Essiac. Lekarstwo na raka? Cz 1.

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

Dzień dobry,

4 lutego „obchodziliśmy” Światowy Dzień Walki z Rakiem. Tego dnia, stacje telewizyjne, oprócz relacji z Majdanu, podawały alarmujące wieści: za 20 lat 30% z nas będzie umierać z powodu jakiejś formy raka.  Liczba zachorowań rośnie, liczba lekarzy-onkologów, nie (w Polsce jest zaledwie kilkuset specjalistów, nie mówiąc już o beznadziejnym finansowaniu z NFZtu). Temat nowotworowy dotyczy niestety osobiście również mnie (a raczej bliskiego członka mojej rodziny), więc z okazji tego dnia, przygotowałam dla Was specjalny film. Film poświęcony szczególnej mieszance ziołowej stosowanej w profilaktyce nowotworowej oraz podczas leczenia jako wspomaganie, która zdobywa popularność na całym świecie: Essiacowi.

Filmy przygotowałam 4 lutego, jednak kilka dodatkowych dni zabrało mi napisanie tego postu. Mam nadzieję, że po przeczytaniu zrozumiecie dlaczego (a w poście jest dużo tekstu i ostrzegam, że to post dla osób zapalonych do czytania/zielarstwa).

Post podzieliłam na trzy częsci:

Pierwsza opowiada o historii mieszanki essiac, która jest całkiem niesamowita. Myślę, że będzie interesująca dla wszystkich, którzy interesują się terapiami naturalnymi:)

W drugiej części zobaczymy sobie co w tej mieszance jest i jaką pełni funkcje. Przyjrzymy się ziołom, które się tam znajdują, zobaczymy „co robią” (może się okazać, że to mieszanka nie tylko dla osób z chorobą nowotworową) i generalnie spróbujemy się zastanowić czy jest to lekarstwo na raka oraz czy warto według mnie kupować oryginalną formułę, która kosztuje około 200 zł za 50 g. Chciałabym, żebyście po przeczytaniu tej części wiedzieli co znajduje się w takiej mieszance, jak działa oraz dlaczego w taki a nie inny sposób się to przygotowuje.

Część trzecia jest pomyślana dla osób, które chciałyby sobie taką mieszankę przygotować i zawrę tam historyczne proporcje mieszanki, ilość składników na różne sposoby oraz moje propozycje w jaki sposób można przygotować „coś podobnego” z wykorzystaniem składników dostępnych w Polsce. Nie ukrywam, że to część dla osób zainteresowanych konkretnie tą mieszanką albo po prostu dla ziołowych pasjonatów (lub studentów, którzy mają jeszcze sesję i nie chce się im uczyć do egzaminów;)). Na końcu znajdziecie również kilka odnośników. Być może część trzecia zostanie przeniesiona do drugiego postu, bo ten jest masakrycznie długi już:)

Pisałam ten post hobbystycznie, ale też z myślą o osobach, które z racji choroby kogoś w rodzinie wcześniej czy później z tą mieszanką się zetkną i nie do końca wiedzą, co tak naprawdę o tym sądzić. Co zresztą jest widoczne potem w pytaniach na forach internetowych w stylu: „czy essiac pomoże na zaawansowanego raka płuc etc”. Dlatego, jeśli macie wśród siebie takie osoby, możecie im ten wpis podesłać (jeśli uznacie go za wystarczająco pożyteczny).

Zanim zaczniemy: dwie uwagi prawne. 

Mała uwaga prawna, ponieważ nie chcę wyjść któregoś dnia w kajdankach;). Czytając ten post miejcie na uwadze moje ziołowe BHP. W skrócie: post nie służy do samoleczenia i diagnostyki (do tego służy służba zdrowia), jest postem hobbystycznym i informacyjnym, przedstawia moje subiektywne opinie, jeśli coś robicie, to na własną odpowiedzialność. Jeśli chcecie używać essiacu (nie ważne czy to essiac kupiony w aptece czy preparat zrobiony samodzielnie), należy skonsultować to z lekarzem prowadzącym.

Uwaga numer dwa: obecnie Essiac jest zastrzeżonym znakiem towarowym (w Kanadzie). Pisząc post piszę o tradycyjnej mieszance ziołowej występującej pod tą nazwą, czyli o essiacu w tradycyjnym sensie (chociaż będę się też odnosić do produktu sprzedawanego w aptekach). To są moje subiektywne opinie na temat tradycyjnego remedium, którego receptura znajduje się w domenie publicznej. Piszę w dobrej wierze, w celach hobbystycznych i  informacyjnych.

Dobra, tyle chyba wystarczy, żebym nie dostała pozwu sądowego od firmy, mam nadzieję;).

Essiac – co to jest?

 

Historia mieszanki Essiac – od remedium Indian po XXI wiek.

Historia essiacu jest jest fascynująca nie tylko dla osób, które interesują się ziołami. Pokazuje również naszą potrzebę poszukiwania naturalnych sposobów i remediów. Jest też ciekawa z punktu widzenia marketingowego: wiecie, w jaki sposób reklamuje się „mieszankę indian”, ale też ciekawa historia jednej osoby, która wierzyła, że może pomóc pacjentom w uśmierzaniu bólu.

Początki historii.

Historia ta rozpoczyna się w latach 20tych ubiegłego stulecia, w Onatrio, kiedy leczenie onkologiczne raczkowało, ale też nie było tyle przypadków chorób nowotworowych. Wtedy to, młoda pielęgniarka Renne Caisse spotyka pacjentkę, która twierdzi, że udało się jej pokonać raka piersi. Pacjentka ta była niezbyt zamożną kobietą i kiedy w 1890 roku zdiagnozowano u niej raka, nie mogła pozwolić sobie na „szpitalne” leczenie, nie chciała też usunąć piersi. Jej mąż usłyszał jednak o indiańskim szamanie/medyku, który mógłby pomóc. Ów nieznany Indianin (do tej pory spekuluje się z jakiego był plemienia) przygotował dla niej mieszankę gorzkich ziół i zalecić popijanie. Kobieta przyjęła radę. Po codziennym przyjmowaniu mieszanki nie tylko poczuła się lepiej, ale twierdziła, że rak się cofnął i co ważniejsze: oto trzydzieści lat później stała przed Renne Caisse, bez śladu nowotworu piersi.

Zainteresowana młoda pielęgniarka postanowiła dowiedzieć się, co dokładnie znajdowało się w tej mieszance, jednak nie było to łatwą sprawą. Rok później przez przypadek spotkała emerytowanego lekarza, który wskazał na kępkę popularnego chwastu (był to szczaw polny) i powiedział coś w stylu: „Caisse, jeśli ludzie używaliby tego chwastu/zioła, przypadków zachorowań na raka byłoby o wiele mniej”.  Caisse postanowiła eksperymentować z informacjami z różnych źródeł i w 1924 roku przygotowała herbatę, która według niej była podobna do tej zaaplikowanej wiek wcześniej. Ciocia Rene była chora na raka i ta zaaplikowała jej swoją mieszankę. Po sześciu miesiącach dawkowania, ciocia wyzdrowiała (niestety nie dotarłam do informacji jaki to był rodzaj nowotworu, jakie stadium i czy leczyła się też czymś innym) i żyła jeszcze przez ponad 20 lat.

Zaaferowana Renne postanowiła podzielić się ze światem swoim odkryciem. Zaczęła współpracować z lekarzami, zaś kilka lat później otworzyła swoją klinikę, gdzie poświęciła się opiece nad pacjentami: mogła wydzierżawić budynki pod klinikę za symbolicznego dolara. Od początku większość medycznego establishmentu była sceptyczna (w sumie nie bez powodu) i Renne utrudniano pracę. Klinika działała do 1938 roku, kiedy pod presją „nienaukowości” została zamknięta.

 

Próby wyjawienia receptury.

W między czasie wywierano na pielęgniarkę naciski, aby wyjawiła swoją formułę Królewskiemu Towarzystwu do Spraw Raka. Omówiła twierdząc, że nie po to dzieli się tanim lekarstwem, żeby teraz ktoś zagarnął formułę i zrobił z niej użytek komercyjny. Klinika Renne, mimo protestów pacjentów, została zamknięta. Nie oznacza to, że mieszanki nadal nie wytwarzane: Renne wraz z bliskimi jej współpracowniczkami nadal administrowała ziołową herbatę.

Przez dziesięciolecia proponowano jej przeróżne kwoty za wyjawnienie „sekretu” (mówi się nawet o milionie dolarów), jednak ta konsekwentnie odmawiała, ponieważ nie chciała, aby mieszanka stała się opatentowana, droga i niedostępna. W końcu, kiedy była już stara, przekazała swoją formułę za symboliczną kwotę 1 $ (jednego dolara) koncernowi Resperin, który obiecał, że przeprowadzi nad nią rzetelne badania naukowe (których, o ile dobrze wyczytałam, Rene nigdy się nie doczekała). Ponieważ Rene przekazała jedynie formułę (nie dokładny przepis) początkowo firma nie wiedziała dokładnie jak przygotowywać essiac i przedstawicielom zademonstrowała to przyjaciółka Renne: Mary Mc Person, która jeszcze pojawi się w tej długiej opowieści.

Renne dożyła 90 lat, pod koniec życia znów doceniono jej wkład (na huczne urodziny zebrało się grono ponad 600 osób), zaś na łożu śmierci przekazała nieco zmodyfikowaną formułę na essiac czterem zaufanym osobom.  Zmarła w 1978 roku jako niezamożna osoba, na wskutek powikłań po złamaniu biodra.  Essaic został opatentowany przez firmę Resperin (patent dotyczy Kanady) i do tej pory jest sprzedawany właśnie przez tę firmę, za dość duże pieniądze (w Polsce 200 zł za 50 g to duża kwota). W „międzyczasie” jednak dwóch współpracowników Renne wyjawiło w jaki sposób pielęgniarka przygotowywała swój napar i w ten sposób proporcje i przygotowanie essiacu weszły do domeny publicznej.  Stąd też wiemy nie tylko co się w tej mieszance znajduje, ale znamy także tradycyjnie używane proporcje.

Epilog.

Jak sprawa wygląda obecnie? Do tego czy essiac jest lekarstwem na raka wrócimy w dalszej części, kiedy poznamy jego dokładny skład. Zdradzę jednak, że w ani jednym kraju nie jest zarejestrowany jako lek z prostego powodu: nie udało się w laboratoryjnych testach wykazać jego skuteczności. Wysiłki marketingowe czy nawet zeznania tysiąca pacjentów nie wystarczą, żeby coś było lekiem: lekiem są rzeczy, których działanie nauka jest w stanie udowodnić w sposób powtarzalny (oraz pokazać mechanizm działania). Używany jest jednak jako suplement diety i jako taki, może być stosowany wspomagająco w terapii nowotworowej. Jak zobaczycie dalej ma bardzo ciekawy skład, który rzeczywiście może przynieść pacjentom pewną ulgę.

Korzeń łopianu na raka? Essiac – co w nim jest?

Jeśli jeszcze się nie zorientowaliście, Essiac to napisane wspak nazwisko „Caisse” i nawiązuje właśnie do jej słynnej mieszanki. Zaznaczę tutaj, że Renne eksperymentowała z ziołami: to była połowa XX wieku, nie miała dostępu do nowoczesnych laboratoriów etc. Wiele ziół uprawiała w ogrodzie lub zbierała od zaufanych dostawców i w jej mieszance nie ma niczego „magicznego”.

Klasyczny essiac składa się z czterech podstawowych składników, które mają działanie sygnergiczne tzn. że nawzajem się wspomagają. Tutaj napiszę Wam co to są za składniki i „co robią”, ale na dole znajdziecie link do oficjalnego dokumentu wprowadzającego do obrotu mieszankę Essiac (tą zastrzeżoną) i możecie sobie dokładnie przeczytać (po polsku) co twierdza o tym polskie laboratoria:).

  • korzeń łopianu (Arctium lappa): bardzo łagodne zioło, o którym jeszcze nie raz Wam napiszę. Jest słynne ze swoich właściwości oczyszczających organizm, wspomaga regenerację wątroby, oczyszczanie organizmu (pobudza działanie nerek), lekko wspomaga apetyt, ma działanie ściągające, przeciwzapalne i lekko moczopędne. Stanowi największą część mieszanki.
  • szczaw polny (Rumex acetosella)nie ma go w oficjalnej farmakopei, ale uznaje się jego działanie jako „tradycyjne”. W mieszance „oficjalnej” używany jest tylko liść szczawiu, natomiast mamy przekazy, że Renne używała zarówno liścia jak i korzenia. Co moim zdaniem ma większy sens, bo korzeń szczawiu jest używany tradycyjnie np. w przypadku biegunek, czyli też dobrze działa na przewód pokarmowy.
  • kora wiązu czerwonego (Slippery elm, Ulmus rubra ): bardzo popularny surowiec zielarski z Ameryki Północnej.  Ma właściwości ściągające, przeciwzapalne, tonizujące (czyli podobne jak wyżej), wspomaga regenerację śluzówki. W Polsce trudno dostępny, w sklepie zielarskim dowiedziałam się, że nie jest jeszcze dopuszczony do otwartego obrotu (tak,żeby można było go kupić).
  • korzeń rabarbaru (Rheum palmatum): to również ciekawy surowiec (to nie jest rabarbar ogrodowy!) w dużych ilościach działa przeczyszczająco, w małych (jak zobaczycie w formule oryginalnej) wspomaga pracę przewodu pokarmowego i lekko oczyszcza. Są badania które wskazują, że pomaga wydalać lekki stosowane w chemioterapii.

Do czterech składników dodawano również inne (np. czerwoną koniczynę), stworzono nawet mieszankę pod inną nazwą handlową (Flor Essence), która zawierała ich osiem.

Bez względu na to czy jest ich 4 czy 8, co mówią nam te zioła?

Mówią, że po przygotowaniu odwaru (czyli gotowaniu korzeni w wodzie i zostawieniu do nasiąknięcia) otrzymamy mieszankę oczyszczającą, wspomagającą układ pokarmowy i usuwanie toksyn (dlatego mówi się, że może pomagać usuwać toksyny po chemioterapii).

Składniki essiacu

 

Co zatem „Robi essiac?”

  • to przede wszystkim jest gorzki tonik. To będzie gorzkie, bo jest z gorzkich ziół i należy pić go bez cukru. To oznacza, że jest to mieszanka tonizująca.
  • oczyszcza organizm, ma lekkie działanie przeczyszczające (dlatego trzeba uważać, zwłaszcza z rabarbarem), stymuluje pracę kłębuszków i diurezę (wydalanie moczu),
  • działa ściągająco, wspomaga regenerację tkanek, może pomagać w wydalaniu resztek po chemioterapii
  • posiada antyoksydanty

Jeśli popatrzymy na skład, otrzymamy więc mieszankę, która nie jest „stricte” powiązana z chorobą nowotworową, ale może nadawać się jako „tonik” do oczyszczania organizmu czy dla ogólnego jego wzmocnienia.

Rośliny, które są tam stosowane są zazwyczaj bezpieczne i nie mają raczej efektów ubocznych (najgorszym są właściwie  zaburzenia przewodu pokarmowego, wiecie jak to jest z rzeczami lekko przeczyszczającymi ,jeden reaguje tak, drugi inaczej). Jeśli więc jest stosowany w porozumieniu z lekarzem (bo to zawsze dobrze się jest zapytać, nawet trzeba) raczej wpisuje się w maksymę „po pierwsze nie szkodzić”.

Czy więc Essiac jest lekarstwem na raka? 

Zdecydowanie nie. Nie jest lekarstwem i nawet nie rozważajcie go w tych kategoriach: niestety raczej nie uleczy zaawansowanego raka ani też nie powinien być stosowany jako jedyna terapia o czym głośno mówią towarzystwa zajmujące się walką z nowotworami. „Oficjalny” producent również nie twierdzi (nawet nie może tego zrobić), że to jest mieszanka lecznicza.

Essiac to po prostu suplement, który może wspomóc w walce z chorobą nowotworową czy przynieść ulgę, poprawić apetyt etc.

Przeczytajmy sobie zresztą teraz dokładnie certyfikat prowadzenia tego suplementu do obrotu (podkreślenia moje): mówimy teraz o suplemencie „zastrzeżonym” w proporcjach tylko im znanych:

Produkt ESSIAC® może być zakwalifikowany do grupy środków dietetycznych korzystnych dla zdrowia, jako wsparcie dla normalnych, zdrowych funkcji organizmu. Zastosowanie kompleksu surowców roślinnych zawartych w produkcie ESSIAC® w zalecanej ilości przyjmowania, z punktu widzenia suplementacji ukierunkowanej na zwiększenie ogólnej odporności oraz poprawy procesu detoksykacji organizmu ma odpowiednie uzasadnienie. (czyli mieszankę można sobie popijać nawet jak się nie jest chorym, przypis K.H) Przedstawiona receptura preparatu roślinnego jest bezpieczna dla człowieka z uwzględnieniem następującego zastrzeżenia: produkt nie powinien być stosowany przez kobiety w ciąży i karmiące matki.”

Spotkałam się z wieloma pozytywnymi opiniami na temat essiacu (niekoniecznie tego kupionego „oficjalnie”, ale tradycyjnej mieszanki essiakowej) wśród zielarzy amerykańskich.  Jednak powiedzmy sobie prost, to nie jest lekarstwo.

Essiac przebył długą drogę: od lekarstwa „indian” po ceniony suplement diety, łącznie z zastrzeżonymi znakami towarowymi.

Warto jednak pamiętać, że większość rzeczy pielęgniarka (która przecież nie była jakoś strasznie wykształcona) pozyskiwała ze swojego ogrodu czy z niedalekich pól. Recepturę odtwarzała nawet nie jak profesjonalna zielarka, tylko czasem objętościowo. Chciała, żeby przyniosła pacjentom ulgę w cierpieniu i życzyła sobie, aby nie była droga czy niedostępna.

Czy taką recepturę można przygotować sobie w domu?

Można! Ale o tym w innym poście, gdyż ten jest już i tak strasznie długi!

Znamy proporcje stosowane przez Caisse.  Następnym razem, jeśli będziecie chcieli, pokażę Wam jakie są proporcje „oryginalne” oraz ewentualne „zamienniki”, które mogłyby pełnić podobną funkcję, a są łatwo dostępne w Polsce.

Ciekawe linki:

Powiem Wam, że jestem pełna obaw, czy taki post się Wam spodoba. Mam nadzieję, że po prostu komuś pomoże w zrozumieniu  jak działa ta mieszanka. Poniżej kilka ciekawych linków:

Mam nadzieję, że chociaż część z Was jest zaciekawiona tą opowieścią. Bo to w sumie historia, jakich mało.