Dzień dobry,
Zdarzyło się Wam,że kupiliście sobie coś-co-na-pewno-będzie Wam smakowało, a potem po wykonaniu przepisu zostaliście jeszcze z furą surowca? Może więcej kilogramów jabłek? Albo wielka dynia z którą nie wiadomo co zrobić?
Ja stanęłam przed podobnym dylematem (ah, te problemy blogerki kulinarnej dotykające tajemnic Wszechświata!), kiedy moje shiso (dla niewtajemniczonych: początkowo mała, niepozorna roślinka, którą posadziłam eksperymentalnie wiosną) przerosło moją dziewięcioletnią siostrę.
—->
Dla tych, którzy nie wiedzą – tak wygląda moja siostra, ma prawie 150 cm wzrostu: kiedy chodziła do przedszkola, wszyscy konduktorzy twierdzili,że jest starsza i oszukuję (ja! oszukuję szanownych panów konduktorów!) nie okazując jej szkolnej legitymacji.
—–>
Stąd też, zostałam zmuszona do eksperymentowania (co jest bardzo przyjemnym przymusem:-)) i nie oglądając się na kuchnię japońską z którą kojarzone jest shiso, zaczęłam tworzyć własne połączenia kulinarne. Tym razem coś, co smakowało CAŁEJ mojej rodzinie i doczekało się dwóch komentarzy:
- Od mojej siostry, z pełną buzią i uznaniem w oczach: „no, TO jest PRAWDZIWE jedzenie”.
- Od moich Rodziców: „To jest świetne, dasz na bloga?”.
Dziś serwujemy w Ziołowym Zakątku pulpeciki z japońskim ziołem shiso – coś w rodzaju curry. Obawiałam się, że nie będzie smakowało mojej nieprzyzwyczajonej do intensywnych smaków rodzinie, jednak okazało się wprost przeciwnie. Ponieważ shiso mamy tego roku bardzo dużo, moża powiedzieć, że eksperymentuję z nim ile się da. Niestety, niedługo przyjdą pierwsze mrozy i zabawa się skończy.
Dla wszystkich niedowiarków, którzy zastanawiali się, czy moje shiso to jest prawdziwym shiso, a nie pokrzywą (ja też przez pewien czas się nad tym zastanawiałam!:-)) załączam zdjęcie. Shiso pięknie pachnie, jest czymś pomiędzy cynamonem, kuminem a zielem angielskim. Mojego shiso próbował szef japońskiej restauracji i stwierdził,że jest wyjątkowo delikatne w smaku i oh,ah:-) Jednak nadal mam go za dużo.
Pytacie mnie też w mailach, czy mogę Wam odsprzedać trochę liście shiso: zawsze trudno mi odpowiadać na to pytanie, ponieważ nie wiem za bardzo w jaki sposób wycenić shiso – wiem jakie są ceny za granicą i ceny restauracyjne, jednak nie do końca chciałabym czytelników kasować tak jak firmę:-) Druga sprawa jest taka, że shiso mogę nadać tylko kurierem (18 złotych), ponieważ w naszej miejscowości nie ma poczty i nie wyobrażam sobie jeżdżenia z pakunkiem do miasta.
Prawdopodobnie shiso przetrwa do pierwszych mrozów – ja będę za tydzień na dłużej u siebie na wsi, jeśli ktoś byłby zainteresowany to proszę o emaila ([email protected] – jednak odpiszę dopiero po powrocie z warsztatów tj. w przyszłym tygodniu), bo rozumiem,że to ostatnia szansa na shiso w tym roku i moglibyście mieć ochotę:-)
Wracając do przepisu..
Podobno shiso dobrze smakuje w stir fry.
Nadaje się też jako dodatek do sushi – podkreśla smak surowej ryby.
Lub też do łososia.
Ja cieniutko go kroję i blanszuję tak jak szpinak – z masełkiem i czosnkiem. Uwierzcie,że aromat jest NIEZIEMSKI!
Bardzo podoba mi się dodatek shiso do mięs: ze względu na zapach kuminu pasuje idealnie, jednak trzeba go wcześniej porządnie zblanszować,żeby nie było łykowate.
Jak większość osób (albo tak mi się przynajmniej wydaje) które mają nadmiar składnika, staram się próbować nowych połączeń i nie za bardzo przejmuję się tym co jest tradycyjne, a co nie.
Dlatego dziś na tapecie..
PRAWDZIWE JEDZENIE czyli curry z zielonym shiso!
Składniki (tak,tak,wiem, każdy ma je w szafce;-))
500 g mielonego mięsa dobrej jakości
duża garść liści zielonego shiso
kilka ząbków czosnku, zmiażdżonych
pół łyżeczki kminku rzymskiego
masło
dwie cebule, pokrojone w piórka
kilka strączków świeżego tymiaku
około kilogram dojrzałych pomidorów
przyprawy: sól, pieprz, ja używam arabskiej mieszanki przypraw Ras al hanout (kupiłam ją w sklepie internetowym), można dodać ulubionej mieszanki curry
jeszcze trochę masła.
Przygotowanie:
W garnku z grubym dnem rozgrzewamy olej lub masło. Shiso kroimy niedbale na kawałki. Kiedy olej zacznie się rumienić wrzucamy shiso i czosnek, smażymy,aż stanie się chrupkie. Następnie miksujemy je w blenderze, żeby stworzyło papkę.
Wyciągamy mięso, dodajemy kminek rzymski, shiso, sól, pieprz, trochę przyprawy ras el haout (lub innej przyprawy curry), formujemy małe pulpeciki i smażymy na rumiany kolor.
Przygotowujemy sos: w garnku z grubym dnem rozgrzewamy masło, dodajemy dwa ząbki czosnku, cebulę, tymianek, dusimy na wolnym ogniu przez około 5 minut,aż cebula zmięknie. Dodajemy przyprawy (jeszcze raz ras el hanout) – ja na tym etapie dodaję jeszcze kilka świeżych liści shiso – oraz pomidory. Dusimy na wolnym ogniu przez około 15 – 20 minut, następnie miksujemy pomidory na gładką masę. Teraz dodajemy łyżkę masła i zwiększamy ogień – sos powinien się zredukować, masło lekko skamrelizować: nada to potrawie pełny, maślany posmak.
Wkładamy pulpeciki, gotujemy jeszcze przez chwilę.
Podajemy jeszcze ciepłe – u mnie z kaszą.
Bardzo pyszne, polecam!