„Gdybym to wiedziała” czyli błędy, których za nic bym nie popełniła

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

 

Dzień dobry,

Witam Was serdecznie pierwszego dnia 2018 roku. Czy wiecie, że w tym roku skończyłam 30 lat, a mój blog ponad 8?

Kawał czasu!

Czasem kiedy wstaję rano, nalewam sobie kubek herbaty i smaruję się oliwą magnezową, zastanawiam się „co by było gdyby…”.

Co by było gdybym wybrała się na studia polonistyczne w Tarnowie albo nie zobaczyła  na stacji billboardu Liski z White Plate promującego jej bloga (wtedy dowiedziałam się, że istnieje coś takiego)?

Co by było gdybym nie poszła na grilla do znajomego, który powiedział: „Hej, może też byś zaczęła spisywać swoje przepisy?”.

Albo co by było gdybym nie była chorowitym dzieckiem i młodym dorosłym i  nie musiała szukać jako dorosła osoba różnych naturalnych kuracji na ciągłe zapalenia oskrzeli (wtedy zainteresowałam się aromaterapią..?).

Co by było gdybym rozpoczęła pracę w korporacji?

Co by było gdybym nie dostała kiedyś takiej alergii na zapach kremu do twarzy, że musiałam zacząć interesować się kosmetyką naturalną?

Takich pytań mam mnóstwo.

Jedno z moich ulubionych zdjęć roku 2018: Mur Berliński. 

Zazwyczaj działam mocno intuicyjnie i w oparciu o prawo przypadku. Kiedy myślę o miłych rzeczach i spotkaniach jest to w sumie przyjemna zabawa umysłowa. Co jednak jeśli w grę wchodzą błędy, potknięcia czy złe chwile?

Długo zastanawiałam się jak przygotować post noworoczny. Może napisać o tym co się zdarzyło? Może o tym co powinno, a czego się nie udało? Albo o planach na przyszłość?

Przez przypadek trafiłam gdzieś w Internecie na wpis pod tytułem: „X błędów, których nie popełniłbym gdybym wiedział Y”.

Całkiem ciekawe!

Wszyscy lubią słuchać o błędach innych osób, a czasem nawet się z nich uczyć.

Pomyślałam więc, że najlepiej będzie napisać o … błędach, których nie popełniłabym.

Błędy, których nigdy nie popełniłabym

Jak na osobę, której w tym roku przydarzyło się wiele nieprzyjemnych rzeczy i która była przykuta prawie przez 4 miesiące do łóżka, miałabym całkiem pokaźną listę.  W tym roku zdarzyło się wiele rzeczy, których nie planowałam i które były dla mnie wybitnie nieprzyjemne (wolałabym ich nie powtarzać, nie polecam, 0/10).

Wtedy dotarło do mnie, że taka lista nie powstanie.

Dlaczego?

Nie ma błędów, których nie chciałabym popełnić. Może niektóre troszkę szybciej i sprawniej (żeby zminimalizować straty przy zdobywaniu doświadczenia), natomiast w większości przypadków to czego się nauczyłam nie miałoby miejsca, gdybym nie popełniła błędu.

W ostatecznym rozrachunku wiedza była cenniejsza, niż „koszt” błędu (chociaż wtedy wcale tak nie myślałam i nie było mi do śmiechu).

Decyzja o braku decyzji?

Wiele sób, które mnie nie zna bliżej sądzi, że bardzo szybko i sprawnie podejmuję decyzje. To tylko po części prawda. Są decyzje, które podejmuję błyskawicznie i intuicyjnie, nie spoglądając się za siebie, ale są też takie, gdzie uruchamia się moja tendencja do przemyślania rzeczy na piątą stronę.

Kiedy już podjęłam decyzję, zazwyczaj kwestionowałam swój własny wybór przez długi czas:

– Czy na pewno postąpiłam słusznie? A co jeśli…

Tak naprawdę to kwestionowanie było podszyte czym innym. Obawą, że podejmując decyzję X być może przegapiłam Y, które byłoby lepsze.

Pewnego dnia jednak na spacerze doszło do mnie, że nie dość, że to rozumowanie nielogiczne (nie jestem w stanie przewidzieć tego co się stanie), to jeszcze krzywdzące dla mnie.

Zamiast skupić się na teraźniejszości i próbować „wycisnąć” jak najwięcej z danego wyboru, zamartwiałam się, czy na pewno coś mnie nie omija.

Paradoksalnie: omijało mnie tu i teraz, bo poświęcałam je na myślenie „ale co jeśli..”.

Brzmi znajomo?

„Kiedy życie daje Ci cytryny…” Co prawda z ubiegłego roku, ale nadal aktualne:). Tego roku też sporo podróżowałam, natomiast przyznaję, że dopiero teraz mam chwilkę, żeby przygotować zdjęcia:)

Syndrom „gdybym tylko wiedział/a….”.

Kiedy kilka dni temu dotarło do mnie, że nie jestem sama. Stałam w kolejce i mimowolnie usłyszałam fragment rozmowy.

– Wiesz, jakbym wiedziała, że ten Marek z którego wszyscy śmiali się w liceum, że nie ma życia teraz będzie teraz miał taką firmę, to bym mu nie dała kosza..

– No.. i nie ma wcale pryszczy.

Oczywiście to była żartobliwa rozmowa, natomiast odzwierciedla sposób myślenia, z którym całkiem często się spotykam i do którego sama miałam tendencje.

Nazywam go schematem „gdybym tylko wiedziała”.

Schemat „Gdyby tylko”

– Gdybym tylko wiedziała, żeby kupić bitcoina, kiedy jeszcze kosztował 500 dolarów..

– Gdybym tylko wiedziała, że ta osoba mnie zawiedzie to..

– Gdybym tylko wiedziała, że moja firma upadnie, to X lat temu przyjęłabym propozycję pracy gdzie indziej..

– Gdybym tylko wiedziała, że ta dzielnica będzie teraz modna, to tutaj kupiłabym mieszkanie..

– Gdybym tylko wiedziała, że moja przyjaciółka po tych studiach będzie zarabiać tyle pieniędzy, to też bym je wybrała…

– Gdybym tylko zdecydowała się na dziecko później/wcześniej…

– Gdybym tylko wybrała inną pracę/partnera/ścieżkę życiową…

– Gdybym tylko wiedziała i zainwestowała w X…

Wiesz co łączy te wszystkie sytuacje?

Przeświadczenie, że gdybyśmy tylko zmienili tę jedną rzecz w naszym życiu, to sprawy potoczyłyby się [w domyśle] dużo lepiej.

Wydaje się nam, że gdybyśmy tylko mogli kontrolować nasze decyzje w przeszłości, to moglibyśmy też kontrolować rezultat w teraźniejszości i co najważniejsze, ten rezultat byłby  w jakiś sposób lepszy.

Czy na pewno wiemy co jest lepsze?

 

To często złudne przekonanie, ponieważ prawda wygląda tak, że możemy kontrolować tylko swoje zachowanie.

Życie po prostu się dzieje i jakbyśmy się nie starali, nie jesteśmy w stanie w pełni wymyślić i zaplanować  końcowego rezultatu. Nie jesteśmy ani wszechmocni ani nieomylni i nie mamy kontroli nad wszystkimi zmiennymi.

Co tu dużo szukać, wie o tym każda Mama. Założę się, że Wasze dzieci nie raz zrobiły coś takiego, czego nie byłybyście w stanie same wymyślić, choćby nie wiem co.

Na schemat „Gdyby tylko” jest tylko jedna, prawdziwa odpowiedź.

Brzmi: „Nie wiadomo”.

Nie wiadomo co by się stało, gdybyś była z Markiem z liceum.

Byłoby inaczej, może lepiej, może gorzej. Po prostu nie wiadomo. Może nawet nigdy nie byłabyś z Markiem z liceum, bo szybko okazałoby się, że do siebie nie pasujecie. Nie wiadomo.

Jednym jest nauka z doświadczenia oraz chęć uniknięcia losowych, przykrych sytuacji, które mogą się zdarzyć każdemu, ale czymś zupełnie innym zbyt długie utknięcie w schemacie „Gdyby tylko X to moje życie byłoby dużo lepsze”.

 

Nie bądź ofiarą braku działania

 

Znam ludzi, którzy latami zastanawiają się „co by było gdyby” lub „co będzie gdyby”. Chcieliby zmienić pracę, ale nie wiedzą, czy to dobry ruch.

Co jeśli zmienią pracę ale w nowej firmie będzie gorzej? Ale z drugiej strony może tutaj życie im minie przed oczami i gdzie indziej mogliby szybciej awansować? Chcieliby wejść w związek, ale nie wiedzą jak to się rozwinie i czy znowu się nie sparzą.

Chcieliby w coś zainwestować, ale boją się ryzyka. Chcieliby coś zasiać na ugorze, ale nie wiedzą, co będzie najbardziej opłacalne i w konsekwencji kolejny rok pole stoi odłogiem..

Ciągle przemyślają, zastanawiają się, próbują wymyślić rzeczywistość do takiego stopnia, aby przewidzieć wszelkie możliwe wyniki, troszkę tak jakby same myśli miały moc sprawczą.

Jedną sprawą jest ocenianie sytuacji i wyciąganie z niej wniosków na przyszłość, aby możliwie jak najlepiej przygotować się na coś co może się zdarzyć. Jedną sprawą jest też nauka z własnego doświadczenia (często ciężko zdobytego) i doświadczenia innych ludzi, natomiast drugą jest ciągłe bicie się po głowie mówiąc „gdybym tylko X…” lub trwanie w impasie myśląc „ale co jeśli…?”.

Wbrew pozorom jest to dość wygodne.

Jasne, podczas kolejnej rundy zadręczania się, nikt nie powie, że jest w stanie ekstatycznego szczęścia, natomiast nadal jest to wygodniejsze, niż podjęcie prawdziwej decyzji, wzięcie za nią odpowiedzialności i zaakceptowanie, że tak naprawdę nie znamy jej wyniku.

Tak, to często paraliżujące, zwłaszcza w czasach, kiedy furorę robią poradniki w stylu „Pokieruj swoim życiem na 10 sposobów aby osiągnąć sukces” albo „Sam wiesz co jest dla Ciebie najlepsze..” .

Problem w tym, że czasem autentycznie nie wiemy. Być może jesteśmy w takim momencie w życiu, w którym nie wiemy. Być może pierwszy raz spotykamy się z daną sytuacją. Być może mieszanka innych czynników plus jednego, najważniejszego: świat i życie są w wielu aspektach nieprzewidywalne.

W świecie w którym każdy wie wszystko (a jeśli nie Ty to na pewno jest jakiś trener albo autor poradnika, który Ci o tym powie) nie dajemy sobie prawa, żeby nie wiedzieć.

Jedynym sposobem, żeby dowiedzieć się, czy coś jest dla nas odpowiednie, jest po prostu zacząć to robić.

Tymczasem naprawdę w porządku jest nie wiedzieć

 Nie wiemy co by się naprawdę wydarzyło „gdybyśmy kiedyś zrobili X”.  Możemy co najwyżej wiedzieć, co by się nie wydarzyło.

Nie wiemy „co będzie gdyby”, możemy tylko próbować to przewidzieć. Co ciekawe, czasem wynik jest zupełnie inny niż sobie to wyobraziliśmy i zaskakująco.. nadal się nam podoba.

Nie wiedzieć to po prostu część życia. Nie  możemy „wymyśleć” przeszłości ani teraźniejszości, natomiast możemy wziąć odpowiedzialność za swoje wybory, starać się podejmować je według naszej najlepszej wiedzy i umiejętności, akceptując sytuację w jakiej jesteśmy.

Nie planowałam w ubiegłym roku spędzić czterech miesięcy przykuta do łóżka, ale tak się zdarzyło. Może nie zrobiłam wszystkiego co sobie zamierzyłam, ale dzięki temu zrobiłam inne rzeczy.

Poznałam wiele niezwykle ciekawych i ciepłych osób, dużo czytałam i myślałam (nad tematami, które normalnie nie byłyby w centrum moich zainteresowań), dzięki temu doświadczeniu wprowadziłam do oferty serię magnezową (bo sama jej potrzebowałam) oraz opracowałam parę bardzo skutecznych mieszanek aromaterapeutycznych ułatwiających zasypianie, nauczyłam się obsługi programu do webinarów (takich konferencji on-line).

Magnezu transdermalnego mogło nie być, tak samo jak mogło nie być paru innych rzeczy, które w tym roku się zdarzą:)

Może w innej sytuacji zrobiłabym coś więcej, może nie, nie wiadomo. Nadal nie było to doświadczenie, które planuję powtórzyć czy które polecam, ale się zdarzyło i mam głębokie przeświadczenie, że wyciągnęłam z niego tyle ile mogłam.

Mocno wierzę, że tak długo jak pozwalamy sobie po prostu na życie, prawdziwe podejmowanie decyzji (zamiast tkwić w impasie albo robić sobie wyrzuty, że „gdybyśmy tylko”…) zgodnie z naszymi wewnętrznymi przekonaniami, to jest w porządku. Po prostu żyjemy.

Tak, być może za pięć lat stwierdzimy, że „my” z przeszłości mogliśmy postąpić mądrzej, dojrzalej, lepiej. Jest to pewne ryzyko, jednak czy na pewno?

Paradoks błędu

Paradoks polega na tym, że jeśli nie pozwolimy sobie na doświadczenie życia TERAZ, działanie i wzięcie z to co robimy odpowiedzialności, nigdy nie będziemy mądrzejsi czy dojrzalsi i nawet nie zauważymy, że coś można było poprawić.

Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie wizja bycia w długim stanie „zawieszenia” jest dużo bardziej przerażająca, niż nieznane. Możemy wiecznie trwać w stanie „co by było gdyby” lub „co będzie jeśli” zamiast zaryzykować, wykonać działanie i pozwolić sytuacji się rozwinąć.

Jeśli za kilka lat spojrzymy wstecz i nawet okaże się, że coś można było zrobić lepiej to oznacza, że czegoś się nauczyliśmy.

Wszystkiego najlepszego!

Dlatego właśnie w 2018 roku nie życzę Wam, żeby wszystko się Wam udało. Na pewno tych życzeń macie już mnóstwo, jedno mniej nie robi różnicy?.

Mam dla Was takie życzenia, jakie złożyłabym sama sobie.

Żebyśmy mieli odwagę żyć. Tak po prostu.

Jeśli trzeba, mieć odwagę podejmować decyzje. Dobre, złe, obojętne. Wspierać swoje doświadczenie i działać wedle najlepszego osądu danej sytuacji i zgodnie ze swoimi zasadami. Pamiętać, że nie mamy nad wszystkim kontroli i że to po prostu część bycia człowiekiem.

Być wyrozumiałymu dla siebie i innych. Pozwalać sobie popełniać błędy i się z nich uczyć. Możliwe jak najszybciej i jak najmniej boleśnie.

Wszystkiego dobrego!

 

Podobał Ci się ten wpis? Podaj dalej!