardzo dobrze się schowało: 13 godzin nocą, starym pociągiem PKP, bez kuszetki…

To ja jadę do Zawiercia jednak!

W między czasie wykonuję telefon do mojej ostatniej deski ratunku rozsądku. Mój Pan zawsze jest spokojny i opanowany, nawet, kiedy trzęsącym głosem opisuję sytuację. Zegar tyka.

– Dobrze, jedź do tego Zawiercia, tylko nie zapomnij zapytać czy kierowca zatrzymuje się blisko dworca.

 

Jedziemy na wycieczkę, bierzemy z sobą teczkę.. – czyli, taki tam wypad do Zawiercia.

 

Oczywiście biletów do Zawiercia nie można kupić.  Tylko u kierowcy.

Oczywiście, bus nie pojawia się na oznaczonym peronie – kiedy przez głośniki wypłynie, że jest na drugim końcu dworca, okazuje się,że znów jestem za wolna i jestem na końcu kolejki. I zgadnijcie, co? Beznadziejnie się pcham.

Podchodzę do kierowcy i błagalnym głosem wyrzucam:

– Mam pociąg do Gdańska z Zawiercia, jest Pan moją ostatnią nadzieją..

Zanim powie „nie” już wiem,że i tak mnie nie zabierze. Czytam to w jego oczach. Nie wiem, może źle zrobiłam,że nie zaproponowałam mu ciasteczka z bagażu?

Moje przeczucie jest trafne.

Awaryjny plan D spalił na panewce.

 

I teraz zaczyna się prawdziwa jazda.

Relacjonuję mojemu Panu przebieg zdarzeń przez słuchawkę. Chwila ciszy a potem:

– Dobrze. Wsiadaj do taksówki i przyjeżdżaj tu a tu. Wyjdę wcześniej z pracy i zawiozę Cię do tego Zawiercia. Mamy 1.5 godziny, powinno się udać!

Wow, jestem w szoku, mój Pan jest najlepszy!

Wsiadam do taksówki, dobita i całkowicie zmęczona. To moja szósta godzina pomiędzy dworcami.

Opowiadam taksówkarzowi moją krótką historię: empatycznie podpowiada, że za 1500 zł będę  w Gdańsku. Odrzucam tę hojną propozycję.

Jest dobrze..

Jest naprawdę dobrze. Pociąg z Katowic jest opóźniony, a my elegancko jedziemy do Zawiercia… Nie ufam mapie w moim telefonie, więc poruszamy się wedle znaków. Jestem zmęczona i dobita, ale dobrej myśli.

 

Wszystko jest dobrze dopóki..

Dopóki nie trafiamy na objazd numer jeden.

A potem objazd numer dwa.

O, i numer trzy, teraz przez las!

 

Odbieram sms:

„Jesteś na miejscu? Za 10 km pociąg będzie w Zawierciu, pędzimy 110 km na godzinę”.

Uwierzcie. Nigdy, gdy tego potrzebowałam, pociąg nie pędził 110 km/h.

My też jesteśmy już w Zawierciu. Jest dobrze.

Dopóki o 19 wieczorem, nie natrafiamy na roboty drogowe w centrum miasta.

O, i wahadełko, drogowcy kierują ruchem.

Piątek w nocy, stoimy w korku. W Zawierciu.

I wiecie co?

 

Pociąg odjechał 4 minuty po tym, jak dotarliśmy na dworzec.

„Za pół godziny będziemy w Myszkowie” – sms od Anny Marii.

Ok, w Myszkowie. Okazuje się,że konduktor chyba ma jej dość, bo ciągle dopytywała o odległość do Zawiercia. W Myszkowie są po 5 minutach. Taki tam branżowy żarcik.

 

I tak oto wracamy do domu.

Zrezygnowana na stacji benzynowej kupuję Pepsi. Jestem wykończona, zmęczona i zła.

– Czy na pewno chce Pani pół litra Pepsi? Mamy 3 litry Coli w promocji.. – gdybym nie była zmęczona, mój wzrok mógłby zabijać.

Odpowiadam jednak grzecznie:

– Dziękuję. Chcę tylko tę butelkę – pół litra Pepsi.

– Ale ta Cola kosztuje..

– Tak jest O.K, proszę rachunek – widząc moje zdesperowane spojrzenie, wtrąca się spokojnie mój Pan. Wiem,że też jest podirytowany. Wolałby mnie zostawić w pociągu, wtedy ta podróż miałaby choć odrobinę sensu…

Zamiast epilogu:

————–

„Niech to szlag!” – pisze Anna Maria – „Z rozpaczy wypiję chyba całą piersiówkę z nalewką! Jesteś pewna że nie dasz rady dojechać autokarem, albo pociągiem?”

– Paralotnią – zmęczona mruczę pod nosem.

Jadąc autostradą z Katowic do Krakowa nucę piosenki wcale i w ogóle nie związane z moją sytuacją:

„I’m a killer, cold and wrathful”,

„I can’t decide whether you should live or die”

a także „Did I tell you not to go out, didn’t I?”

————

Dojeżdżam do Krakowa trochę przed 22 drugą.

– Chcesz, mogę Cię jeszcze zawieść na Dworzec?

– Nie, nie chcę, jestem już taka zmęczona…

Dziwicie mi się,że nie mam ochoty uruchamiać planu X,Y,Z , czy któregoś tam z kolei?

———–

Jaki z tego wniosek?

  1.  jeśli komunikacja publiczna może Was zawieść, to zawiedzie
  2. z systemem nie wygrasz (patrz pkt 1)
  3. nigdy, przenigdy, nie wyjeżdżaj z innego miasta, jeśli nie musisz (patrz pkt 1)
  4.  nie umiem się pchać
  5. pewnie tak, jak w tych horrorach: była gdzieś, ukryta, jedna konfiguracja (albo więcej, złożonych razem), która zapewniłaby mi sukces. Cóż, jestem widocznie w rozwiązywaniu zagadek tak samo słaba jak w przepychaniu :-)
  6. gdybym wierzyła,że przeznaczenie aktywuje się w drobnych sprawach, powiedziałabym,że to przeznaczenie
  7. kanapki z Nortfisha są niedobre. Nie polecam.

——

I to tyle z mojej podróży.

Taka ciekawostka: wiecie, że w 9 godzin można dojechać do Gdańska? Mi udało się w tym czasie wyjechać z mieszkania i do niego wrócić!

 

Dziękuję za uwagę – i miłego wszytkim na Blog Forum Gdańsk.

Epilog – jednak będzie!

SmS od koleżanki:

„Ej, Klaudyna, przyjedź może w sobotę, będziesz na jeden dzień!”

I wiecie co?

Jakoś tak powiedziałam: „raczej nie”:-)

ps. macie jakieś pomysły, co zrobilibyście na moim miejscu?:-)