Dlaczego nie każdy lubi lawendę? O zapachach, które działają na nas inaczej

5/5 (1 głosów)
Kategorie:
Podziel się z innymi:

To może być dla Ciebie szok, ale nie każdy lubi lawendę. Dla jednych to zapach spokoju, wspomnienie prowansalskich pól i miękkiego światła, dla innych duszący aromat, który wywołuje napięcie zamiast ulgi. I to jest w porządku. Nasze reakcje na zapachy są tak indywidualne, jak linie papilarne czy rytm serca.

To, co dla jednej osoby jest balsamem dla nerwów, dla drugiej może być zbyt intensywnym bodźcem. W aromaterapii nie chodzi więc o „uniwersalne” olejki, które mają działać na wszystkich tak samo. Chodzi o zrozumienie własnej wrażliwości i tego, jak nasz układ nerwowy reaguje na bodźce, emocje i wspomnienia ukryte w zapachach.

Kiedy zaczynamy słuchać swojego nosa z uważnością, odkrywamy, że zapach nie jest tylko przyjemnością, ale też narzędziem – do samoregulacji, ukojenia, czasem nawet do poznania siebie.

Nie ma dwóch takich samych nosów

Każdy z nas odbiera zapachy inaczej. I wbrew pozorom to nie tylko kwestia gustu, ale też biologia, która pisze własne scenariusze. W naszym DNA ukryte są setki genów (na ten moment znamy około 400 z nich) odpowiedzialnych za receptory węchowe, a ich kombinacje tworzą niepowtarzalny „odcisk zapachowy” każdego człowieka.

To właśnie dlatego jedna osoba w lawendzie poczuje miód i zioła, a inna ostre, niemal toaletowe tony. Niektóre z tych różnic są subtelne, inne naprawdę wyraźne. Są osoby, które w ogóle nie czują określonych zapachów (np. nut piwonii, wanilii czy zielonych aldehydów w cytrusach), ponieważ brakuje im konkretnego wariantu genu odpowiedzialnego za dany receptor. Dla nich świat pachnie nieco inaczej niż dla reszty.

💡 Ciekawostka:

Doskonałym przykładem tego, jak różnie możemy odbierać zapachy i smaki, będą świeże liście kolendry. Dla jednych pachną pięknie – świeżo, cytrusowo i zielono. Dla innych mają nieprzyjemny aromat mydła, zgnilizny albo wręcz chemiczny. Odpowiada za to gen OR6A2, który koduje receptor węchowy wrażliwy na związki z grupy aldehydów. W zależności od jego wariantu, nasz mózg interpretuje aromat kolendry w zupełnie inny sposób.

I to jeszcze nie koniec. Mamy też swoje indywidualne progi wrażliwości sensorycznej. Jedni wyczuwają najmniejszą nutę w powietrzu, inni potrzebują mocniejszego bodźca, by w ogóle coś poczuć. Wpływa na to układ nerwowy, emocje, hormony, czy się dobrze wyspaliśmy, a u kobiet nawet moment cyklu – ten sam zapach może codziennie pachnieć nieco inaczej.

Dlatego w aromaterapii nie ma jednego, uniwersalnego zapachu „na stres” czy „na sen”. Nasze nosy, a właściwie mózgi, które z nimi współpracują, mówią różnymi językami. I właśnie w tej różnorodności kryje się piękno: poznanie siebie przez zapach zaczyna się od samouważności.

Zapach to emocja, niekoniecznie tylko opinia

Zapach działa szybciej niż myśl. Zanim zdążymy go „ocenić”, nasz mózg już zareagował i przyspieszył oddech, rozluźnił mięśnie albo przywołał wspomnienie sprzed lat. Dzieje się tak, ponieważ bodźce węchowe trafiają bezpośrednio do układu limbicznego, czyli tej części mózgu, która odpowiada za emocje, pamięć i instynktowne reakcje.

Dlatego zapachy nie są tylko „ładne” lub „brzydkie”. Są emocjonalne, osobiste, czasem wręcz intymne. Lawenda może dla jednej osoby pachnieć jak dzieciństwo i ciepły ręcznik, który mama kładła na czole podczas gorączki, albo ogród pełen pszczół i słońca. Dla kogoś innego ten sam aromat może kojarzyć się z samotnością w szpitalnej sali, sterylnym zapachem pościeli, z czymś, co miało przynieść ulgę, ale nie przyniosło. Nasze mózgi nie reagują więc na zapach sam w sobie, lecz na emocję, która kiedyś się z nim połączyła. To właśnie nazywamy pamięcią zapachową lub olfaktoryczną, która łączy teraźniejszość z przeszłością, często nawet wtedy, gdy nie jesteśmy tego świadomi.

To tłumaczy, dlaczego tak trudno przekonać kogoś do zapachu, którego nie znosi. Bo to nie kwestia gustu, lecz skojarzeń zapisanych głęboko w ciele. I odwrotnie: aromat, który nas zachwyca, często rezonuje z tym, czego właśnie potrzebujemy, np. bezpieczeństwem, radością, bliskością.

>> Więcej o wpływie zapachów na emocje i samopoczucie dowiesz się z artykułu o psychologii perfum.

Nadwrażliwość sensoryczna – kiedy zapach jest zbyt silny

Chociaż dla większości osób zapachy stanowią przyjemne tło codzienności, dla innych mogą być intensywnym bodźcem, który potrafi naprawdę przytłoczyć. To nie kwestia kaprysu ani „przewrażliwienia”, lecz innego sposobu, w jaki układ nerwowy przetwarza bodźce. Dla takich osób zapach nie jest tylko delikatnym doznaniem, ale pełnoprawnym sygnałem, który może uruchomić reakcję stresową, przypływ emocji albo fizyczne zmęczenie.

Czasami wystarczy aromat perfum w zatłoczonym autobusie, by ciało napięło się jak po długim dniu pracy. Innym razem zapach detergentów, świec czy nawet naturalnych olejków eterycznych może być zbyt przytłaczający.

Nadwrażliwość sensoryczna to stan, w którym układ nerwowy reaguje zbyt silnie na różne bodźce: dźwięki, światło, dotyk, a także zapachy. To bardzo indywidualne, czasem reakcja pojawia się tylko na jeden zmysł, innym razem na kombinację kilku naraz. W takich momentach aromat, który dla większości jest „łagodny”, może wywołać ból głowy, napięcie lub rozdrażnienie. 

Jak znaleźć zapach, który naprawdę Ci służy?

Nie ma jednego przepisu na „dobry zapach”. To, co koi jedną osobę, inną może rozpraszać albo męczyć. Dlatego najważniejsze w aromaterapii jest eksperymentowanie z uważnością tak, by nauczyć się słuchać reakcji swojego ciała.

  1. Zacznij od czegoś prostego i wybierz jeden olejek, który Cię ciekawi. Nie ten, który wszyscy polecają, ale taki, do którego czujesz choć odrobinę sympatii.
  2. Powąchaj go z odległości, a nie prosto z butelki – czasem intensywność pierwszego wdechu potrafi przytłoczyć.
  3. Obserwuj, co się dzieje: czy oddech się wydłuża? Czy pojawia się napięcie, czy raczej miękkość? Nie szukaj natychmiastowej „ulgi”, tylko sygnałów z ciała. To one podpowiedzą, czy dany zapach naprawdę Ci służy.

Jeśli nie masz pewności, mikrodawkowanie będzie Twoim sprzymierzeńcem. Jedna kropla rozcieńczona w oleju bazowym, kropelka na chusteczce albo w dyfuzorze, to wystarczy. Wbrew powszechnemu przekonaniu, w aromaterapii nie chodzi o intensywność, lecz o subtelność i relację. Zapach ma być jak ciepła muzyka grająca w tle, a nie głośny koncert rockowy przy lotnisku, gdzie akurat startują odrzutowce.

Warto też obserwować, jak Twoje preferencje zmieniają się w czasie. Zapach, który dawniej wydawał się zbyt ostry, po kilku tygodniach może stać się przyjemny. Aromaty odzwierciedlają nasz nastrój, etap życia, nawet porę roku. Im lepiej poznajesz siebie, tym wyraźniej czujesz, które zapachy wspierają Cię naprawdę, a które tylko próbują coś zagłuszyć.

>> Zajrzyj do naszego przewodnika żeby dowiedzieć się, na co zwrócić uwagę gdy kupujesz olejki eteryczne.

🌸 Spróbuj:

Przez jeden dzień używaj tylko jednego olejku eterycznego – w kremie, dyfuzorze lub na chusteczce. Niech to będzie aromat, który znasz i z którym czujesz się bezpiecznie. Zauważ, jak reaguje Twoje ciało: czy oddech się uspokaja, czy zapach po chwili znika z Twojej świadomości, czy może staje się zbyt intensywny. Zobacz, jak zmienia się Twoje samopoczucie, gdy dajesz swoim zmysłom więcej ciszy niż bodźców.

Mniej znaczy więcej – zapach w rytmie ciszy

W świecie pełnym bodźców zapach może być jak szept. Nie musi krzyczeć, żeby działał. Czasem to właśnie te najdelikatniejsze aromaty, ledwie wyczuwalne, niemal ulotne, przynoszą najwięcej ukojenia.

W aromaterapii coraz częściej mówi się o olfaktorycznym minimalizmie. To podejście, w którym mniej naprawdę znaczy więcej. To powrót do prostoty: pojedyncze nuty zamiast złożonych kompozycji, subtelne aplikacje zamiast intensywnej dyfuzji. Kiedy zapach nie dominuje przestrzeni, zaczynamy słyszeć także inne sygnały, takie jak rytm oddechu, napięcie w barkach, delikatne zmiany nastroju.

Zapach może być jak forma medytacji, czyli cichy, obecny i nieoceniający.
Nie ma w nim celu poza byciem tu i teraz. Wystarczy kilka minut z olejkiem,
którego aromat jest Ci bliski, by przypomnieć sobie, że ciało i umysł
wciąż potrafią odnaleźć spokój.

Podsumowanie

Nie każdy lubi lawendę. I… bardzo dobrze! Zapachy uczą nas różnorodności, nie zgodności. Pokazują, że każdy z nas ma własny język ciała, pamięci i emocji. Dla jednych lawenda jest spokojem, dla innych wspomnieniem, którego nie chcą przywoływać. I obie reakcje są prawidłowe. Aromaterapia nie wymaga, by coś „musieć” lubić. Przeciwnie – zachęca, by słuchać siebie z ciekawością i łagodnością.

Bo w świecie pełnym hałasu zapach potrafi być szeptem. Delikatnym przypomnieniem, że Twoje ciało wie, czego mu trzeba. Wystarczy mu na to pozwolić.