Dzień dobry,
W ogrodzie u mojej Babci rosną rzodkiewki.
Nie są równiutkie, ani czyste. Czasem pękają. Trzeba się schylić i wyciągnąć je z mokrej i wilgotnej ziemi. Przekrojone są tak ostre, że ledwo można je zjeść. Odkąd pamiętam, zawsze jadłam u niej rzodkiewki z chlebem i solą. Mam nadzieję, że za rok będzie mogła jakimś cudem je zasiać albo przynajmniej popatrzeć, jak ktoś z nas sieje.
Mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Kocham i jestem kochana. Zawodowo robię to co sprawia mi radość, mam wspaniałych czytelników i pomysły na rozwój. Wydaje mi się, że robię coś dobrego, chociaż odrobinkę. Kiedy piszecie mi, że relaksujecie się czytając mojego bloga, albo że zrobiliście sobie kimczi lub krem i dało Wam to dużo radości, to myślę, że warto. Nie jest to lek na raka, lot na księżyc czy nowa teoria gospodarcza, ale takie zwykłe, małe rzeczy.
Jeśli jest coś czego się boję, to zmiany i czasu.. Czasem myślę o moich najbliższych i obawiam się, że to krucha równowaga: chciałabym, żeby jak najdłużej byli z nami, zdrowi i żeby mogli cieszyć się życiem. Pewnie nigdy, z wielu względów, nie pojedziemy razem na wspólne wakacje, ale mam nadzieję, że będziemy mogli jeszcze długo siać, zbierać i jeść razem rzodkiewki.
Pięknego dnia!
ps. tak naprawdę powinnam przygotowywać zaliczenia na studia, ale dzisiaj cały dzień biegałam z aparatem. Byłam prosto po weselu, więc postanowiłam sobie odpuścić naukę: wszystko kwitnie i prosi się o fotografowanie, zbieranie i podziwianie. Właściwie piszę dla Was ten post praktycznie po nieprzespanej nocy, zupełnie od serca, mimo, że może trochę bez sensu, nazwijcie to „natchnieniem pijaka” (mimo, że nie piłam praktycznie wcale:)). Rzodkiewki są wspaniałe, nie tylko na zdjęciu, będę je kisić. Zapraszam Was w tym tygodniu na wiele ciekawych postów! Trzymajcie się!