Szynkowar: jak działa i czy chcesz go mieć?

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

Dzień dobry,

Pytaliście mnie niedawno o małe urządzonko, którego używam: szynkowar.
Jak sama nazwa wskazuje, można za jego pomocą przygotowywać szynki, ale nie tylko:).
Dlatego dziś kilka słów o tym malutkim urządzeniu, ze szczególnym uwzględnieniem tego na co zwrócić uwagę przy zakupie, jeśli się już zdecydujemy:)

Dodam, że u nas na wsi mamy tak zwany „parownik”, który zasadą działania nieco przypomina szynkowar, ale ma kilkadziesiąt litrów i jest wykonany bodajże z żeliwa: to taki „parzelnik”, gdzie parzymy (no dobrze, rzeźnik to zawsze robi) pasztety, salcesony etc. Teoretycznie nie jest to więc obce urządzenie, ale praktycznie zaczęło się od tego, że pożyczyłam szynkowar, żeby przygotować szynki parzone do artykułu dla Mojego Gotowania:). I jakoś tak nie mogłam się z nim rozstać, więc trzeba było kupić swój.

Czy szynkowar jest Wam potrzebny?

Jak działa?

Czym różni się szynka z szynkowaru  od takiej pieczonej?

Zapraszam!

 

Szynkowar – co to jest?

 

W dużym skrócie, szynkowar jest to naczynie kuchenne, służące do parzenia szynek, mielonek i innych tego typu atrakcji. Zazwyczaj wykonany jest z metalu lub specjalnego plastiku, przeznaczonego do kontaktu z żywnością i podgrzewania. Może mieć kształt owalny, ale tez np. być zbliżony do sześcianu z zaokrąglonymi rogami (nie wiem jak to określić inaczej, o taki, przypadkowy link z sieci, zważcie na uroczą nazwę urządzenia:)).

Zasada działania jest bardzo prosta. Najpierw wkładamy do niego wybrany i zamarynowany kawałek mięsa: szynkę, karczek, schab co tam chcecie. Zazwyczaj szynkowary są przygotowane do pomieszczenia 1 kilograma mięsa. Niektóre, takie jak mój, mają opcję parzenia połowy (dla singli na przykład albo osób, które są jedynymi amatorami szynki w okolicy 10 kilometrów i nie mają się z kim podzielić). Czasami mięso wkłada się do specjalnego woreczka do parzenia (taki z tworzywa sztucznego). Ja tego nie robię, bo jestem leniwa i nie chce mi się zamawiać tych woreczków nigdy:)

Więc: wkładamy nasze mięso. Szynkowar ma specjalną spiralę ze stopką, która będzie je dociskała.

Tak wygląda spirala założona „na luźno”, przed dokręceniem.

Dokręcamy więc i zostawiamy mięso na około dobę w lodówce.

W tym czasie po pierwsze jeszcze się zamarynuje, a po drugie bardzo mocno się skompresuje i to sprawia, że będzie miało po parzeniu taką szynkową konsystencję. Normalnie będzie można kroić taką szynkę nożem, jest zwarta etc.

Na zdjęciu widzicie jak wygląda mięso po dobie, jest bardzo mocno ubite:

Teraz jedyne co musimy zrobić, to napełnić wodą garnek tak, żeby sięgała do około 4/5 szynkowaru i utrzymywać temperaturę wody w granicach 80-90 stopni (niektórzy twierdzą, że 75-85 jest optymalnie, inni że 85-95;)). Mój szynkowar ma dołączony termometr z podziałką zaznaczoną i muszę powiedzieć, że to jest bardzo sprytnie rozwiązane. W praktyce jednak robiłam z powodzeniem szynkę w szynkowarze metalowym gdzie wcale nie mierzyłam temperatury wody tylko po prostu uważałam, żeby woda nie wrzała i już. Szynkowary na kilogram mięsa powinno się trzymać w wodzie min. 2 godziny od momentu osiągnięcia temperatury odpowiedniej (zresztą, producent Wam to napisze prawdopodobnie, niektórzy twierdzą, że 2.15 min, inni że 2.30, chodzi o to, żeby mięso w środku było dogotowane). Ja zazwyczaj parzę przez 2.30 w temperaturze około 80 C, wolę te 10 – 20 minutek dodać.

Jak utrzymać temperaturę? Ja mam słabą kuchenkę(palniki słabo grzeją), więc nastawiam je na moc między 1-2 i mam z głowy. Na przykład teraz szynka mi się parzy, a ja na luzie piszę Wam ten post:). Jeśli macie mocniejsze palniki, pomaga garnek z grubym dnem i co jakiś czas dolanie szklanki chłodnej wody. Po prostu, żeby nie wrzało (wiem, to bardzo liberalne stwierdzenie, znawcy wędliniarstwa pewnie się krzywią, ale naprawdę tak robiłam i było w porządku:)).

Tutaj widzicie termometr, moim zdaniem spokojnie można parzyć w wyższej temperaturze jakby się tak zdarzyło :). Przed chwilą otwierałam szynkowar z szynką w środku do zdjęć, paproszki to odpryski po marynacie z soli i oregano:)

Jak się nam już szynka uparzy, to po prostu wyciągamy szynkowar, wycieramy szynkowar ściereczką, zostawiamy do przestygnięcia i wstawiamy do lodówki na 24 godziny (inni mówią, że na 48, po dobie jest już okey). Dlaczego? Chcemy, żeby nasza szynka jeszcze się „przeleżakowała” i nabrała twardej konsystencji.

Szynki i wyroby mają ważność odpowiednio do sposobu konserwacji: te z samą marynatą solną około 3-5 dni (teoretycznie),  takie z solą peklową (zwiększa bezpieczeństwo mikrobiologiczne) trzymałam 10 (w sensie, zjedliśmy 3/4 szynki w dwa dni, potem została końcówka aż naszedł apetyt od nowa;)).

I to właściwie tyle!

 

Przeliczmy. Ile czasu zajmuje zrobienie szynki w szynkowarze?

Obiektywna ilość w planie minimum (czyli nie marynujemy mięsa wcześniej, niczym nie nastrzykujemy, ale nacieramy przyprawami z mieszanką peklującą i marynujemy potem w szynkowarze)

  • przygotowanie mieszanki peklującej,  natarcie mięsa, włożenie do szynkoawru: 15 min.
  • leżakowanie w lodówce i marynowanie w szynkowarze: 24 – 48 h
  • parzenie: 2 – 2.30h
  • studzenie 2h
  • leżakowanie w lodówce po parzeniu: 24h i wyciąganie.

Daje to nam 3-4 dni planowania, co może brzmieć dość strasznie.

Jednak zważcie, że Wasz obiektywny czas pracy to około 30 minut: przygotowanie mięsa, włożenie i wyciągnięcie z lodówki, włożenie i wyciągnięcie z garnka, zajrzenie parę razy czy woda nie wrze. Tyle. Zależy więc od naszego nastawienia i zdeterminowania. Oczywiście jestem za opcją: „Własna szynka i tylko pół godziny nakładu pracy!”:)

 

Czym szynka z szynkowaru różni się od szynki pieczonej?

Przede wszystkim strukturą.

Mamy tutaj inną obróbkę termiczną: w szynkowarze parzymy szynkę, gotuje się w niskiej temperaturze, we własnych sosach. Szynka z szynkowaru jest zwarta, twarda lecz równocześnie soczysta. Bardzo pyszna na kanapki, wiem co mówię:).

W pieczeni widoczne są często pojedyńcze włókna mięsa, jest mniej zwarta.

Dodam, że próbowałam zrobić eksperyment.

Kupiłam kilogram szynki, opatuliłam go siateczką wędzarniczą (do kupienia w OBI: tam jest bardzo dużo akcesoriów do domowego przetwórstwa!), włożyłam do osłonki do parzenia (o takiej), dokładnie zawiązałam i nastawiłam wolnowar. Teoretycznie: mięso ściśnięte, temperatura parzenia niska. Po wyjęciu otrzymałam smaczną jakby gotowaną pieczeń: mięso można było bardzo łatwo przekroić, można go było „odskubać” widelcem, kształt nie był tak jednorodny jak z szynkowaru i smak też inny. Bardziej pieczeniowy, niż szynkowy. Nie umiem tego inaczej wytłumaczyć:)

Na Facebooku podpowiedzieliście mi, że podobno dobre efekty można osiągnąć wkładając szynkę do osłonki do szynkowaru (takiej z tworzywa, kosztują kilka złotych) i gotując w garnku pełnym wody. Nie wiem, tego nie próbowałam, po po prostu miałam odpowiedni sprzęt:)

 

Bonusowo: kilka słów o moim szynkowarze

Mój pierwszy, pożyczony szynkowar to klasyczny szynkowar aluminiowy, cylindryczny, o taki:

Wygląda solidnie, ale muszę powiedzieć, że nie jest zbyt solidny. Naprawdę, obchodziłam się z nim jak z jajeczkiem, bardzo delikatnie rozkręcałam i skręcałam (jak coś jest nie moje to chucham i dmucham), natomiast już przed pierwszym użyciem zaczęła wyrabiać się gałeczka zamykająca (ta czarna) i po jednym myciu praktycznie nie trzyma się bazy. Nie wiem dlaczego tak jest, tak jakby metal był bardzo miękki, nie mam pojęcia z czego to wynika: żadna część nie jest uszkodzona mechaniczne, ale całość mechanizmu się „luzuje”.

Kiedy kupowałam swój szynkowar, chciałam więc spróbować czegoś nowego. Jedyny jaki był dostępny w sprzedaży stacjonarnej, o którym wiedziałam to szynkoawar Tescoma. To chyba jeden z najdroższych, jeśli nie najdroższy szynkowar na rynku (w promocji bodajże 79 złotych, nie wiem jaka jest cena regularna), ale od razu mi się spodobał.

Pierwsze ma załączony termometr. Mam w domu dużo termometrów, ale ten patent z przyczepieniem jest naprawdę wygodny.

Po drugie, ten szynkowar jest niższy ale szerszy. To oznacza, że łatwiej zmieszczę kawałek mięsa, zwany potocznie „kulką szynkową” i generalnie łatwiej się tam „upycha” mięso, a równocześnie potrzebuję mniejszego garnka, żeby parzyć szynkę. Wystarcza mi malutki garnek z IKEA 3 litry, zamiast grzać wodę na litrów 5 czy tam 7. Oszczędność energii:). Na filmie zobaczycie jak różnią się wielkością.

Po testach mogę też stwierdzić, że szynkowar Tescomy jest bardzo porządnie wykonany, ma mocny docisk, wygodnie się go używa i ogólnie, polecam!

Jedyną zagwozdkę jaką miałam to taką, że jest wykonany z plastiku. Wiecie, plastik – co prawda przeznaczony do kontaktu z żywnością  i pracy w temperaturach poniżej 100 C – i mięso.  Na opakowaniu nie jest napisane, czy jest to plastik wolny od BPA (o ile  wogóle taki jest przy produktach do podgrzewania dostępny). Doszłam jednak do wniosku, że skoro większość wędliniarzy i tak używa w  szynkowarach metalowych osłonek, które też są z tworzywa i w nich gotuje, to nie mam się czym za bardzo przejmować, nie jem tego mięsa tonami a pewnie i tak jest lepsze niż niejedno ze sklepu.

Natomiast moja jedyna, nierozwiązana uwaga, to właśnie tworzywo. Chcę wierzyć producentowi, że jest okey. Sami musicie zdecydować, czy Wam odpowiada.

Oprócz tego szynkowar jest bardzo solidny, wygodny, przyjemny w użytkowaniu i porządnie zrobiony. Odpukać!

 

Dla kogo zatem szynkowar?

To byłoby na tyle! Idę wyciągnąć mój szynkowar z kąpieli:)

Szynkowar nie jest elementem niezbędnym, raczej fikuśnym.

Przyda się moim zdaniem szczególnie:

  • miłośnikom wędlin
  • tym, którzy mają dość świecących kiełbas
  • rodzicom niejadków, które uwielbiają mielonki i inne takie (a wiadomo, że różnie z kiełbasami mielonymi bywa, tutaj możecie sobie zrobić sami, zmielić mięso etc)
  • diety specjalne dla rekonwalescentów: często lekarze przepisują drób czy inne chude mięso, można urozmaicić wtedy kuchnię robiąc np. blok z indyka
  • osobom chcącym wypróbować czegoś nowego:)

W praktyce szynkowar jest tak mało uciążliwy w eksploatacji, że używam regularnie od dłuższego czasu co dwa tygodnie. Teraz zawiozę na pewno do domu na wieś i na Wielkanoc będziemy mieć swoje szynki. Co prawda nie wędzone, ale też bardzo smaczne:)

Podobał Ci się ten post? Podaj dalej!