Spis treści
Dzień dobry,
Ci, którzy lepiej mnie znają, dobrze wiedzą, że jeśli chodzi o makijaż jestem jak dziecko we mgle. Owszem, wiem trochę o pielęgnacji skóry, w lecie nieomal obsesyjnie dbam o ochronę przeciwsłoneczną, lubię testować kremy.. Ale zupełnie innym tematem jest makijaż, który po prostu mnie nieco przerasta. Mam w domu kilka pędzelków do makijażu, jedną uniwersalną paletkę cieni do powiek, parę lakierów, których praktycznie nie używam i jedną szminkę. Nie wliczam tutaj podkładu mineralnego czy kremów BB. To właściwie tyle, mogę spokojnie zmieścić mój makijażowy (podkreślam, jedynie makijażowy) dobytek w kosmetyczce.
Na wiosnę postanowiłam jednak nieco zaszaleć i zakupić sobie szminkę. Taką małą rzecz, którą smaruje się usta. Przy mojej mimice twarzy szminka jestem świadoma, że szminka nie przetrwa zbyt długo, ale po prostu była mi potrzebna. Wiecie – lepiej to wygląda na filmach. Każdy powód jest dobry na małe zakupy :-).
Dlatego dzisiaj chciałam Wam pokazać wiosenne szminki, jakie dołączyłam do swojej skromnej makijażowej kolekcji i wiecie co: ze zdziwieniem stwierdzam, że naprawdę je lubię! Postanowiłam również przygotować sobie mały projekt kosmetyczny i wyszukać ogrodowe kwiaty, które są do tych szminek podobne kolorem: w końcu mowa o szminkach na wiosnę, nie chciałam być gołosłowna.
Zapraszam!
Szminki na wiosnę!
Kupię sobie szminkę. To łatwe!
Z takim nastawieniem weszłam razem z moim Panem do drogerii. Zawsze jest cudownym towarzyszem zakupów: po prostu pyta, ile czasu potrzebuję dla siebie i jeśli jest taka możliwość, daje mi ten czas. Nie narzeka, nie pospiesza mnie, czasem po prostu przygląda się, jak wybieram rzeczy, czasem idzie na kawę albo podpowiada gdzie jeszcze mogłabym zajrzeć. Podobno wielu mężczyzn zakupów wręcz nie znosi i robi wszystko, aby w jakiś sposób je ominąć. Cóż, ja nie mam tego problemu, czasem wręcz zachęca mnie kilkukrotnie („Idź, wybierz sobie coś ładnego na lato, tylko proszę, nie w kwiatki i nie za kolano”).
Tym razem przeglądam szminki. Wiem, że weszłam tylko po jedną: czerwoną o chłodnym odcieniu. Mam nawet zapisane w telefonie, że interesuje mnie marka REVLON. Takiej używa jedna z moich ulubionych vlogerek Azjatycki Cukier. Zdecydowałam, że skoro mamy podobną karnację pójdę na łatwiznę, kupię to, czego używa w swoich tutorialach. To brzmi łatwo. Wejdę, wybiorę, zapłacę, wyjdę.
Naiwna ja. Szminek czerwonych jest mnóstwo. W różnych odcieniach i modelach. Lip gloss, lip matte, lip balm.. O rany, biznes musi się kręcić.
– Nie uważasz Klaudyna, że to dziwne? – słyszę kiedy pochylam się nad dziesiątkami szminek.
– Um? Co dokładnie?
– To wszystko. Rozejrzyj się. 80, jeśli nie 90% miejsca w tej dużej drogerii zajmują rzeczy dla kobiet. To niesamowite, ile jesteście w stanie na siebie nałożyć. Ile chcecie nakładać! Na jednym stoisku masz kilkaset możliwości. Pomnóż to razy kilkanaście.
– Po prostu sprawiamy, że gospodarka się kręci. Zobacz, co sądzisz o tym kolorze? – pokazuję mu szminkę w jasnym różu.
– Właściwie wolałbym, żebyś niczego nie miała na ustach. Znam Cię, zaraz i tak to zjesz. Nie sądzę, żeby szminka była zdrowa… – coś jednak przykuło jego uwagę – Czy ona naprawdę nazywa się „Gentelmen Prefer Pink?”.
– To nazwa koloru. Szminki muszą mieć jakiś kolor. Te nazwy są takie jak nazwy farb do ścian. Nie mogą nazywać się po prostu „różowy” przecież.
– Nie sądzisz, że to nieco szowinistyczne? W sensie sugeruje, że malujesz się nie dla siebie, ale dla mężczyzn? Wiele razy mi tłumaczyłaś, że jednak kobiety malują się dla siebie.
– Nie widzę różnicy pomiędzy tym, a reklamą dezodorantów dla mężczyzn, które sugerują, że kobiety będą szaleć na ich punkcie.
– Cóż, ja widzę. Wybierz co chcesz, daj znać, kiedy już zrobisz zakupy, 20 minut Ci wystarczy?
– O.K, nie ma sprawy, to jest proste. Wybiorę coś ładnego.
Nie ma sprawy. Wybiorę coś ładnego. Wcale nie rozprasza mnie, że tych kolorów jest tysiąc pięćset i co kilka minut podchodzą do mnie miłe sprzedawczynie, pytające, czy mogą mi pomóc i rysujące swatche na swoich rękach. Czuję się nieomal winna, że muszą się przeze mnie brudzić, a ja i tak nie jestem ani odrobiny bliżej decyzji. Jestem z siebie całkiem zadowolona: to, że wiedziałam jaka firma kosmetyków mnie interesuje, było całkiem sprytne – zaoszczędziłam sobie sporo czasu. W końcu zdecydowałam się jednak na trzy kolory: kolory których przed wejściem do sklepu sama bym nie kupiła.
Szminki REVLONU.
Zakupiłam trzy szminki. Wszystkie różowe, chłodnym odcieniu. Do tej pory nie wiem co mnie podkusiło na takie kolory, ale kiedy je potem założyłam stwierdziłam, że wyglądają fajnie!
Oto moje zakupy.
Revlon Colobrust Lip Butter #Lollipop.
Interesowała mnie szminka w intensywnej czerwieni (myślałam o kolorze maliny), a padło na fioletową fuksję. Szminka jest fajna i ładnie się błyszczy (nie wiem jeszcze co powinnam napisać o szmince;)),dość dobrze trzyma się na ustach. Zazwyczaj nakładam ją cienką warstwą, bo kolor jest bardzo intensywny, niemniej – podoba mi się! Po nałożeniu na usta i odczekaniu chwilę ładnie się stapia i nie wygląda tandetnie.
Revlon Colorburst Matte Balm 205.
To jest dziwna rzecz: nawet nazwa koloru jest dziwna: Elusive insaisissable – kto te nazwy wymyśla?). Niby szminka, niby kredka do ust. Na pierwszy rzut oka w kolorze ust lalki Barbie. Nigdy nie myślałabym, że to kupię. Tak samo jak nie myślałabym, że będzie to mój ulubiony kolorowy kosmetyk do ust.
Na początku ma intensywny kolor, ale szybko stapia się z ustami i nadaje im kolor ładnego, pudrowego różu. Idealny do kręcenia filmów, ponieważ wygląda potem bardzo naturalnie. W rzeczywistości również jest ciekawy.
A, bardzo wygodnie się nakłada, forma kredki to jest to!
Revlon ColorBurst Pink Ice Glace Rose.
O rany, mogłam kupić „Gentelmen prefer pink”, przynajmniej bym nazwę spamiętała:).
Po prostu błyszczyk, trochę różowy, trochę beżowy. Nie lubię błyszczyków, ale wiem, że przydają się do niektórych makijaży. Zresztą, kupiłam go też z tego względu, że akurat była promocja typu „kup 2, dostaniesz 3 za darmo”.
Robi to co powinien, czyli się błyszczy i ma ładny, naturalny kolor. Według producenta nawilża usta – może tak, ciężko mi powiedzieć, bo w między czasie i tak używam własnoręcznie zrobionych pomadek.
Na zdjęciu tego nie widzicie, ale do fotografii wybrałam azalię, której kwiaty mają już nieco przytłumiony, różowy kolor.
Epilog.
Oczywiście po zakupach od razu nałożyłam sobie na usta co tam było i cierpliwie czekałam w umówionym miejsc.
– Klaudyna, pokaż co kupiłaś.. o rany, to co masz na ustach jest naprawdę dziwne.
– Kupiłam trzy, była promocja..
– Oh nie wątpię, że moja dziewczyna wybrała najlepszy deal. Oczywiście, że musiałaś kupić trzy szminki, tak było najrozsądniej.. Ale tak na poważnie, nie używaj tego zbyt często. Wolałbym, żebyś nie zjadała tej chemii jednak, zresztą dobrze wiesz, że nie lubię mocnego makijażu.
– To nie dla Ciebie, to dla widzów na YouTube.
– Oczywiście, oczywiście. Bardzo proszę, tylko nawet nie próbuj mnie całować kiedy masz na sobie to coś. Ale mam do Ciebie jedną prośbę: kontroluj się trochę.
– Kontroluj?
– Wiesz, Twoje zainteresowania eskalują dość szybko. Najpierw mówisz, że byś sobie kupiła mleko, a miesiąc później człowiek wraca do mieszkania i widzi, że jest tam małą serowarnia. Mówisz, że byś sobie kosmetyk zrobiła, a pół roku później kończy się tym, że przelewasz żrący ług i robisz sobie mydłą.. .. Ja dobrze wiem, jak to może być: kupisz sobie książkę o neolitycznych szminkach, potem o historii szminek, potem o chemii szminek..Nie chcę któregoś dnia wrócić z pracy i zastać w kuchni małego laboratorium, gdzie będziesz robić szminki
– Ekhm, ale ja już mam rzeczy do robienia szminek…
Ty byłoby na tyle z Zakątkowych Zakupów.
Kiepska ze mnie blogerka kosmetyczna, ale w sumie mam to co chciałam.
Jeśli macie jakieś swoje ulubione szminki, dajcie znać.
Kiedy zjem już te (przeczytałam kiedś, że przeciętna kobieta zjada jedną szminkę rocznie) to pójdę po następne.