Dzień dobry,
Z cyklu „migawki”.
Rano siedzę sobie z herbatą, przeglądam codzienną porcję literatury (akurat robię kwerendę o olejku ylang ylang w kontekście menopauzy), więc w skrócie jestem lekko nieprzytomna i troszkę w innym świecie. To znaczy, zawsze jestem w równoległym świecie myślami, natomiast rano szczególnie.
Wpada do mnie sąsiadka:
Klaudynka, kurczęta Ci się wykluły, chodzą po ogrodzie..
Słucham?
Ja na to, że nie możliwe. Słabo ogarniam kury (swoją drogą, skoro nawet ja potrafię sobie z nimi poradzić, to absolutnie każdy mówi, najłatwiejsze zwierzęta na świecie do posiadania, no, może oprócz ślimaków afrykańskich), natomiast wedle moich wewnętrznych informacji, jedyna kwoka, która mogła mieć kurczęta jeszcze troszkę powinna powysiadywać jajka.
No zobacz, są, wykluły się co dopiero.
Okazało się, że jedna kwoka postanowiła uwić sobie dzikie gniazdo w ogrodzie i nikomu się nie pokazywać przez jakiś czas..
Masz je czym nakarmić? Przyniosę Ci karmy takiej drobnej, jak nie masz.
Coś tam mam.
W każdym razie na razie łażę za nimi z wodą (są dość duże upały). Na różne rzeczy byłam gotowa, ale nie na kurczęta:D. Nie wiemy jak będzie na dłuższą metę, bo do malutkich kurczątek lepiej się nie przywiązywać, zwłaszcza, jeśli kury są „wolnochodzące” (to łakomy kąsek na przykład dla srok).
Na razie kwoka oprowadza je dumnie po ogrodzie:-)
Jeśli to nie są szczęśliwe kury, to nie wiem jakie są szczęśliwe:)