Pamiętacie moją foto-wycieczkę po Warszawie?
Wybrałam się do stolicy głównie dlatego, że zostałam zaproszona na targi Euro-Gastro 2011.
Zaproszenie dostałam z Makro.
-Z Makro? – Dziwił się Pan – przecież nawet gdybyś chciała coś tam kupić, nie mogłabyś wejść do sklepu? Po co Cię tam w ogóle zapraszają?
Do tej pory nie wiem do końca dlaczego (typuję działanie mistrzów marketingu), jednak chętnie wybrałam się zobaczyć to i owo. Targi przeznaczone były głównie dla klientów z branży HoReCa (czyli szeroko pojęta działalność gastronomiczna i hotelarska) i jest to chyba najważniejsze wydarzenie targowe tego typu w Polsce.
Ja jako pojedynczy klient, mogłam sobie co najwyżej popatrzeć na wielkie kuchenki i urządzenia (ktoś chętny na przyczepę do hot-dogów?).których zastosowania nawet nie znam..Ale było fajnie: poznałam osobiście kilka blogerek a po targach kręciłam się z Shinju. Zapraszam wszystkich ciekawych do obejrzenia relacji!
Na dzień dobry szybka przekąska: gdyby był sezon letni i truskawki smakowały truskawkami a jeżyny jeżynami, połączenie owoców jagodowych z serem camembert byłoby jeszcze fajniejsze!
Po pokazie zdobienia kawy (wiecie, że koszt pojedynczego ekspresso to około 49 groszy za sztukę?), poszłyśmy oglądać inne stoiska. Między innymi te z zastawą stołową. Nie ma to jak klasyka:
Może łyżeczki do przystawek?
Niestety, krewetki to tylko eksponaty..
Nie do końca odpowiada mi taki wystrój, ale co tam, popatrzeć można.
Też chcę dostać takie kwiaty! I mieć takie świetne nogi! :-)
Na winach zupełnie się nie znam (a chciałabym!). O tych mogę powiedzieć tylko tyle, że ładnie wyglądały:)
Cukiernicze cudeńka na stoisku z ozdobami do tortów.
Pan kucharz (cukiernik?) przekonuje nas, że są prawdziwe i jadalne:-)
W pawilonie Hiszpańskim królowała oliwa. Znalazłam jedną, idealną dla siebie. Niestety, są to oliwy, które dopiero teraz szukają dystrybutora w Polsce.
W głównym hallu odbywały się mistrzostwa Polski baristów (odpuściłyśmy sobie tę przyjemność) oraz carvingu, czyli sztuki zdobienia owoców. Co za precyzja!
Moja ulubiona seria. W obocznych alejkach, francuski kucharz przygotowywał na żywo dania z kuchni francuskiej. Nie wiem na ile są autentyczne, ale miałam sporą frajdę z patrzenia i fotografowania – w końcu mam na zdjęciu kogoś kto przygotowuje potrawę! Były pyszne!
Na rukoli kładziemy masę z sera koziego, pieczone papryki i polewamy octem balsamicznym..
Voila! A teraz przygotowujemy więcej smakołyku, tak, żeby wystarczyło dla oglądających gości..
To była tylko przystawka. Teraz bierzemy kawałki przepiórki, podsmażamy na patelni a następnie dolewamy koniak i „flambujemy” (Czyli co robimy? – zapytałam sama siebie. Po chwili zobaczyłam, co kucharz miał na myśli):
Proszę bardzo! Perliczka podana na soczewicy z dodatkiem musztardy. W tle porcje dla gości;-) Było przepyszne!
Jak wspomniałam na targach nie mogłam niczego kupić (raczej), jednak zauważyłyśmy, że można duużo taniej dostać „przedmioty wystawowe” o ile zarezerwuje się je wcześniej a przyjedzie po nie ostatniego dnia targów (np. patelnie tytanowe, miksery planetarne nawet za 50 % ceny!).
Podsumowując, było całkiem fajnie, zawsze to miło się poplątać w miłym towarzystwie i w ładną pogodę tu i ówdzie!
Pozdrawiam!
EDYCJA: teraz zauważyłam, że nie mam tutaj wszystkich zdjęć. Obiecuję je podrzucić i dołączyć na końcu posta, kiedy tylko wrócę do Krakowa (czyli jutro, najpóźniej we wtorek). Jeśli ktoś będzie miał ochotę, zapraszam do podejrzenia!
EDYCJA
Może łopatę do pizzy?
Albo wielopalnikową kuchenkę? (Shinju o takiej marzy, ale ona marzy o wielu rzeczach:)). Z tyłu kuchenki taki duży „kocioł” (ten z pokrywą) – Shinju twierdzi, że do gotowania na parze. Nie wiem, ale mój komentarz „jest w środku większy od mojej pralki”, rozbawił sprzedawcę, więc coś pewni jest na rzeczy z tym gotowaniem na parze.
Na koniec coś dla zwykłego śmiertelnika. Nie ma to jak klasyczna zastawa: